Kultowe "Kawaii" powraca do kiosków. Nowi i starzy naczelni mówią nam o jego historii

Kultowe "Kawaii" powraca do kiosków. Nowi i starzy naczelni mówią nam o jego historii
Źródło zdjęć: © Mangarnia.blogspot.com
Grzegorz Burtan

19.07.2018 14:59, aktual.: 20.07.2018 11:22

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Polacy kochają wskrzeszać stare magazyny. Na przestrzeni kilku lat ukazały się nowe numery "Secret Service'u", "Bajtka", "Magii i miecza". Do grona wskrzeszonych powraca kolejne - legendarne "Kawaii".

Magazyn? W 2018 roku? Nie widzę w tym nic dziwnego. Uwielbiamy "nasze retro", lubimy myśleć, że "kiedyś to były czasy, teraz nie ma czasów". A czasami po prostu fajnie jest mieć w dłoniach elegancko wydane pismo, które wygodnie przeczytamy w fotelu, zamiast miziać ekran smartfona.

W latach 90., kiedy dostępu do sieci nie miał prawie nikt, kolorowe pisma były jedyną furtką do zachodniego - i wschodniego - świata. Oferta dla miłośników gier i komputerów była nad wyraz hojna. A fani kultury japońskiej, mangi (komiksów) i anime (animacji)? Tych skupiało wokół siebie właśnie "Kawaii", które niedługo znowu trafi do sprzedaży.

- Kawaii wywodzi się z rubryki "Mangazyn" w czasopiśmie "PC Shareware" - mówi Paweł "Mr Jedi" Musiałowski, pierwszy naczelny pisma. - Piotr Rogóż, twórca fanzinu "Kawaii", zgłosił się do redakcji już po tym, jak została podjęta decyzja o przekuciu rubryki w regularny periodyk. Pierwotnie magazyn miał się nazywać tak jak rubryka w PCS, ale ta nazwa zdobyła sobie w redakcji tak dużą popularność, że wydawcy zdecydowali się ją użyć. Owszem, w pierwszym numerze Kawaii użyliśmy m.in. materiałów ze wspomnianego fanzinu, bo były gotowe i były pod ręką, ale magazyn Kawaii w żadnym wypadku nie jest przedłużeniem wspomnianego fanzinu, natomiast współpraca z Piotrem praktycznie umarła po tym jednym numerze - podkreśla.

Inne czasy...

Z kolei reaktywacja według rozmówcy była efektem pasji (bo czegóż by innego).

- Z pomysłem wznowienia nosiłem się od lat, idea nie jest nowa. W ogóle uważam, że koncepcja magazynu "Kawaii" jest ponadczasowa i uniwersalna, zwłaszcza teraz. Czyli w czasach, gdy słowo "geek" nie jest już określeniem obraźliwym. "Bycie fanem" stało się częścią życia nowych pokoleń - tłumaczy WP Tech "Mr Jedi". - Magazyn "Kawaii" natomiast zawsze miał w sobie "fanowskiego ducha", był robiony przez fanów i dla fanów, towarzyszyły mu zawsze autentyczne, pozytywne emocje, więc myślę, że jego powrót był tylko kwestią czasu - podkreśla.

Obraz
© Materiały prasowe

Były wydawca "Kawaii" w którymś momencie również doszedł do tego wniosku i tak oto spotkali się w pół drogi, wspomina Musiałowski. Jego zdaniem, aby projekt znowu mógł zaistnieć, musiała nastąpić pewna zmiana pokoleniowa. I oto "Kawaii" znowu budzi gorące emocje, jeszcze zanim pojawiło się na półkach.

- To naprawdę fantastyczne zjawisko i świadczy o tym, że idea tego magazynu jest wciąż żywa – podkreśla.

...ciekawe czasy

"Kawaii" publikowano do roku 2003 w wydawnictwie Bauer. Samo czasopismo istniało jeszcze do 2005 roku, przejęte przez Phoenix Press. Przez ten ostatni okres redaktorem naczelnym był Michał Radomił Wiśniewski, obecnie pisarz, publicysta i aktywny popularyzator kultury japońskiej w naszym kraju. Zapytany przez WP Tech o swoje wspomnienia, kreśli oczywiście diametralnie inny obraz mediów niż współczesne.

- To były zupełnie inne czasy. W latach 90. magazyn o mandze i anime miał dwa zadania: dostarczać obrazków, których brakowało, i streszczać anime, do których mało kto miał dostęp. Publikowało się na przykład dokładne opisy odcinków "Sailor Moon", które u nas zostały ocenzurowane. Poza tym panowała wielka wolność. O anime można było pisać jak się chce, bo nikt wcześniej nie pisał o anime - opowiada WP Tech.

