Nowa strategia NATO zakłada obronę Polski. Sojusz wyciąga wnioski z wojny w Ukrainie

Nowa strategia NATO zakłada obronę Polski. Sojusz wyciąga wnioski z wojny w Ukrainie

Turecki pilot służący w Polsce w siłach NATO
Turecki pilot służący w Polsce w siłach NATO
Źródło zdjęć: © NATO
Łukasz Michalik
19.04.2023 13:13, aktualizacja: 19.04.2023 15:46

NATO zmienia swoją strategię obronną: doświadczenia płynące z wojny w Ukrainie wskazują, że dotychczasowe założenia były błędne. Dlatego Sojusz Północnoatlantycki zamierza zmienić sposób działania, a wraz z nim plany obrony przed Rosją. Z punktu widzenia Polski i reszty krajów tzw. wschodniej flanki to ważna wiadomość. Jakie wnioski wyciągnęło NATO z wojny w Ukrainie?

180 dni mieli wytrzymać mieszkańcy państw bałtyckich pod rosyjską okupacją. W razie ataku ze wchodu Litwa, Łotwa i Estonia miały zostać czasowo opanowane przez Rosję. Wynikało to z kalkulacji wskazujących, że obrona tych krajów przez NATO może być bardzo utrudniona.

Nie dość, że lądowa komunikacja z sojusznikami ogranicza się do kilkudziesięciu kilometrów tzw. przesmyku suwalskiego, to na dodatek – ze względu na niewielką powierzchnię – krajom tym brakuje (podobnie jak np. Izraelowi) głębi strategicznej. To przestrzeń oddzielająca rejon potencjalnych walk od kluczowych dla istnienia państwa ośrodków politycznych czy gospodarczych.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Dlatego obowiązujący przez lata plan NATO zakładał, że w przypadku ataku Rosjanie zajmą "Pribałtykę", a NATO po zebraniu sił odpowie z całą mocą, niszcząc najeźdźców i oswobadzając Litwę, Łotwę i Estonię spod rosyjskiej okupacji.

Najlepsza linia obrony

Podobny, choć nieco zmodyfikowany scenariusz obowiązywał w przypadku Polski. Jeszcze kilka lat temu powszechnie chwalonym oficerem był – obecnie w stanie spoczynku – gen. Mirosław Różański, który w czasie jednej z symulacji miał rozbić siły rosyjskie, wpuszczając je najpierw w głąb Polski.

Miało to na celu osłabienie napastników pokonanym dystansem, szwankującą logistyką i działaniami sił nieregularnych. Dopiero wówczas Rosjanie zostali rozbici uderzeniem wyprowadzonym przez siły, zgromadzone pod zachodnią granicą kraju.

Kilka lat temu był to plan przez wielu wojskowych i polityków akceptowany i chwalony, bo kończył się pokonaniem napastnika. Tymczasem minęło kilka lat i Rosja napadła na Ukrainę. A w Ukrainie "wydarzyły" się Bucza, Sumy, Konotopy i dziesiątki innych, mniej nagłośnionych przez media miejsc.

Stało się jasne, że każda wieś czy miasto zajęte przez Rosjan to potencjalne miejsce nowych zbrodni. W takim kontekście dotychczasowa strategia NATO okazała się nie odpowiadać na faktyczne zagrożenia.

Nowa strategia NATO

Wygląda jednak na to, że rok po rosyjskim ataku na Ukrainę Sojusz wyciąga bardzo poważne wnioski, dotyczące przemieszczenia wojsk Sojuszu na wschód. Zwraca na to uwagę "The New York Times", cytujący Camille Grand, do niedawna asystentkę sekretarza generalnego NATO ds. Relacji: "Debata nie dotyczy już tego, ile to za dużo [by nie niepokoić Rosji], ale ile będzie wystarczająco".

Po pierwszym rosyjskim ataku na Ukrainę, w 2014 roku, NATO zareagowało rozmieszczeniem w Polsce i państwach bałtyckich czterech międzynarodowych batalionów. Rosyjski atak z 2022 roku spowodował zwiększenie tych sił do ośmiu batalionów, jednak – co zauważa "NYT" – obecność tych liczących około tysiąc żołnierzy oddziałów to nadal raczej deklaracja polityczna, niż realna siła wojskowa.

