Genialny sposób Ukraińców. Rosjanie nie wiedzą co się dzieje

Ukraińska kreatywność nie przestaje zadziwiać, czego przykładem są drony służące do podkładania min w pobliżu rosyjskich pojazdów. Wyjaśniamy skuteczność tej metody, która wprowadza niemałe zamieszanie w szeregach armii Putina.

Ukraiński dron zrzucający miny przeciwpancerne PTM-3 na tyłach Rosjan.
Ukraiński dron zrzucający miny przeciwpancerne PTM-3 na tyłach Rosjan.
Źródło zdjęć: © Twitter | Ukraine Weapons Tracker
Przemysław Juraszek

11.07.2023 | aktual.: 12.07.2023 09:16

Ukraińcy wykorzystują komercyjne drony na bardzo wiele sposobów, począwszy od zwiadu czasem nawet w kooperacji z czołgami lub korygowania ognia artylerii po niszczenie porzuconych przez Rosjan czołgów, służenie w charakterze "latającej karetki" dostarczającej pomoc medyczną rannym bądź przeprowadzanie ataków na różne cele.

Te mogą być eliminowane za pomocą zrzucanych granatów lub pocisków moździerzowych jak np. podczas eliminowania rosyjskich snajperów bądź drony są przerabiane na improwizowaną amunicję krążącą. Te zwane też dronami "kamikadze" są prostymi konstrukcjami o zasięgu kilkuset metrów, gdzie często za pomocą trytytek przyczepione są np. przeciwpancerne granaty z granatnika RPG-7 i służą do ataków na rosyjskie bojowe wozy piechoty BMP-3 bądź czołgi.

Ponadto drony były też wykorzystywane w rozminowywaniu terenu poprzez zrzucanie na miny ładunków wybuchowych. Nowością jest jednak wykorzystanie latających dronów do zrzucania w nocy na kontrolowanym przez Rosjan terenie min przeciwpancernych. Warunkiem koniecznym jest jednak brak rosyjskich systemów walki elektronicznej pokroju Siłok-01 lub R-330Ż Żytiel mogących zakłócić sygnał GPS na danym obszarze.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Drony i miny PTM-3 - miny mogą być wszędzie

Widać, że Ukraińcy wykorzystują drony typu DJI Matrice 30T wyposażone w termowizję co pozwala na wykonywanie lotów w nocy oraz dysponujące udźwigiem paru kilogramów. Tyle wystarczy, aby skutecznie podrzucać nieświadomym Rosjanom miny w pobliżu pojazdów.

W tym przypadku zrzucane są miny PTM-3, co nie jest przypadkowym wyborem, bowiem te znajdują się dedykowanych pociskach rakietowych stosowanych w systemach BM-30 Smiercz, BM-27 Uragan czy BM-21 Grad. Są to pociski należące do rodzimy amunicji kasetowej, gdzie po prostu bomblety zastąpiono minami, co pozwala zaminować znaczny obszar w ciągu paru minut. Z kolei sama mina ma format stalowego prostokąta o masie 4,9 kg, z czego 1,8 kg stanowi ładunek wybuchowy.

W przypadku min PTR-3 te są upakowane w kasetce pocisku zawierającej ich kilka i w odpowiednim momencie są z niej wypuszczane. Wtedy następuje też pierwszy etap uzbrajania, ponieważ piny uzbrajające detonator są połączone linką kasetki (po prostu pin w chwili rozdzielenia się jest wyciągany).

To uruchamia mechanizm pirotechniczny dający około minutę opóźnienia aktywacji zapalnika, przez co mina może przetrwać upadek na ziemię. Po tym czasie mina jest już aktywna i zapalnik magnetyczny zdetonuje ją jak wykryje przejazd pojazdu. Co ciekawe tej miny też nie można normalnie rozbroić, ponieważ każda próba może się zakończyć jej detonacją.

Plusem jest jednak fakt, że mają one czas przydatności około 24 godzin, po czym powinny dokonać autodestrukcji. Jeśli to tego nie dojdzie, to dopiero wtedy można przy niej np. kłaść materiały wybuchowe, ale lepszym rozwiązaniem będzie strzelenie do niej z wielkokalibrowego karabinu maszynowego pokroju Browninga M2 lub DSzK.

Zrzucanie tych min przez Ukraińców z dronów za linią przeciwnika na rozpoznanych szlakach transportowych wprowadza niemały chaos w logistyce, ponieważ dostrzeżenie takiej kostki w błocie lub trawie z wnętrza pojazdu opancerzonego bądź nawet zwykłej ciężarówki do prostych zadań nie należy.

Ponadto takie wykorzystanie min PTM-3 jest dużo bardziej ekonomiczne niż w przypadku artylerii rakietowej, ponieważ pozwala zmniejszyć liczbę potrzebnych min przy zwiększonej skuteczności. Przykładowo już nie trzeba ostrzelać terenu Gradem, tylko wystarczy parę dronów z dużą mniejszą liczbą min, aby osiągnąć podobny efekt.

Przemysław Juraszek, dziennikarz Wirtualnej Polski

Zobacz także