Strategiczna klęska Rosji. Żaden z celów wojny nie został osiągnięty
"Trzydniowa operacja specjalna" - jak propaganda Kremla przedstawiała wojnę w Ukrainie — wkracza właśnie w czwarty rok. Choć Moskwa usiłuje przedstawiać wojnę jako sukces, warto porównać jej efekty z założeniami, które towarzyszyły rosyjskiemu atakowi na Ukrainę. Klęski o takiej skali Putin prawdopodobnie nie był w stanie przewidzieć.
Nazywanie ponad trzyletniej wojny "trzydniową operacją specjalną" brzmi dzisiaj jak okrutny żart, ale tak właśnie propaganda Kremla przedstawiała na początku 2022 roku atak na Ukrainę.
Opublikowany przez przypadek, przygotowany z wyprzedzeniem komunikat tuby propagandowej Kremla — agencji RIA Novosti — potwierdził, że według pierwotnych planów 26 lutego 2022 roku Moskwa planowała obwieścić zakończenie działań, przejęcie kontroli nad Ukrainą i "przywrócenie Rosji jedności".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Czy warto kupić statyw Ulanzi Fotopro F38 Quick Relase Video Travel Tripod 3318?
Atakując Ukrainę 24 lutego 2022 roku, Rosjanie działali według scenariusza, który wcześniej z powodzeniem zrealizowali w Afganistanie. Kluczowe miejsca w kraju miały zostać opanowane rajdami stosunkowo nielicznych, ale mobilnych i dysponujących dużą siłą ognia oddziałów.
Szybkie przejęcie kontroli nad Ukrainą miało zapewnić wyeliminowanie jej dotychczasowych władz i opanowanie najważniejszych obiektów w stolicy, co powierzono jednostkom powietrznodesantowym (WDW).
26 lutego cele wojny miały być zrealizowane
To, co sprawdziło się w przypadku afgańskiej operacji Sztorm-333, zakończonej efektownym atakiem na pałac prezydencki w Kabulu i zamordowaniem prezydenta Hafizullaha Amina, całkowicie zawiodło w Ukrainie.
Warto jednak zauważyć, że — prowadzone zgodnie z planem operacji - rajdy rosyjskich jednostek okazały się skuteczne. Rosyjskie kolumny od północy i wschodu zbliżyły się do Kijowa, na południu w ciągu kilkudziesięciu godzin wojska wydostały się z Krymu, przekroczyły Dniepr i podeszły pod Chersoń, aż na północy zagroziły Charkowowi.
Rosyjski problem polegał na tym, że działania wzorowane na operacji Sztorm-333, a także amerykańskiej doktrynie "szok i przerażenie" (shock and awe) w Ukrainie nie odniosły rezultatu.
Pierwsza fala desantu śmigłowcowego, który miał opanować stolicę, została wybita w rejonie podkijowskiego lotniska Hostomel. Wsparcie dla osaczonych "desantników" nie dotarło - po zestrzeleniu jednego z samolotów transportowych Ił-76 pozostałe zostały zawrócone.
Nikt nie czekał na Rosjan z kwiatami także w samym Kijowie. Intensywnie reformowana we wcześniejszych latach ukraińska armia nie załamała się i zaczęła stawiać najeźdźcy zdecydowany opór. Symbolem czasowo jednoczącym Ukraińców ponad politycznymi podziałami stał się wówczas sam prezydent Wołodymyr Zełenski, który w drugiej dobie wojny oferowaną przez Amerykanów propozycję ewakuacji odrzucił słowami "potrzebuję amunicji, a nie podwózki".
Rosjanie nie zdołali także zneutralizować ukraińskiej obrony powietrznej ani - mimo uzyskania w powietrzu wyraźnej przewagi - całkowicie zniszczyć ukraińskiego lotnictwa.
Erozja pozycji Rosji
Planowana przez Kreml wojna błyskawiczna szybko zmieniła się w wojnę pozycyjną, a poza nielicznymi epizodami - jak efektowna ofensywa Ukrainy w rejonie Charkowa czy zmuszenie Rosjan do opuszczenia Chersonia - prowadzone na większą skalę działania manewrowe niemal zamarły.
Choć w walkach po obu stronach giną tysiące ludzi, ostatnie większe zmiany w przebiegu linii frontu miały miejsce jesienią 2022 roku. Od tamtej pory rosyjskie wojska przesunęły ją o kilka lub kilkanaście kilometrów.
W takiej sytuacji następuje stopniowa westernizacja ukraińskiej armii. Na początku wojny wojska ukraińskie były wyposażone, poza nielicznymi wyjątkami, przede wszystkim w broń o postsowieckim rodowodzie. Każdy kwartał wojny zmienia tę sytuację — zniszczony albo coraz bardziej wyeksploatowany sprzęt jest stopniowo zastępowany przez broń dostarczaną z zagranicy.
