Dostawy kluczowej broni dla Ukrainy. Ekspert mówi, jak jest
Los Ukrainy w głównej mierze zależy od ciągłości dostaw rakiet do baterii Patriot, zapewniających ochronę kluczowych obiektów przed rosyjską bronią balistyczną i hipersoniczną. Wyjaśniamy, dlaczego Ukraina wraz z Europą jest skazana na pomysły obecnego rezydenta Białego Domu.
Ukraina dysponuje obecnie siedmioma lub ośmioma bateriami systemu Patriot oraz dwoma bateriami europejskiego systemu SAMP/T. Do tego dochodzi pewna liczba starszych systemów MIM-23 HAWK oraz poradzieckich S-300P i S-300W, ale pod warunkiem, że Ukraina ma do nich jeszcze rakiety.
Wszystko to składa się na tarczę zdolną zapewnić ochronę przed pociskami balistycznymi Iskander-M i ich kopiami KN-23/24 z Korei Północnej, zwanymi niekiedy "Kimskanderami" lub hipersonicznymi pociskami 9-S-7660 Kinżał.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ekspert o problemach Ukraińców — po części są winni sami sobie
Andrzej Kiński, redaktor naczelny miesięcznika "Wojsko i Technika", zaznaczył w rozmowie z WP Tech, że "Ukraińcy od początku stosowali Patrioty, wykorzystując więcej rakiet, niż wynikałoby to z sytuacji". - Ta kwestia dotyczy w zasadzie wszystkich typów przeciwlotniczych pocisków kierowanych, czego przykładem może być sytuacja z pierwszą dostawą niemieckich pocisków IRIS-T. Według Niemców miały one starczyć na trzy miesiące, a Ukraińcy zużyli je w miesiąc - zaznacza nasz rozmówca.
Ekspert zauważa, że istotę problemu doskonale pokazuje sytuacja z pierwszym przypadkiem użycia Patriotów w Ukrainie w nocy 16 maja 2023 r. - Mając do dyspozycji dwa systemy, obsługi odpaliły 30 rakiet w 90 sekund podczas, gdy możliwości techniczne ich radarów ograniczają liczbę równolegle zwalczanych celów do sześciu. A więc sporą część rakiet odpalono nie mając możliwości ich naprowadzania - wyjaśnia Kiński.
Dodaje, że "nawet zakładając użycie dwóch rakiet na jeden cel, dwa systemy mogły naprowadzać maksymalnie 24 rakiety". - W przypadku 30, część bardzo kosztownych rakiet była "odpalona na ślepo", ponieważ nie mogła zostać przejęta przez radar systemu naprowadzania. Doprowadziło to do zmarnowania bardzo kosztownych pocisków. Innym przykładem marnotrawstwa było strzelanie pociskami Patriot do celów takich jak drony Shahed - podkreśla ekspert.
Kosztowny towar z ograniczoną dostępnością
Ukraina potrzebuje setek pocisków do Patriotów rocznie, co jest zapotrzebowaniem stanowiącym wyzwanie dla całej koalicji wspierającej ten kraj. Niestety czas gra na niekorzyść Ukrainy, ponieważ mocno wspierające ją państwa europejskie nie mają możliwości produkcji rakiet do tego systemu.
Wszystko, co dotychczas było wysyłane przez Niemcy, Holandię czy Hiszpanię, stanowiło egzemplarze pochodzące z zapasów. Najpewniej były też najstarszymi pociskami, których termin użycia zbliżał się już do końca. Warto zaznaczyć, że jest to powszechny proceder, ponieważ koszt transportu jest niewspółmiernie niższy od ceny złomowania czy odświeżenia.
Każdy pocisk, szczególnie rakietowy, ma termin przydatności do użycia obliczony zwykle na 10 lub 20 lat, po którego upływie musi przejść remont w fabryce lub zostać zezłomowany. Powodem jest konieczność wymiany baterii zasilających elektronikę bądź starzenie się paliwa rakietowego i innych materiałów pirotechnicznych.
Z czasem zapasy zaczęły maleć coraz bardziej, a wiadomo, że każde państwo NATO jest zobowiązane do posiadania pewnego stanu magazynowego. Ponadto dla państw frontowych NATO, takich jak Polska czy Rumunia, nie jest w interesie ich bezpieczeństwa, by oddawać swoje pociski.
W efekcie Ukraina jest zdana na łaskę USA i zmiennej polityki Donalda Trumpa, dla którego problemy Europy nie są takim priorytetem, jak choćby Izrael czy obszar Dalekiego Wschodu na czele z Tajwanem. Jak dodaje Andrzej Kiński, "ostatnio pojawiły się informacje, że Amerykanie mają 25 proc. stanu magazynowego z początku 2022 r. Jest to właśnie efekt wspierania Ukrainy oraz Izraela w dalszym planie".
Powoduje to ogromne problemy z dostępem do rakiet w krótkiej perspektywie czasowej. Jednakże, jak przyznał już kilkukrotnie w wypowiedziach w mediach społecznościowych prezydent USA, są prowadzone starania nad pozyskaniem rakiet do systemu Patriot bez negatywnego wpływu na interesy amerykańskie.
Niestety szczegóły są nieznane, ale jednym z teoretycznie dostępnych rezerwuarów rakiet do systemu Patriot są państwa arabskie, takie jak Kuwejt, Jordania, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Katar czy Arabia Saudyjska. Przykładowo, z Jordanii trafiły do Ukrainy zestawy Gepard czy rakiety do systemów 9K33 Osa.