Dlatego NATO planuje rozbudowę stacjonujących na wschodzie batalionów do brygad, czyli jednostek o dwa poziomy większych (4-5 tys. żołnierzy), a do tego dysponujących wsparciem artylerii, rozpoznaniem czy własną logistyką. Warto zauważyć, że równolegle z działaniami Sojuszu, na wschód kierowane są także siły będące wynikiem dwustronnych porozumień.

Siły sojuszników stacjonujące w granicach Polski (kliknij, aby powiększyć grafikę)
Siły sojuszników stacjonujące w granicach Polski (kliknij, aby powiększyć grafikę)© Wirtualna Polska

W ten sposób m.in. w Polsce – obok natowskiego batalionu – stacjonują obecnie tysiące amerykańskich żołnierzy (ekwiwalent brygadowej grupy bojowej – armored brigade combat team, ABCT), których obecność za sprawą Camp Kościuszko zmienia się właśnie z rotacyjnej na stałą.

Sprzęt i wojska NATO w Polsce

W rezultacie do Polski cyklicznie przemieszany jest – a po pewnym czasie wycofywany i zastępowany nowym – sojuszniczy sprzęt. Obok stałych programów NATO, jak Baltic Air Policing, w Polsce stacjonowały lub stacjonują m.in. samoloty F-22, F-15 czy F-16, a po incydencie z upadkiem na polskie terytorium ukraińskiej rakiety – Niemcy przesunęli na teren Polski dwie baterie systemu przeciwlotniczego Patriot.

Działaniom tym towarzyszą manewry wojskowe, które – choć organizowane cyklicznie – od kilkunastu miesięcy wyróżniają się skalą i liczbą uczestników. W 2022 roku były to m.in. DEFENDER-Europe 22, Steadfast Noon czy Swift Response, a w roku bieżącym choćby Atlantic Resolve, w czasie których Amerykanie testowali zdolność do szybkiego przerzucenia do Europy tysięcy żołnierzy wraz z ciężkim sprzętem.

To fundamentalna zmiana w polityce Sojuszu: odstraszanie poprzez zapowiedź odwetu ma zostać zastąpione odstraszaniem poprzez obecność realnych, mających znaczenie sił, z którymi w przypadku ataku na Zachód Rosjanie będą musieli od samego początku walczyć. Dotyczy to również lądowego połączenia pomiędzy Polską i krajami bałtyckimi – z myślą o obronie tego rejonu powstaje właśnie kolejna, piąta dywizja Wojska Polskiego, czyli 1. Dywizja Piechoty Legionów.

Obecność zamiast groźby odwetu

Zachodzące w NATO zmiany podsumowuje Camille Grand: - Nie jest dobrze być pod rosyjską kontrolą przez kilka miesięcy, dopóki nie pojawi się "kawaleria".

Omawiane w kuluarach zmiany dotyczą jednak nie tylko przesunięcia kilku tysięcy żołnierzy na wschód, ale także zmiany polityki obronnej Sojuszu.

Chodzi o to, aby jego członkowie nie tylko wydawali na zbrojenia wymagane przez Sojusz kwoty, ale także koordynowali zakupy uzbrojenia i kierunki rozwoju swoich sił zbrojnych. Jako przykład podawana jest Kanada, poprzez presję Sojuszu skłoniona – w imię współdziałania z siłami zbrojnymi innych krajów - do zakupu latających cystern.

Wszystko to ma na celu przywrócenie istniejącej w czasie zimnej wojny zdolności NATO do prowadzenia konfliktu o wysokiej intensywności już od pierwszego dnia wojny, a nie dopiero po wielotygodniowych przygotowaniach, rozwinięciu jednostek czy przesłaniu sprzętu w rejon przyszłych walk. Nowa strategia zakłada, że wróg napotka międzynarodowy opór od samego początku, a broniony będzie "każdy centymetr" sojuszniczego terytorium.

Zmianę tę podsumował dla "NYT" Ivo H. Daalder z thinktanku Chicago Council on Global Affairs: "NATO nie myślało poważnie o obronie własnego terytorium. Teraz musi".

Łukasz Michalik, dziennikarz Wirtualnej Polski

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie