Regres rosyjskiej marynarki wojennej. Łatanie dziur zamiast rozwoju

Rosyjska flota traci zdolności, jakie wielkim wysiłkiem ZSRR zbudował 40 lat temu. Symbolem katastrofy stało się zatopienie przez Ukraińców krążownika "Moskwa", jednak ta prestiżowa strata to raczej efekt, niż przyczyna kryzysu. Problemy rosyjskiej floty są bowiem znacznie poważniejsze.

Krążownik atomowy projektu 1144 "Piotr Wielikij"
Krążownik atomowy projektu 1144 "Piotr Wielikij"
Źródło zdjęć: © Moscow Times
Łukasz Michalik

20.07.2023 | aktual.: 20.07.2023 12:27

Rosyjska marynarka wojenna to obecnie cień morskiej potęgi, zbudowanej przez ZSRR w latach 70. i 80. Był to czas, gdy – po raz pierwszy i jedyny od czasów Piotra Wielkiego – Rosja dysponowała oceaniczną flotą, zdolną do efektywnego działania w oddaleniu od własnego brzegu i bezpiecznych baz, chronionych przez rakietowe systemy obrony wybrzeża.

Budowane wówczas duże okręty zostały sprzedane (jak cztery krążowniki lotnicze projektu 1143) albo wycofane ze służby (połowa krążowników rakietowych projektu 1144), a pozostałe albo przedstawiają obecnie nikłą wartość bojową, albo przebywają w dokach na niekończących się naprawach.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Ich symbolem jest choćby remontowany od 2017 roku i kilkukrotnie płonący w stoczni lotniskowiec "Admirał Kuzniecow" czy remontowany od 1999 roku (to nie błąd!) krążownik "Admirał Nachimow".

Nie sposób przemilczeć tu losu krążownika rakietowego "Moskwa" – największego od 1982 roku okrętu, który został zatopiony w wyniku działań wojennych. Wcześniejszy rekord należał do argentyńskiego krążownika ARA "General Belgrano", zatopionego w czasie wojny o Falklandy.

Flota epoki admirała Gorszkowa

"Każdy potentat, który jedynie wojsko lądowe posiada, ma tylko jedną rękę, a ten, który posiada również flotę, ma obie ręce" – stwierdził ponad 300 lat temu car Rosji, Piotr Wielki. Twórca rosyjskiej potęgi doskonale rozumiał znaczenie silnej floty, jednak jego następcy – niezależnie od ustroju – traktowali ją jako dodatek do imperium, a nie jeden z jego filarów.

O tym, jak poważnym ograniczeniem jest brak oceanicznej floty przekonał się choćby Nikita Chruszczow, gdy w czasie tzw. kryzysu kubańskiego Moskwa nie była zdolna do adekwatnej odpowiedzi na amerykańską, morską blokadę Kuby. Wiszące na włosku ryzyko eskalacji konfliktu i ujawniony po latach zamiar użycia broni jądrowej były przykładem słabości, a nie siły rosyjskiej floty.

Admirał Siergiej Gorszkow
Admirał Siergiej Gorszkow© Sputnik, US Naval Institute

Zmiana nastąpiła dopiero za sprawą admirała Floty Związku Radzieckiego Siergieja Gorszkowa, który w latach 1956-1985 był m.in. dowódcą marynarki wojennej ZSRR. To właśnie wówczas Moskwa postawiła na rozwój sił oceanicznych, zdolnych do nawiązania walki z US Navy. Rozwój był imponujący.

Radzieckie wielkie okręty

To właśnie wówczas powstały cztery krążowniki lotnicze projektu 1143/11434 (typ Kijew, wyporność 41 tys. ton), dwa lotniskowce projektu 1143.5 ("Admirał Kuzniecow" i nieukończony, sprzedany do Chin "Wariag"), cztery atomowe krążowniki rakietowe projektu 1144 (typ Orłan, wyporność 26 tys. ton) czy nieco mniejsze i tańsze krążowniki rakietowe projektu 1164 (typ Atłant, wyporność 11,3 tys. ton).

Krążownik lotniczy projektu 11434 "Baku". Okręt sprzedano do Indii, gdzie został przebudowany na lotniskowiec INS "Vikramaditya"
Krążownik lotniczy projektu 11434 "Baku". Okręt sprzedano do Indii, gdzie został przebudowany na lotniskowiec INS "Vikramaditya"© Domena publiczna | LT P.J. Azzolina

Seryjnie budowano niszczyciele rakietowe projektu 956 (19 jednostek typu Sowriemiennyj, o wyporność 7,9 tys. ton), czy 13 niszczycieli rakietowych projektu 1155 (Typ Udałoj I i II, wyporność 7,5 tys. ton).

Był to również czas bezprecedensowego rozwoju rosyjskich sił podwodnych. Powstały wówczas ikoniczne "boomery" (atomowe okręty podwodne z pociskami balistycznymi), jak sześć jednostek projektu 941 (typ Akuła, wyporność 23 tys. ton), 21 projektu 667 (typ Delta III i Delta IV) czy uderzeniowe okręty podwodne projektów 949 (typ Granit/Antiej) albo 971 (typ Szczuka).

Upadek oceanicznej floty

Niewiele z tego zostało. Jedyny rosyjski lotniskowiec, "Admirał Kuzniecow", po przedłużającym się remoncie ma wrócić do służby w 2023 lub 2024 roku. Dwa krążowniki atomowe typu Orłan to obecnie dla Rosji zbyt duże obciążenie.

Po zakończeniu trwającego już 24 lata remontu krążownika "Admirał Nachimow" ze służby zostanie wycofana bliźniacza jednostka, "Piotr Wielikij". Oznacza to pozostawienie jednego okrętu tego typu.

