Groził blogerowi. Ten skutecznie go upokorzył
Bloger Radek Teklak poradził sobie z hejterem, tropiąc go i informując pracodawcę o jego zachowaniu w sieci. W rozmowie z WP Tech tłumaczy, jak to zrobił, jakie były jego motywacje i dlaczego nie warto myśleć o zgłaszaniu nienawistnych komentarzy jako donoszeniu.
13.02.2018 | aktual.: 13.02.2018 14:15
Jak udało ci się namierzyć trolla, który ci groził?
Prowadzę swoją stroną na Wordpressie. Platforma daje informację zwrotną do administratora, w tym przypadku do mnie, z podstawowymi informacjami o komentujących. Oprócz nicku i treści komentarza, otrzymałem informacje o mailu, z którego komentujący zalogował się, żeby u mnie skomentować, oraz adresu IP, z którego komentarz został wysłany.
Ale to chyba nie był jedyny negatywny komentarz?
Powiem szczerze, pod tekstem było znacznie więcej obraźliwych komentarzy, ale nie chciałem komentować ich wszystkich – to był po prostu wylew g… Poprzestałem na kilku najbardziej "odjechanych".
Czy decyzja o doniesieniu do pracodawcy komentującej osoby była podyktowana obawą, że to coś więcej niż internetowa napinka?
Bądźmy szczerzy - nie boję się ludzi z internetu. Oni nie są skłonni do bezpośredniej agresji. Komentarz, że ktoś by mnie strzelił w "łep" [pisownia oryginalna - przyp. red.], potraktowałem jako ćwiczenie.
Jakiego rodzaju?
Przy pomocy jednej z ogólnie dostępnych stron znalazłem instytucję, do której należał adres IP, z którego komentarz został wysłany. Takich serwisów jest w sieci multum, znalezienie ich to nic trudnego, wystarczy wpisać w googla "czyje ip". Razem z nazwą instytucji dostałem też adres mailowy do komórki, która zajmuje się nadużyciami sieciowymi w firmie. Wyśledzenie tego użytkownika nie było dla działu IT problemem. Komentator odbył rozmowę z przełożonym, został skierowany na szkolenie zakończone testem.
Nie lepiej było wysłać zgłoszenie do odpowiednich służb?
Jestem daleki od tego, by nasyłać na takich ludzi policję. Myślę, że bardziej nieprzyjemną sytuacją jest pójście na dywanik do szefa. Jestem fanem publicznego zawstydzania, a nie karania chłostą. Chodziło mi o nauczkę, a nie zaspokojenie moje żądzy zemsty. Wstyd jest potężnym narzędziem, które "wytapia" zapędy do pisania gróźb, na dodatek z błędami. W całej tej sytuacji najbardziej wkurzyło mnie to, że słowo łeb napisał przez "p". To żenujące.
Ilu hejterów zgłosiłeś w swojej karierze blogera?
Bardzo rzadkie robię akcje tego typu. Ale uważam, że w momencie, w którym nie reagujemy, to takie zachowania będą eskalować. Zablokowanie takiej osoby nie wystarczy, bo dalej jest w sieci i robi gnój. Trzeba ich "eksterminować" – zawstydzać i banować, nawet z poziomu dostawcy internetu.
Czyli dawać cynk.
Nie uważam, że informowanie o takich występkach to bycie konfidentem. "Społecznik" jest najgorszą obelgą. Daliśmy sobie wcisnąć tę dresiarską dialektykę i uważamy, że zgłaszanie takich sytuacji to coś złego. Dla mnie to jest postawienie całego porządku na głowie.
Wspominałeś w naszej rozmowie, że w internecie siedzisz przez dwie dekady - zaczynałeś w czasach usenetu. Jakieś rady dla innych internautów?
Moja rada na radzenie sobie z trollami jest prosta: nie karmić się, nie napinać i nie odbijać piłki. Troll bez paliwa gaśnie. Jasne, trudno czasem tego nie robić, kiedy ktoś obraża twoją matkę. Bardzo mało ludzi ma odporność na obelgi wobec rodziny, ale zamilczenie jest najlepszą metodą. W momencie, kiedy troll gada sam ze sobą, odpuszcza. To trywialna rada, ale mam nadzieję, że w końcu się utrwali. Polecam każdemu, by wyrobił sobie taką "cyniczną" postawę, kiedy niewiele nas rusza. Łatwiej będzie nam i z trollami, i z fake newsami, bo nie będziemy "łykać" wszystkiego jak leci.
Co na to eksperci?
O komentarz, dotyczący wstydu jako formy kary w sieci, poprosiliśmy Pawła Wieczorka, medioznawcę z Uniwersytetu SWPS:
"Wstyd nie jest narzędziem do zwalczania anonimowego hejtu czy trollingu. Osoby takie działają w sieci nie po to, by przestrzegać zasad społecznych, lecz by je łamać. A wstyd jest właśnie elementem życia społecznego. Anonimowi trolle i hejterzy łamią zasady społeczne i wstyd nie będzie dla nich kategorią, która może ich powstrzymać. Inaczej jest z trollami i hejterami, których dane są ujawnione. Z tym że po ujawnieniu większe znaczenie odgrywa nie wstyd, lecz strach przed ewentualną odpowiedzialnością. Obawa przed możliwymi skutkami prawnymi przeważa nad wstydem wynikającym z ujawnienia danych hejtera lub trolla. Ale w ten sposób powstrzymujemy tylko tę jedną osobę, jedną z wielu w internecie. Hejterów i trolli jest przecież bardzo dużo."