Dotyczy to artylerii, gdzie rosyjski standard w postaci kalibru 152 i 122 mm jest stopniowo wypierany przez zachodni 155 i 105 mm. Do Ukrainy docierają też czołgi uzbrojone w armaty 120 i 105 mm (zamiast "wschodnich" kalibrów 125, 115 czy 100 mm), a obok różnych wersji kałasznikowa strzelających amunicją 7,62 × 39 i 5,45 × 39 mm, coraz liczniej występuje broń strzelająca natowską amunicją kalibru 7,62 × 51 i 5,56 × 45 mm, w tym polskie karabinki Grot.
Świat nie chce rosyjskiej broni
W kwestii uzbrojenia Ukraina jest jednak tylko wierzchołkiem góry lodowej, bo Rosja stopniowo traci zagraniczne rynki zbytu, w tym także te, na których dominowała od dziesięcioleci.
Skalę zmian jasno pokazują liczby - jak wynika z danych udostępnianych przez Jamestown Foundation, od 2021 roku rosyjski eksport uzbrojenia zmalał o 92 proc., wartość eksportowanej broni spadła z ponad 14 mld do 1 mld dolarów, a globalny rynek odbiorców skurczył się z 31 państw w roku 2019 do kilkunastu w 2024 roku.
Szczególnie dotkliwy wydaje się fakt, że z rosyjskiego uzbrojenia rezygnują kraje kupujące je od dziesięcioleci, jak Indie czy Turcja. Za symbol rosyjskiej klęski można też uznać woltę Algierii - państwa przez lata budującego pozycję lokalnego mocarstwa na fundamencie wielkich zakupów rosyjskiej broni. Choć na początku 2025 roku Algier poinformował o zakupie samolotów Su-57, niedługo potem podpisał z Waszyngtonem memorandum o współpracy obronnej.
Straty nie do odrobienia
Jednocześnie Moskwa wyczerpuje swoje zapasy. Choć rosyjski przemysł produkuje broń w zaskakująco dużych ilościach, mimo przestawienia gospodarki na tryb wojenny produkcja nie pokrywa ponoszonych strat. Prowadzi to do zużywania broni i amunicji, którą przez dziesięciolecia zapełniano magazyny mobilizacyjne, a także do uzależnienia Rosji od woli zagranicznych sojuszników, jak Iran czy Korea Północna.
Prawdopodobnie największym, sprzętowym kosztem rosyjskich sił zbrojnych jest przy tym zagłada jej lotnictwa wojskowego. Jedynym, produkowanym w pojedynczych egzemplarzach, perspektywicznym samolotem bojowym jest w Rosji Su-57. Wszystkie pozostałe, wliczając to względnie nowoczesne Su-35 czy Su-34, to usprawniane do granic potencjału modernizacyjnego projekty z czasów ZSRR, których - przynajmniej na razie - nie ma czym zastąpić.
Tymczasem działania wojenne prowadzą do rosnącego wyeksploatowania posiadanych przez Rosję maszyn, a lotnictwo ponosi nie tylko straty bojowe, ale traci samoloty również na skutek wypadków.
Coraz więcej maszyn jest także uziemianych z powodu przekroczenia resursów - spędziły w powietrzu tak wiele godzin, że ich konstrukcja nie gwarantuje już bezpieczeństwa. Choć nie występują w statystykach jako straty bojowe, w praktyce są samolotami straconymi.
Drobnym, ale znamiennym przykładem problemu jest także unicestwienie rosyjskiego lotnictwa pokładowego, którego nieliczne, morskie maszyny wylatują resztki swoich resursów, eskortując bombowce strategiczne podczas patroli na dalekiej północy.
Strategiczna klęska
Sukcesy i porażki Kremla należy oceniać nie z perspektywy okopu pod Toreckiem, ale z punktu widzenia realizacji celów, dla których Putin rozpętał wojnę. Jest to tym łatwiejsze, że Moskwa jasno cele te sygnalizowała.
Ukraina nie została podporządkowana Rosji, jej armia nie została zneutralizowana, a stronnictwo prorosyjskie nie sformowało w Kijowie kolaboracyjnego rządu.
NATO nie zredukowało swoich sił zbrojnych i nie wycofało wojsk z krajów przyjętych do Sojuszu po 1997 roku, nie udzieliło także Rosji żądanych przez nią "gwarancji bezpieczeństwa". Przeciwnie, Sojusz rozszerzył się o Szwecję i Finlandię, międzynarodowe siły na wschodniej flance NATO uległy zwielokrotnieniu, a rozbrajający się przez dekady Zachód rozpoczął mozolne odtwarzanie utraconych zdolności militarnych.
Dlatego - niezależnie od tego, czy Rosja zdobędzie jeszcze jakieś powiatowe miasto w Ukrainie, albo przesunie linię frontu o kilkanaście czy nawet kilkadziesiąt kilometrów - uzasadnione wydaje się uznanie wojny za strategiczną klęskę Moskwy.
Choć propaganda Kremla stara się zafałszować rzeczywistość, a dyplomaci - być może - zdołają z czasem wynegocjować coś, co Putin będzie mógł przedstawić jako swój sukces, to żaden z celów, dla których Rosja zaatakowała Ukrainę, nie został osiągnięty.
Łukasz Michalik, dziennikarz Wirtualnej Polski