Lekkie lotniskowce i pływające bazy. Stany Zjednoczone tworzą flotę do walki o Pacyfik
Lotniskowce to trzon amerykańskiej marynarki wojennej. Choć są najbardziej znane, nie są jedynymi okrętami, zdolnymi do obsługi samolotów, a USA jest właśnie w trakcie generacyjnej zmiany floty okrętów desantowych. Testuje je w roli lekkich lotniskowców, którym wsparcia udzielą inne, potężne okręty – pływające bazy w postaci okrętów typu Lewis B. Puller.
Chińska propaganda regularnie informuje o możliwości zatapiania przez Chiny amerykańskich lotniskowców. Choć należy traktować te doniesienia ze sceptycyzmem, pozostaje faktem, że Chiny zbroją się i rozwijają swoje siły pod kątem starcia ze Stanami Zjednoczonymi na Pacyfiku. Przeprowadzone symulacje wskazują, że wojna np. o Tajwan - choć ostatecznie wygrana - może oznaczać dla USA poważne wyzwanie.
Ameryka nie lekceważy chińskich aspiracji, odpowiadając własnymi zbrojeniami. Choć powszechną uwagę przyciągają zwłaszcza amerykańskie lotniskowce, to Waszyngton ma w rękawie jeszcze kilka asów, radykalnie zwiększających potencjał marynarki wojennej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Skala zamówień i charakter budowanych w ciągu ostatniej dekady okrętów jednoznacznie wskazują, jak poważnie Stany Zjednoczone podchodzą do kwestii ewentualnego konfliktu na Pacyfiku.
Okręty desantowe typu America
Nieco w cieniu lotniskowców Nimitz, które są właśnie zmieniane na wizualnie podobny, ale znacznie nowocześniejszy typ Gerald. R Ford, pozostają inne, amerykańskie jednostki. Są to okręty desantowe typu America, które – wraz z budową kolejnych jednostek - zastępują właśnie w służbie starsze i nieco mniejsze pod względem wyporności okręty typu Wasp.
Okręty typu America – choć zostały zaprojektowane z myślą o wspieraniu operacji desantowych – przypominają brytyjskie lotniskowce typu Queen Elizabeth czy japońskie "niszczyciele śmigłowcowe" (ze względów politycznych tak nazywane są okręty z pokładem lotniczym) "Izumo" i "Kaga".
W przeciwieństwie do starszych typów okrętów desantowych, typ America został pozbawiony ważnego elementu: mokrego doku, pozwalającego na wypływanie bezpośrednio z wnętrza okrętu amfibii i barek desantowych.
Zamiast niego wygospodarowano więcej miejsca dla sprzętu lotniczego, a sam desant ma – w tym przypadku – odbywać się drogą powietrzną. Podwójna rola nowych okrętów została potwierdzona w marcu 2022 roku, kiedy Amerykanie rozpoczęli testowanie ich w roli lekkich lotniskowców.
"Lekki lotniskowiec" w wydaniu amerykańskim oznacza okręt, na którym bazowało więcej samolotów F-35B (20 egzemplarzy), niż na największych lotniskowcach Europy, czyli brytyjskich lotniskowcach typu Queen Elizabeth (18 maszyn). Docelowo ma powstać 11 jednostek typu America, stanowiących zaplecze dla Korpusu Piechoty Morskiej.
Nowe zadania Korpusu Piechoty Morskiej
Sam korpus Marines ulega w ostatnich latach poważnym przeobrażeniom. Został on pozbawiony najcięższego uzbrojenia – jak m.in. czołgi Abrams (z czego – kupując użytkowane przez Marines egzemplarze – skorzystała Polska) wraz z wozami technicznymi czy mobilnymi mostami.
Zredukowano także artylerię lufową (holowane haubice M777), ale znacząco rozbudowano artylerię rakietową, zwiększając wsparcie HIMARS-ów z siedmiu do 21 baterii. Marines przygotowują się także do generacyjnej zmiany pojazdów opancerzonych – wysłużone amfibie AAV7 mają już następcę w postaci pojazdów ACV, zapewniających znacznie lepszą ochronę załogi i desantu.
