Kasety wiecznie żywe. Na Allegro sprzedaje się ich 400 miesięcznie, ciągle ukazuje się na nich nowa muzyka

Zdziwiły was winyle w Biedronce? Myślicie, że słuchanie muzyki na czarnej płycie to zaskakująca moda? W takim razie nie zauważyliście powrotu kaset. A raczej umknął wam fakt, że te właściwie nigdy nie odeszły.

Kasety wiecznie żywe. Na Allegro sprzedaje się ich 400 miesięcznie, ciągle ukazuje się na nich nowa muzyka
Źródło zdjęć: © Adam Bednarek
Adam Bednarek

Tylko podczas ostatniego sezonu świątecznego sprzedaż kaset magnetofonowych wzrosła o 140 proc. w porównaniu z ubiegłym. Amerykańska wytwórnia i właściciel platformy streamującej muzykę, marka Bandcamp odnotowała w 2016 roku wzrost sprzedaży kaset o 46 proc. W tym samym czasie komercyjne ich powielanie u największego producenta wzrosło o 20 proc. - pisała niedawno Gadżetomania.

Wcale mnie to nie dziwi. Sam zacząłem zbierać kasety z nową (!) muzyką dwa - trzy lata temu. Dlaczego? Bo są śliczne.

To małe dzieła sztuki. Z przemyślanymi okładkami, imponującymi grafikami. Jasne, płyty winylowe też są piękne, można zachwycać się okładkami wydań CD. Jednak kasety ze względu na swój niewielki rozmiar mają zupełnie inny urok. Na dodatek można je inaczej zapakować - nie zawsze jest to tradycyjne, plastikowe pudełko.

Wydawcy i zespoły kombinują, bawią się formą, stylem. Warszawski zespół Guiding Lights wypuścił na przykład taką kasetę:

Obraz
© Adam Bednarek

A wytwórnia Złe Litery taką:

Obraz
© Adam Bednarek

Wydania kasetowe różnią się pudełkami - np. album artysty o pseudonimie K. w wytwórni Jasień ukazał się w nietypowym, jakby “gumowym” opakowaniu. Tylko na pierwszy rzut oka wszystko jest "jedno i to samo". Każda kaseta jest inna.

Ma inny kolor. Jedna jest zielona, inna żółta; mam kasety przezroczyste, całe białe lub całe czarne. Jedna lepiej wygląda jak stoi, drugą przyjemniej oglądać postawioną na boku, kiedy okładka jest poziomo. Po prostu przyjemnie się na nie patrzy.

Wszystko w nich jest dokładnie zaplanowane. Bo współczesne, polskie kasety to nie dzieło fabryki (nie licząc rzecz jasna samej taśmy), a wydawca to nie normalna, prężna korporacja. Polskie niezależne wytwórnie, wypuszczające muzykę na kasetach, są przeciwieństwem wielkich firm. To najczęściej jednoosobowe projekty lub co najwyżej zajęcie dla niewielkiej grupki, które robią to po pracy, a nie z tego żyją. Nakłady też są więc niewielkie - tylko wybrane, nagrane przez “pewne” zespoły kasety ukazują się w 50 czy 100 egzemplarzach. Znacznie częściej to mniej niż 50 sztuk, raczej koło 20. I w tym też tkwi magia.

Podział jest prosty: najczęściej artysta nagrywa, a wydawca zajmuje się dystrybucją i wydawaniem. Czyli tworzeniem szaty graficznej, wkładaniem okładek i kaset do pudełek, wycinaniem grafik, przegrywaniem, pakowaniem, wysyłaniem, słowem - całą czarną robotą. Brzmi banalnie, ale kupując kasetę od razu wiem, że "ma duszę". Ktoś sam ją stworzył, musiał się namęczyć, zaplanować, wykonać. Dostajemy “produkt” wyjątkowy. Wykonany metodą chałupniczą, “zrób to sam” w każdym calu, i dlatego tak wartościowy.