Krążownik "Admirał Nachimow" jest remontowany od 24 lat
Krążownik "Admirał Nachimow" jest remontowany od 24 lat© Naval Post

Z krążowników typu Atłant po zatopieniu "Moskwy" pozostały dwa. Pozostające w służbie stare niszczyciele lata świetności miały w XX wieku, czas ich efektywnej służby dobiega końca, a następców brak. Mimo priorytetowego traktowania i oddawania do służby kolejnych jednostek niszczeniu ulega także rosyjska flota podwodna.

Rosja nie jest jedynym krajem, w którym służą kilkudziesięcioletnie okręty, ale choćby w przypadku Stanów Zjednoczonych wiek konstrukcji jest kompensowany modernizacjami, niosącymi m.in. lepsze sensory i świadomość sytuacyjną. Tymczasem w Rosji wieloletni remont bywa próbą utrzymania zdolności z lat 80., a nie dodaniem nowych.

Porównanie liczby wielkich okrętów w rosyjskiej marynarce wojennej w latach 1992 i 2023
Porównanie liczby wielkich okrętów w rosyjskiej marynarce wojennej w latach 1992 i 2023© Wirtualna Polska

Zalety miniaturyzacji

Formalna klasyfikacja okrętów czy ich wyporność ma przy tym znacznie głównie symboliczne. Rozwój technologii – jak choćby upowszechnienie kontenerowych, pionowych, uniwersalnych wyrzutni rakiet (VLS) – sprawia, że dawne możliwości dużych jednostek są obecnie często dostępne dla okrętów znacznie mniejszych. To "równanie w dół" nie dotyczy jednak w równym stopniu wszystkich krajów.

Gdy rosyjska flota traci duże okręty, państwa takie jak Chiny czy Japonia (która nigdy nie zrzekła się roszczeń do części Wysp Kurylskich, określanych jako Terytoria Północne i formalnie pozostaje z Rosją w stanie wojny) inwestują wielkie środki w rozwój sił morskich, w tym również dużych okrętów klasy co najmniej niszczyciela.

Mocarstwowej pozycji na morzu pilnują także – mimo problemów US Navy – Stany Zjednoczone. Dobitnym dowodem wagi, jaką przywiązuje Waszyngton do kontroli wszechoceanu jest wymagana prawem (Kodeks Stanów Zjednoczonych, Title 10 §8062) liczba 11 lotniskowców pozostających w służbie.

Przepis ten przed dekadą było przedmiotem debaty w Izbie Reprezentantów, gdzie odrzucono wniosek, by prawo zezwalało na zmniejszenie liczby aktywnych lotniskowców do 10 (w praktyce taka sytuacja i tak miała miejsce w latach 2012-2017, po wycofaniu USS "Entrerprise").

Niszczyciel niszczycielowi nierówny

Warto jednocześnie zaznaczyć, że nazwy klas okrętów są dość płynne – w zależności od państwa podobne jednostki mogą być określane zarówno mianem fregaty, jak i niszczyciela.

Okręty będące formalnie niszczycielami w niektórych przypadkach (jak amerykańskie jednostki typu Zumwalt) równie dobrze mogłyby zostać sklasyfikowane jako krążowniki. O nazewnictwie decydują często główne zadania albo obowiązująca w danym kraju tradycja.

Dobitnym przykładem zamieszania z terminologią jest utrzymująca fikcję państwowego pacyfizmu Japonia, gdzie jednostki typu Kongō zaliczane niekiedy do krążowników noszą oznaczenie niszczycieli, a jednocześnie są określane mianem okrętów eskortowych (filar japońskiej marynarki wojennej nosi oficjalną nazwę Siły Eskortowe - Goei Kantai). Według tej samej nomenklatury japońskie lotniskowce typu Izumo to formalnie "niszczyciele śmigłowcowe".

Wieloletnie zaniedbania

Niezależnie od tego okręty, które weszły do służby w Rosji w drugiej dekadzie XXI wieku to jednostki klasy maksymalnie fregaty, porównywalne z polskimi Miecznikami. Choć największe z nich nadal są zaliczane do okrętów oceanicznych, brakuje następców dla okrętów, których eksploatacja ze względu na wiek dobiega albo powinna dobiec końca.

Jednocześnie, w kontekście problemów z mniejszymi okrętami, plany budowy przyszłościowych niszczycieli projektu 23560 czy lotniskowców projektu 23000 wydają się raczej przeznaczoną na użytek wewnętrzny propagandą, niż faktycznym zamiarem jakościowego wzmocnienia rosyjskiej marynarki wojennej.

Choć Rosja od kilkunastu lat nie szczędzi wysiłków, aby odbudować swój morski potencjał, a przed wojną w Ukrainie rosyjskie stocznie były pełne nowobudowanych okrętów, możliwości są po prostu niewspółmierne do potrzeb.

Problemem jest także sama geografia, narzucająca Moskwie konieczność utrzymywania czterech niezależnych flot (z uwzględnieniem Morza Kaspijskiego – pięciu), a zadania nie ułatwia nowa Doktryna Morska, stawiająca przed flotą m.in. zadanie obrony strategicznej Północnej Drogi Morskiej.

Jak zauważa komandor podporucznik Paweł Wrzos z Ośrodka Radioelektronicznego, "skala długoletnich zaniedbań w zarządzaniu flotą spowodowała, że jednostki wchodzące do służby będą nie tyle zwiększały zdolności bojowe floty, ile wypełniają w nich ogromne luki".

Łukasz Michalik, dziennikarz Wirtualnej Polski

Zobacz także