Reforma Marines ma na celu przywrócenie Korpusowi jego pierwotnej roli – zdolności do działania na wybrzeżu i prowadzenia operacji desantowych. W konsekwencji oznacza to reorientację Marines i przygotowanie piechoty morskiej do działań nie, jak dotychczas, w głębi lądu, ale na wyspach Pacyfiku.
Pływające bazy
Równocześnie Stany Zjednoczone rozwijają własne zaplecze. Ameryka stawia na pływające bazy – okręty typu Lewis B. Puller. To wielkie jednostki o długości 233 metrów i wyporności niemal 80 tys. ton, zbudowane na kadłubach zmodyfikowanych tankowców typu Alaska.
Dzięki temu rozwiązaniu okręty mogą transportować duże ilości paliwa, amunicji i wszelkiego zaopatrzenia, niezbędnego do wsparcia działań floty. Jednocześnie mają duży pokład lotniczy, z którego mogą operować nawet duże śmigłowce, jak MH-53E.
Wnętrze okrętu zostało zaprojektowane tak, aby można łatwo konfigurować je pod kątem aktualnego zapotrzebowania – np. do wspierania działań jednostek specjalnych, zespołów abordażowych czy obsługi niewielkich jednostek podwodnych.
Działania tych ostatnich ułatwia ciekawie rozwiązany, wewnętrzny dok o nazwie RULARS (Rotary UUV Launch And Recovery System). Pozwala on na wodowanie dużych bezzałogowców bezpośrednio pod kadłubem macierzystego okrętu, co – ponieważ wszystko odbywa się pod wodą – jest możliwe nawet przy bardzo wzburzonym morzu.
Ratunek dla uszkodzonych okrętów
Kolejną ważną kwestią, pokazującą skalę amerykańskich przygotowań do wojny na Pacyfiku, jest problem związany z ratowaniem personelu uszkodzonych lub zatopionych okrętów i udzielaniem pomocy uszkodzonym jednostkom.
Bardzo ciekawą analizę tego zagadnienia przedstawił niedawno Forbes, który zajął się kwestią ewentualnego ratunku dla personelu amerykańskiego lotniskowca, który w czasie walk zostałby uszkodzony na tyle poważnie, by istniało ryzyko zatonięcia.
Podczas II wojny światowej Amerykanie stracili na Pacyfiku cztery lotniskowce (USS "Langley", "Yorktown", "Wasp" i "Hornet", a także kilka małych lotniskowców eskortowych), jednak współczynnik przeżycia ich personelu sięgał aż 90 proc. Było to możliwe, ponieważ okręty te były osłaniane z bliskiej odległości przez liczne zespoły mniejszych jednostek.
Obecnie amerykańskie lotniskowcowe grupy uderzeniowe są nieliczne – tworzy je z reguły jeden krążownik, 3-4 niszczyciele i podobna liczba mniejszych okrętów. Aby efektywnie chronić lotniskowiec, będą one w czasie walki rozproszone na dużym obszarze.
W takich warunkach szybka pomoc dla liczącej 5-6 tys. osób załogi okrętu lotniczego może być bardzo utrudniona. Dochodzi do tego kwestia podjęcia na pokład innych okrętów tysięcy ludzi z lotniskowca, co wpłynęłoby negatywnie na możliwości bojowe pozostałych jednostek.
Między innymi z tego powodu Stany Zjednoczone rozpoczęły program budowy pływających szpitali w formie szybkich katamaranów. To jednostki typu Cody, zdolne do szybkiego pokonywania dużych odległości i udzielania wsparcia zarówno zespołom okrętów, jak i oddziałom ekspedycyjnym walczącym na brzegu.
Obok okrętów typu Cody, budowana jest także seria nowoczesnych okrętów ratunkowych typu Navajo. Mają one być zdolne do udzielenia uszkodzonym w walce okrętom – także tym największym - wszelkiej pomocy. Navajo są zdolne do akcji gaśniczej, holowania (nawet dużo cięższych jednostek), ściągania z mielizn czy podwodnych akcji ratunkowych, ale także np. do zwalczania skutków wycieku ropy.
Łukasz Michalik, dziennikarz Wirtualnej Polski