Artyleria Wojska Polskiego. US Army może nam zazdrościć
US Army to siła nieporównywalnie większa od Wojska Polskiego, ale jest jeden aspekt, pod którym to Polska ma niekwestionowaną przewagę nad Amerykanami. Wyjaśniamy, na czym polega sekret polskiej artylerii lufowej w porównaniu do amerykańskiej.
Obecnie w Wojsku Polskim kontynuowany jest proces zastępowania poradzieckich systemów artyleryjskich pokroju 2S1 Goździk, których znaczna liczba trafiła do Ukrainy, i wz. 1977 DANA armatohaubicami K9 Thunder i AHS Krab w natowskim kalibrze 155 mm. Są to systemy światowej klasy z armatami o długości 52 kalibrów (8 metrów) oferujące rażenie celów na dystansie nawet do 80 km w przypadku zastosowania odpowiedniej amunicji.
Dla porównania rdzeń artylerii lufowej US Army stanowią haubice M109A7 Paladin będące głęboką modernizacją haubic M109 wprowadzonych do służby w latach 60. XX wieku. W ramach modernizacji do standardu M109A7 Paladin starsze wersje począwszy od M109A5 otrzymały poprawę opancerzenia, silnika wraz z zawieszeniem, zwiększenie bezpieczeństwa przewożonej amunicji i załogi oraz cyfryzację haubicy.
Nie zmieniono jednak armaty kal. 155 mm o długości 39 kalibrów (6 metrów), co znacznie ogranicza zasięg w porównaniu do nowoczesnych konkurentów. Limitem jest w zasadzie 30 km dla pocisków z dopalaczem rakietowym M549A1 bądź 40 km dla pocisków M982 Excalibur.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Armii USA pozostaje import
Zapóźnienie artyleryjskie US Army jest efektem prowadzonej polityki budżetowej i reorientacji sił zbrojnych na działania ekspedycyjne po upadku ZSRR, gdzie drogą opancerzoną artylerię samobieżną uznano za zbędną.
Pierwszym pokłosiem problemu było skasowanie w 1992 roku prowadzonego od lat 80. XX wieku programu Armored Systems Modernization (ASM). Miał on wyłonić całą rodzinę nowych ciężkich pojazdów dla US Army z uwzględnieniem następcy M109.
Mimo wszystko w 1994 roku wyodrębniono niedokończony projekt amerykańskiej armatohaubicy przyszłości, którego rozwój kontynuowano od 1994 roku w ramach programu XM2001 Crusader. Zakładał on opracowanie armatohaubicy opartej na podwoziu czołgu M1 Abrams o zasięgu ponad 40 km i szybkostrzelności 10 strz./min. Co ciekawe, zadaną szybkostrzelność osiągnięto dzięki zastosowaniu automatu ładowania i wodnemu chłodzeniu armaty, jak np. w morskich 76/62 Super Rapido (SR).
Ponadto ukończony prototyp miał być zdolny do rozpoczęcia ostrzału w przedziale 15-30 sekund i oferować możliwość oddania do ośmiu strzałów w trybie MRSI (multiple round simultaneous impact). Program o wartości ówczesnych 11 mld dolarów był ciężki dla budżetu i dodatkowo nie pomogła mu opinia GAO, amerykańskiego odpowiednika Najwyższej Izby Kontroli z 1996 roku. Sugerowała ona zakończenie programu i zakup niemieckiej armatohaubicy PzH 2000 lub modernizację posiadanych haubic M109.
Amerykanie, jak zwykle to bywało, wybrali opcję patriotyczną, podobnie jak przy karabinach M14, i zdecydowali się zmodernizować haubice M109 do standardu M109A7 Paladin. Spowodowało to skasowanie programu XM2001 Crusader w 2002 roku.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
XM2001 Crusader
To pozostawiło US Army z artylerią o krótkim zasięgu i kolejny program o kryptonimie XM1299 ERCA (Extended Range Cannon Artillery), mający poprawić sytuację, rozpoczął się w 2019 roku. Zakładał on montaż przez koncern BAE Systems prototypowej armaty o długości 58 kalibrów (blisko 9 metrów) w haubicy M109. Testy zaliczyły kilka sukcesów, ale jak pisał dziennikarz Wirtualnej Polski Łukasz Michalik, program ERCA został skasowany w 2024 roku.
