"Dinozaury atakują i na tym się bogacą". Przestańcie wciskać nam stare sprzęty jako nowe
Gdybyśmy zamrozili kogoś w latach 90. i przywrócili go do życia teraz, to... momentami mógłby nie zauważyć różnicy. Witajcie w nowych, lepszych latach dziewięćdziesiątych - kiedy marzenia ówczesnych nastolatków są dla każdego na wyciągnięcie ręki.
26.02.2018 | aktual.: 27.02.2018 09:47
"Nokia 8110 4G to nowe wcielenie kultowego modelu z topowej linii 8xxx, który został wprowadzony w 1996 roku. Sprzęt wyróżniał się wtedy nietypową, lekko wygiętą obudową i charakterystyczną osłoną klawiatury alfanumerycznej, dzięki którym szybko zyskał miano "banana". Popularność zyskał głównie dzięki filmowi "Matrix", który na ekrany kin trafił w 1999 roku" - tak “nową” nokię zapowiadał Mateusz Żołyniak na łamach Komórkomanii.
Nokia w najgorszy możliwy sposób znowu stara się wypromować i przypomnieć o sobie. Nie nowymi pomysłami, których nie ma konkurencja. Nie odmiennym podejściem. Zamiast tego mamy stare sprzęty w nowej oprawie.
Oczywiście to nie tak, że Nokia gra wyłącznie na tanim sentymencie. Na targach w Barcelonie zapowiedziano też nowe modele. Ale żeby ktoś o nich usłyszał, najpierw Nokia musiała narobić szumu telefonem, który pamiętają fani “Matriksa”. Odrestaurowany sprzęt sprzed 22 lat zapowiadany jest jako “nowość” na targach elektroniki w roku 2018. Sami przyznacie, że brzmi to absurdalnie.
Co gorsza, ta metoda działa. Wystarczy spojrzeć na popularność modelu 3310 po jego powrocie. I mam wrażenie, że przyczyną sukcesu wcale nie jest niska cena czy potrzeba posiadania telefonu zapasowego. Wspierając powroty dawnych hitów broni się własnych wspomnień.
Niedawno na Twitterze widziałem wpis na temat jednego z odcinków “Z Archiwum X” - ktoś stwierdził, że najchętniej skrytykowałby dzieło twórców, ale nie może, bo to przecież kultowy serial jego młodości. Logiczne - kto lubi o sobie myśleć “rany, ale kiedyś byłem głupi, czemu mnie to bawiło”. Lepiej umówić się, że ma to swój urok.
Nie można powiedzieć, że ograniczone funkcje 3310 - czy zapowiedzianego niedawno modelu 8110 - to coś fajnego. A przecież mamy do czynienia z ubogim pod względem możliwości sprzętem. To byłoby jak przyznanie, że zabawki z naszej młodości były takie sobie, za to dzisiaj technologia jest na lepszym poziomie. To byłoby ośmieszenie swoich młodzieńczych marzeń i pasji.
Nostalgia ma się dobrze z jeszcze jednego powodu. Sprawia, że jest się kimś wyjątkowym. Widziało się coś, czego dzisiaj wielu nie może doświadczyć. “Ha, nie pamiętasz kultowego ‘węża’, co? Nie wymieniałeś się piosenkami przez podczerwień, nie zmieniałeś tapety w telefonie? Co ty, synku, wiesz o życiu”.
Nigdy nie lubiłem filmików, na których przedstawiano młodzież próbującą obsługiwać walkmana czy odtwarzacz VHS. Ba, nawet nie wiedziały, do czego to służy. Za to trzydziestoletni dziadkowie mieli ubaw i mogli sobie ponarzekać, jaka ta współczesna młodzież głupia. Jaka nieporadna. A kiedyś to były czasy - kasetę odkręcało się długopisem, trzeba było siedzieć cicho, żeby gra się wczytała. Jakim było się mądrym, zaradnym, pomysłowym! Dzisiaj wszystko podane jest na talerzu. A skoro tak, to przed laty było się kimś lepszym.
To jedyny sposób, żeby w czymś z tą młodzieżą wygrać. Dzisiejsi trzylatkowie lepiej radzą sobie z obsługą telefonów niż osoby dorosłe. Nastolatkowie wiedzą więcej, interesują się nowościami, w mig je chwytają. Współcześni trzydziestolatkowie nie mają na to czasu, więc siłą rzeczy zostają w tyle. Jedyne, czym mogą się obronić, to te kombatanckie wspomnienia.
Producenci doskonale o tym wiedzą i odgrzewają, co się da. Wróciła Nokia, wróciły winyle, wróciły kasety, wróciła Unitra, wracają gry sprzed 20, czy już nawet 10 lat. Wszystko, co “kultowe” i “retro”, jest super. Można poczuć się wyjątkowo, być w elitarnym gronie, które pamięta dawne dzieje.