Czytelniczki i czytelników napędzała telewizja. Bez koni pociągowych, czyli "Czarodziejki z Księżyca", "Pokemon" czy "Dragonballa", magazyn "Kawaii" nie miałby szans na przetrwanie, jak stwierdza Wiśniewski. Co zresztą się stało, gdy ich zabrakło. - Magazyny pełniły też poważną funkcję edukacyjną (przedstawianie ważnych twórców) i społeczną (kluby korespondencyjne, listy do redakcji). Te wszystkie funkcje zastąpił dziś internet. W serwisach streamingowych można oglądać nowe odcinki zaraz po premierze, razem z resztą świata. O sieciach społecznościowych nie wspominając - dodaje.

Jak z jego perspektywy wyglądała praca naczelnego? Na pewno nie było łatwo.

- Prowadzenie magazynu na przełomie wieków było wielką walką - o zdobycie wiedzy, materiałów, kontaktów. Dziś jest znacznie łatwiej. Nie zmieniła się jednak jedna rzecz, która była największym problem prasy papierowej, nie tylko tej hobbystycznej, czyli brak reklamodawców - zaznacza. - W Polsce rynek nigdy nie rozrósł się tak jak we Francji czy Niemczech.

Kiedy w 2003 roku wpadł na szalony pomysł, żeby zgłosić się na zwolnione właśnie stanowisko redaktora naczelnego, spytał o poradę kolegi - dziennikarza z "Gazety Wyborczej". Ten powiedział, że życie naczelnego to horror.

- A ja mu nie uwierzyłem. Strasznie chciałem spróbować czegoś nowego, no i to było spełnienie marzeń: oglądanie anime na pełny etat. Oczywiście było inaczej - dodaje Wiśniewski.

Jak bardzo? Wydawca miał swoje pomysły, fani mieli swoje pomysły, za chwilę pojawiła się konkurencja, telewizja nie puszczała niczego ciekawego, wylicza pisarz. Potem przyszedł internet, a wraz z nim upadek prasy papierowej. Najpierw walnął w segment pism hobbystycznych, a do mainstreamu trafił kilka lat później. I chociaż zostało mu dużo fajnych wspomnień, to przez dziesięć lat nie potrafił z przyjemnością oglądać anime. Dziś prowadzi rubrykę o anime w magazynie o grach "Pixel", pisze też o japońskiej popkulturze w mainstreamowych mediach.

- Nie ma dla mnie, jako fana, większej radości niż zobaczyć wielki fotos z anime w "Polityce". Skoro anime weszło do głównego nurtu, czy jest jeszcze miejsce na wyspecjalizowany magazyn? Jestem tego niezwykle ciekaw - zaznacza.

Dla Otaku i nie tylko

Do kogo będzie kierowane "Kawaii"? Nowy-stary wydawca obiecuje, że przyświecała mu myśl: "dla każdego coś miłego".

- "Kawaii" jest magazynem generalnie sprofilowanym pod młodego, masowego czytelnika. Teksty są lekkie, przyjemne, ale i treściwe. Nie zabraknie również materiałów dla bardziej wymagających czytelników, będziemy sięgać zatem również do klasyki oraz zjawisk z szerzej pojmowanej popkultury i kultury japońskiej - zaznacza "Mr Jedi". - Jednak wszystkie materiały w magazynie są redagowane w taki sposób, aby każdy typ czytelnika, bez względu na wiek i wiedzę o temacie, miał z tego nie tylko mnóstwo frajdy, ale i wyciągał z lektury masę ciekawych informacji. Innymi słowy, po magazyn "Kawaii" może sięgnąć każdy, nawet osoba niemająca pojęcia o japońskiej popkulturze, bez obawy, że czegoś nie zrozumie – zapewnia.

Również redaktor naczelny czasopisma "CD-Action", Dawid Bojarski, który wydaje "Kawaii", nie kryje podekscytowania.

- To pewnie zabrzmi jak banał, ale pomysł na wznowienie formatu wziął się z pasji - i do tematyki mangi, i anime, i do samego "Kawaii". Być może lata temu wyszło z kiosków i sklepów, ale z serc nie. Mam tu na myśli głównie serce Pawła Musiałowskiego, który stworzył "Kawaii" i był jego redaktorem naczelnym, oraz moje. Bo "Kawaii" było najważniejszym pismem mojej młodości. Wtedy czytałem każdy numer, a teraz mam możliwość pracować przy reaktywacji - spełnienie marzeń! Zespół redakcyjny składa się i z nowych, i starych autorów. Nakład jest na tyle duży, że czasopismo trafi również do małych sklepów i kiosków – zaznacza.

Pozostaje tylko poczekać na premierę. Pierwszy numer w cenie 6,99 zł ukaże się 26 lipca. Mata ne!

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (5)
Zobacz także