Powodem miało być zbyt szybkie zużycie elementów (lufy bądź zamka), zbyt mocno odstające od interwałów przyjętych przez US Army. To sprawia, że obecnie jedyną szansą na nowoczesną artylerię US Army pozostaje import gotowego rozwiązania zagranicznego w ramach programu SPH-M (Self-Propelled Howitzer Modernization).
Biorą w nim udział firmy: American Rheinmetall Vehicles z haubicą RCH 155, BAE Bofors (H77BW Archer), Hanwha Defense USA (K9 Thunder), sojusz KNDS i General Dynamics Land Systems (HX3 z modułem AGM) i Elbit Systems USA (ATMOS 2000). Na razie efekt nie jest znany, ale faworytami wydają się być najnowsza wersja K9 Thunder i RCH 155.
Zasięg w artylerii lufowej — dłuższa armata to podstawa
Pociski artyleryjskie są rozpędzane przez gazy powstałe w wyniku spalania ładunku prochowego, tak samo jak w broni palnej. Ogólnie rzecz biorąc, im dłużej są one rozpędzane, tym wyższą prędkość osiągają. Przykładowo w jednym z testów ładunków prochowych Rheinmetalla pocisk L15A1 wystrzelony z armaty o długości 39 kalibrów przy temperaturze powietrza wynoszącej 21 stopni Celsjusza charakteryzował się prędkością wylotową 810 m/s, podczas gdy dla pocisku wystrzelonego w identycznych warunkach z armaty o długości 52 kalibrów było to już 945 m/s.
Różnicą jest też bardziej pojemna komora zamkowa mieszcząca więcej ładunku prochowego, aby zapewnić identyczne ciśnienie jak w przypadku krótszej armaty. Dla luf kal. 155 mm o długości 39 kalibrów standardem jest komora o pojemności 18,7 litra, a dla tych o długości 52 kalibrów są to 23 litry. Producenci maksymalne ciśnienie dla pocisków zazwyczaj podają w okolicy 400 MPa.
To wszystko pozwala na zwiększenie zasięgu bez stosowania różnych "sztuczek", które mają swoje wady. W przypadku wykorzystania najprostszych pocisków typu DM121 dla krótszej armaty zasięg 24 km, a dla dłuższej jest to 30/31 km. Z kolei zastosowanie tzw. gazogeneratora w dnie pocisku generującego spaliny ograniczające opór denny pozwala na zwiększenie zasięgu o 30 proc., z czego większy zysk mają dłuższe armaty.
Podobnie sprawa wygląda z pociskami z silnikiem rakietowym, który dodatkowo zwiększa prędkość pocisku po opuszczeniu lufy. Silnik działa przez kilka sekund, po czym się wypala. Przekłada się na zasięg ponad 50 km dla dłuższych armat, ale kosztem zmniejszenia ładunku trotylu w pocisku, ponieważ potrzeba wygospodarować miejsce na silnik wraz z paliwem rakietowym. Zwykle jest to ponad 5 kg w porównaniu do 9/10 kg dla zwykłych pocisków.
Inną opcją jest zastosowanie pocisków podkalibrowych, czyli mniejszych od średnicy lufy, umieszczonych odpadającym po wystrzale sabocie. Te podkalibrowe pociski cechują się lepszym współczynnikiem balistycznym od klasycznych, przez co wolniej tracą energię. Ich przykładem są kierowane pociski Vulcano GLR o zasięgu 70-80 km dla dłuższych armat bądź 50-55 km dla krótszych.
Nic nie zastąpi krótkiej armaty i jeśli USA chcą dogonić resztę państw NATO, to muszą przeprowadzić kosztowną wymianę artylerii lufowej na nowe systemy.
Przemysław Juraszek, dziennikarz Wirtualnej Polski