Nokia swoim sprytnym powrotem pozwala wskoczyć ludziom wychowanym na memach czy oglądającym “Matriksa” 10 lat po kinowej premierze do tego pociągu. Osoby wychowane na memach z Nokią 3310, która upada na ziemię i uszkadza asfalt, mogą kupić sobie legendarny sprzęt i za pięć lat naśmiewać się z urodzonych już w XXI wieku, którzy na powrót się spóźnili.
Tyle że taka droga do niczego sensownego nie prowadzi. Odświeżanie starych pomysłów zapewne się opłaca, ale blokuje miejsce dla nowych, świeżych rozwiązań. Po co wymyślać i eksperymentować, skoro można zarobić na telefonie sprzed 20 lat? Kręcimy się w kółko.
To nie dotyczy tylko elektronicznych gadżetów. To problem całej popkultury. Spójrzcie na seriale Netfliksa. Po sukcesie “Stranger Things” pojawiają się kolejne, w których główną rolę odgrywa młodzież. “Everything Sucks” rozgrywa się w latach 90., a główni bohaterowie tak kojarzyli mi się z szajką ze “Stranger Things”, że byłem na twórców wściekły. Od premiery pierwszego sezonu horroru, który garściami czerpał z kultury lat 80., latem miną raptem dwa lata, a już mamy mnóstwo naśladowców. Wprawdzie nie kopiuje się wprost, ale w mniej lub bardziej nawiązuje do tego schematu. I widz zadowolony, bo widzi to, co zna i lubi.
Z grami jest podobnie. Jeszcze 10 lat temu wszyscy mieli dość strzelanin osadzonych w okresie II wojny światowej. Teraz “Call of Duty” i “Battlefield” wracają do tych klimatów, a gracze cieszą się z powiewu świeżości.
Znowu w modzie są seriale z nastoletnią młodzieżą. Discmana, kalkulator czy kasetę pokazuje się jako coś niesamowitego. To prawda, retro sprzęty mogą być urocze. Sam mam już ponad 50 kaset. Można więc powiedzieć, że sam sobie przeczę i wpadam w pułapkę polityki producentów, którą sam krytykuję.
Niemal wszystkie posiadane przeze mnie kasety są ręcznie zaprojektowane i wykonane. Powrót tego nośnika w wykonaniu niezależnych artystów miał sens - to nie tylko pochwała metody “zrób to sam”, ale dla małego twórcy jedyna szansa, by wydać swoje dzieło na fizycznym, niedrogim nośniku. A ja chcę zapłacić artyście i mieć kontakt z efektem jego prac. Ale gdy ktoś wciska mi na kasecie nową płytę Kultu czy innego współczesnego artysty, mam ochotę zaśpiewać za Dezerterem: “czterdziestoletnia młodzież znowu atakuje”. Ktoś zobaczył, że coś jest "trendy" i na siłę chce do tej mody dołączyć.
Kaseta to zresztą dobry przykład pokazujący, dlaczego sprzęty retro mają się tak dobrze. Gdy ostatnio rozmawialiśmy z kolegą o tym nośniku, przyznał, że 20 lat temu go nienawidził. Musiał zbierać kasety, bo płyty CD były za drogie. Nie miał wyjścia: musiał więc męczyć się z przestarzałą technologią, która brzmiała źle i była wybrakowana - przecież jak już pojawiły się kompakty, to artyści zachłysnęli się ich możliwościami i zamieszczali więcej utworów, których na kasetach brakowało. A pewnie byli też tacy, którzy na wiele kaset nie mogli sobie pozwolić. Albo nie mieli pieniędzy na walkmana czy porządny sprzęt grający.
Dziś możemy zapomnieć o tych problemach. Nie musimy przejmować się przewijaniem. Muzykę możemy puścić na Spotify, a kasetę postawić na półce. I cieszyć się fantastyczną jakością dźwięku.
Mówiąc wprost - poprawia się własną, niedoskonałą młodość. Wycina wszystko to, co w niej było złe. Nokia 3310 dla wielu była za droga, więc kiedyś jej nie mieli. A dla innych była jedynym gadżetem, na który mogli sobie pozwolić, kiedy wchodziły lepsze, nowocześniejsze telefony. Jaka to przyjemność wreszcie móc kupić legendarną Nokię, traktując jako “telefon zapasowy”. Tu nie chodzi tylko o to, żeby mieć pod ręką awaryjny sprzęt. To szansa na nadrobienie zaległości.
Tylko czy takie podejście ma sens? Wracać do obiektywnie gorszych czasów - mniej rozwiniętych technologicznie - by spełniać swoje dziecięce marzenia? Lepiej tworzyć nowe.