A poza tym płacę za muzykę bezpośrednio artyście i wydawcy. W czasach, kiedy streaming jest bardzo wygodny i przydatny, ale przy tym staje się zwykłą usługą - często będącą dodatkiem do innej, na przykład przy abonamencie telefonicznym - kaseta pozwala po prostu nawiązać więź z artystą. Zapłacić mu za jego pracę, przyczynić się do tego, że wydawca dalej będzie chciał się męczyć. Widać to szczególnie na zachodzie, gdzie nawet początkujące zespoły wypuszczają swoje single na kasetach, winylowych “siódemkach”, tworzą koszulki, breloczki czy figurki i handlują nimi na koncertach. To sposób, by nie dokładać do interesu. I żeby słuchacz był zadowolony - miał coś namacalnego, coś więcej niż tylko bezstratny plik w chmurze czy na dysku.

Obraz
© Adam Bednarek

Uczciwy układ - idę na koncert, płacę za bilet, słucham muzyki, która mnie interesuje, kupuję gadżety, wynagradzam twórcę za jego pracę. I przy tym mam coś z tego, mogę przypominać sobie występ na żywo patrząc na półkę i stos kaset.

Zbieranie kaset: jak zacząć?

Dlaczego kasety nie umarły? Od razu ciśnie się odpowiedź - bo są tanie. I rzeczywiście, z punktu widzenia kupującego to bardzo oszczędny cenowo nośnik. Nowa kaseta, premiera, u polskiego niezależnego wydawcy rzadko kiedy kosztuje więcej niż 20-25 zł. Jeśli wybieramy kasetę starą, używaną, zapłacimy jeszcze mniej. Ludzie sprzedają je za grosze, bo “komu dzisiaj potrzebna”, wielu już dawno nie ma ich na czym słuchać. Kasetę Kultu czy innego popularnego zespołu z lat osiemdziesiątych w serwisie aukcyjnym kupimy nawet za 5 zł.

Trochę inaczej wygląda to z perspektywy wydawcy. Czyste kasety trzeba ściągać z Wielkiej Brytanii, w Polsce dobrych fabryk nie ma. Wbrew pozorom nagranie albumu na kasetę nie jest dużo tańsze niż wydanie go na płycie CD. A nawet jakby było, to rodzime wytwórnie nie mogą liczyć na kokosy, skoro wypuszczają muzykę w niskim nakładzie. Chodzi o to, by wydać ciekawą rzecz, wyjść na zero lub ewentualnie mieć pieniądze na kolejny projekt. Czysta pasja, a więc kolejna rzecz, która sprawia, że kasety to coś wyjątkowego.

Bycie kolekcjonerem kaset jest naprawdę niedrogim hobby. Dziś kupno dobrego sprzętu, który pozwoli cieszyć się wyjątkowym, ciepłym brzmieniem kasety, nie zrujnuje domowego budżetu. Za niewielkie pieniądze można kupić odtwarzacze czy decki, które kilkanaście lat temu były piekielnie drogie. A poza tym wciąż ma się dostęp do plików cyfrowych. Kaseta wcale nie oznacza odwrócenia się plecami od dobrego dźwięku i nowych technologii. Idzie z nimi w parze.

Obraz
© Adam Bednarek

To też jest ważne. Kasetę możemy potraktować jako gadżet, a słuchać jej na komputerze czy telefonie, w formie plików MP3. Możemy też odkurzyć starego walkmana albo kupić na Allegro stary, ale bardzo dobry magnetofon. "Wkręcając" się zaczniemy szukać jeszcze lepszych sprzętów, o których dawno temu marzyliśmy, a dziś możemy je mieć na wyciągnięcie ręki. Bo ktoś jednak postawił na muzykę cyfrową, nie ma miejsca w domu, chce się dawnego urządzenia grającego pozbyć.

Stary nośnik, współczesna forma

Wiele osób twierdzi, że kupowanie kaset to głupia moda, bo dźwięk jest niedoskonały. Fanaberia dla osób, które odrzucają nowinki technologiczne, udają alternatywnych, bo wracają do sprzętów retro. To nie tak. Raczej nikt, kto zbiera kasety, nie wyrzucił odtwarzacza CD i nie odciął się internetu, by słuchać muzyki z kaset, za pomocą magnetofonu.