Jednak w opinii Andrzeja Kińskiego, zdecydowanie nie uda się pozyskać rakiet z tamtego kierunku i bardziej prawdopodobnym dostawcą może być Republika Korei. Dodaje też, że "bez dostaw pocisków do Patriota z USA, Ukraina będzie miała problem z obroną przed atakami z użyciem pocisków balistycznych".
Produkcja rakiet do Patriota — pełna zależność Europy od USA
Co gorsza, produkcja rakiet do Patriota prowadzona jest obecnie wyłącznie w USA, a europejska fabryka budowana w niemieckim Grafenwoehr przez konsorcjum COMLOG, zacznie - zgodnie z zapowiedziami - dostawy dopiero w 2027 r. Możliwości produkcji pocisków PAC-2 GEM-T przez Raytheona miały z kolei w 2024 r., jak podaje Defense News, wynosić 20 pocisków miesięcznie, co daje 240 rakiet rocznie.
W oparciu o dokumenty US Army, obecny wolumen produkcyjny koncernu Lockheed Martin to 550 pocisków PAC-3 MSE, kosztujących wojsko 3,87 mln dolarów za sztukę. Jest to cena za sam pocisk bez pakietu serwisowego. Z kolei dla klientów eksportowych, kupujących za pośrednictwem procedury FMS (Foreign Military Sales), jednostkowy koszt pocisku PAC-3 MSE to przynajmniej około 5 mln dolarów. Warto jednak zaznaczyć, że z końcem 2024 r. został podpisany kontrakt o wartości 368,6 mln dolarów na zwiększenie możliwości produkcyjnych do 650 pocisków rocznie.
Mimo wszystko czas realizacji dostaw pocisków PAC-3 MSE od podpisania kontraktu to 29 miesięcy. Jest to długi okres, ale i tak krótszy od możliwości produkcji pocisków Aster 30 przez MBDA, gdzie termin oczekiwania wynosił ponad 3 lata.
Pociski do systemu Patriot
Do Ukrainy trafiają obecnie dwa typu pocisków. Jednym są starsze i bardziej powszechne w składach produkowane przez koncern RTX (dawny Raytheon) pociski PAC-2 GEM-T, a drugim nowsze PAC-3 CRI lub PAC-3 MSE będące dziełem Lockheed Martina.
Pierwszy typ to efekt modernizacji z lat 90. XX wieku wcześniejszych pocisków celem poprawienia ich skuteczności w zwalczaniu pocisków balistycznych. Część elementów, takich jak korpus czy głowica bojowa, pozostała bez zmian, ale sinik rakietowy i głowica naprowadzająca zostały wymienione na nowsze.
W efekcie uzyskano przeciwlotniczy pocisk średniego zasięgu, który został lepiej zoptymalizowany do zwalczania celów balistycznych oraz obiektów o zmniejszonej sygnaturze radiolokacyjnej. Niestety ze względu na koszty, pozostawiono półaktywny system naprowadzania. Wymaga on oświetlania celu wiązką radaru kierowania ogniem aż do chwili trafienia. Dzieje się tak dlatego, ponieważ głowica pocisku jest jedynie odbiornikiem fal radiolokacyjnych. Ten sposób naprowadzania utrudnia obronę przed zmasowanym atakiem z kilku kierunków.
Rezultatem jest ekonomiczny pocisk zdolny do zwalczania samolotów na dystansie do 160 kilometrów, mający pewne możliwości antybalistyczne na mniejszych odległościach. Warto zaznaczyć, że zasięg 160 km dotyczy dużych samolotów, a wobec bardziej manewrowych obiektów pokroju myśliwców, zasięg spada.
Inaczej za to wygląda kwestia nieprodukowanych już od kilku lat pocisków PAC-3 Cost Reduction Initiative (CRI) przetestowanych w 2004 r. Podobnie jest ze stanowiącymi ich ewolucję - i obecnie będącymi standardem PAC-3 - Missile Segment Enhancement (MSE), które odpalono pierwszy raz w 2008 r. Obydwa pociski przyniosły rewolucję zastosowania jako precyzyjnie kierowanej głowicy kinetycznej, która niszczy cel impetem uderzenia, zamiast stosowania głowicy odłamkowej.
Jest to idea podobna do tej jak w brytyjskim Starstreaku, tyle że tutaj mamy do czynienia ze znacznie większym zasięgiem pocisku oraz wielokrotnie trudniejszymi do trafienia celami balistycznymi. Jest to najskuteczniejsza metoda zniszczenia celu, ale zarazem najdroższa w implementacji.
Kolejną rewolucją było zastosowanie aktywnej głowicy radiolokacyjnej, czyli mającej oprócz odbiornika fal radiolokacyjnych także ich emiter. Sprawia to, że radar kierowania ogniem musi tylko oświetlić cel na chwilę, a następnie może zająć się innym obiektem.
Taki pocisk typu "odpal i zapomnij" sam znajdzie cel we wskazanym przez system kierowania ogniem obszarze i trafi go autonomicznie. Warto jednak zauważyć, że zasięg radaru pocisku jest znacznie krótszy niż tego z baterii Patriota, ponieważ ten siłą rzeczy musi być mniejszy. Istnieje jednak możliwość korygowania trajektorii pocisku w locie poprzez przesyłanie aktualizacji pozycji i trajektorii namierzanego obiektu przez radar kierowania ogniem przy pomocy łącza komunikacyjnego.
Umożliwia ono także zmianę celu w locie, co znacznie zwiększa możliwości obrony baterii Patriot w przypadku równoczesnego ataku z kilku kierunków. Zasięg pocisków PAC-3 MSE jest szacowany do około 120 km przeciwko większym samolotom oraz około 40 km dla pocisków balistycznych.