Kupując kasetę, automatycznie dostaje się cyfrowe pliki do pobrania np. z Bandcampa. Poza tym niedoskonałość kasety jest często celowo wykorzystywana. Sami wydawcy przyznają, że nie każdy album może ukazać się na kasecie. Czasami płyta CD jest lepsza, czasami kaseta. Polskie wytwórnie, które najchętniej sięgają po ten nośnik, wydają w końcu muzykę eksperymentalną. Są to nagrania terenowe, ciężkie drony, ambient, noise - gatunek, w którym im brzydziej, im niedoskonalej, tym lepiej - czy tak nietypowe eksperymenty jak… nagrania zmywarki. W takiej muzyce idealne, perfekcyjne brzmienie schodzi na dalszy plan, więc kaseta jest idealna dla takich dźwięków.

Obraz
© Adam Bednarek

Wszyscy wiedzą, że kasety są niedoskonałe, więc "środowisko kasetowe" traktuje je zwyczajnie, jako pasję i hobby, a nie "styl życia". Różnice widać, gdy zajrzy się na fora dla słuchaczy płyt winylowych. Tam każda wada nośnika jest wypunktowana, na cyfrowe pliki patrzy się z pogardą, a dobra muzyka to tylko albumy nagrane przed rokiem 1989 rokiem. Przy kasetach jest inaczej - owszem, to sympatyczny nośnik, można go lubić, ale też nie ma w tym wielkiej, muzycznej ideologii. Same wytwórnie są też bardzo otwarte, bo wiedzą, że tworzą dla nielicznej grupy, więc mogą sobie pozwolić na eksperymenty. Wydają więc freejazz, metal czy elektronikę. Robią, co chcą, wypuszczają przyjemne dla oka gadżety, nie martwiąc się, czy audiofile będą zadowoleni.

Kaseta - kolekcjonerski rarytas

O kasetach pamiętają też ci, którzy słuchali muzyki w ten sposób lata temu. Obecnie na Allegro sprzedaje się od 300 do 400 kaset miesięcznie. Często taka kaseta ma sporą wartość kolekcjonerską, bo od dawna nie ma jej na rynku. Albo została wydana przez pirata, w niewielkim nakładzie, więc to jeszcze większy unikat. Kolekcjonerzy chcą mieć takie perełki i słono za nie płacą. Za 12 kaset Kultu, wśród których są nagrania z koncertów, trzeba zapłacić 600 zł. 60 sztuk metalowych kapel wyceniono na 1200 zł, a pierwsze oryginalne wydania hip-hopowych składów to wydatek nawet 250 zł.

O tym, że pogłoski o śmierci kaset były mocno przesadzone, świadczą nie tylko wyniki ze Stanów Zjednoczonych. W Polsce od lat, w muzycznym podziemiu, kasety są normalnym nośnikiem, na którym wydaje się nową muzykę. Nie ma tu mowy o nostalgii i sentymencie, skoro chodzi o premierowe nagrania. Dziś mamy co najmniej kilkanaście niezależnych wytwórni, które wypuszczają albumy swoich artystów właśnie w ten sposób. Do najważniejszych możemy zaliczyć BDTA, Jasień, Pointless Geometry, DUNNO Recordings, Pionierska Records, Złe Litery czy Wounded Knife, które niedawno zakończyło swoją działalność pod tą nazwą.

Nie ma mowy o renesansie kaset, bo te tak naprawdę nigdy nie umarły. Raczej przerodziły się w niszę. Czy znowu staną się ogólnodostępne, tak jak winyle? Trafią do Biedronki? Raczej nie, ze względu na to, że nie kojarzą się z audiofilskimi doznaniami. Ale też nie czeka ich smutny koniec, to nie chwilowa moda. Od kiedy sam zacząłem zbierać kasety 2-3 lata temu, powstają kolejne wytwórnie, targi niezależnych wydawców wciąż cieszą się popularnością, premier nie brakuje, a nowych odbiorców przybywa. To wyjątkowa nisza, na którą warto zwrócić uwagę.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (7)