Ślepy bokser. Polska broń dalekiego zasięgu

Polska kupiła, kupuje lub zamierza kupić liczne systemy uzbrojenia dalekiego zasięgu. Pociski takie jak NSM, ATACMS czy JASSM-ER mają zasięg setek kilometrów, jednak aby ich użyć, trzeba najpierw wykryć i rozpoznać cele. Możliwości Polski są w tej kwestii ograniczone, a użycie niektórych broni zależne od decyzji sojuszników. Niebawem wszystko się zmieni.

Wystrzelenie ATACMS z wyrzutni MLRS
Wystrzelenie ATACMS z wyrzutni MLRS
Źródło zdjęć: © Domena publiczna
Łukasz Michalik

21.07.2024 | aktual.: 21.07.2024 07:34

Światowe media co pewien czas donoszą o kolejnych rekordowych, celnych strzałach z karabinów snajperskich czy czołgowych armat. W cieniu tych dokonań giną inne, nie mniej ważne: zanim padł celny strzał, ktoś musiał cel wykryć i rozpoznać.

Ta sama zasada obowiązuje również w większej skali, gdy chodzi o cele znajdujące się nie tylko poza zasięgiem wzroku, ale daleko za horyzontem, oddalone o dziesiątki i setki kilometrów. Polska armia – choć ma już środki, aby razić cele na takich odległościach – nie ma na razie możliwości, aby samodzielnie je wykrywać.

O ile położenie fabryk, mostów czy lotnisk nie stanowi zazwyczaj sekretu, to obiekty będące bezpośrednim zagrożeniem – jak mobilne wyrzutnie rakiet, stacje radiolokacyjne, zgrupowania wojsk czy logistyka potencjalnego przeciwnika – nie są statyczne.

Ich zniszczenie wymaga, aby tzw. "kill chain" (ang. łańcuch zabijania - procedura od wykrycia, poprzez identyfikację, po podjęcie działań zmierzających do zniszczenia celu) był możliwie krótki.

AHS Krab czyli wzrost zasięgu ognia

Do niedawna polska armia nie musiała się przejmować wykrywaniem i rozpoznawaniem odległych celów. Ostatnie pociski balistyczne o zasięgu ok. 70 km – system 9K79 Toczka – zostały wycofane w 2005 roku, po czym nastąpił wieloletni zastój.

Szczytem możliwości było rażenie celów odległych o zaledwie 32 km, bo taki jest zasięg wieloprowadnicowej wyrzutni rakiet WR-40 Langusta, strzelającej pociskami M-21FK (obecnie za sprawą pocisków M-21FHD z rodziny Feniks-Z zasięg ten wynosi nawet 42 km).

Zmianę – początkowo niewielką – przyniosły armatohaubice Krab, których wprowadzenie do służby oznaczało zwiększenie zasięgu artylerii z 15-20 (zasięg strzału haubicy 2S1 Goździk) do około 40 km. Na tym dystansie wykrywanie celów oferuje sprzęt, opracowany i produkowany w Polsce, jak radar artyleryjski RZRA Liwiec czy rozpoznawczy dron FlyEye.

Problem zaczął się jednak nasilać wraz z pozyskiwaniem przez Polskę kolejnych, nowoczesnych systemów o znacznie większym zasięgu.

Syndrom ślepego boksera

Przez długie lata samoloty Su-22 nazywano "ślepym bokserem". Złośliwy przydomek był skutkiem braku stacji radiolokacyjnej, w wyniku czego Su-22, choć przenoszący pod skrzydłami pokaźny arsenał, w warunkach złej widoczności nie był w stanie skutecznie go użyć.

Dla kompleksu celowniczo-nawigacyjnego PrNK-54, w który wyposażono te samoloty, błąd pomiaru na dystansie 250 km wynosił aż 2800 metrów, co w przypadku broni konwencjonalnej utrudniało skuteczny atak.

Choć Su-22 wylatują w polskim lotnictwie swoje ostatnie godziny, problem ze "ślepym bokserem" nie opuszcza polskich sił zbrojnych. Co więcej, dotyczy nie tylko naszego lotnictwa.

Iluzja dalekiego zasięgu

Jeszcze w 2011 roku powstał Nadbrzeżny Dywizjon Rakietowy, przekształcony w roku 2015 w Morską Jednostkę Rakietową (MJR). MJR jest uzbrojona w doskonałe pociski NSM o zasięgu co najmniej dwustu kilometrów.

Na ich potrzeby pracują radary NUR-15/TRS-15C Odra-C o teoretycznym zasięgu 240 km. W tabelce z danymi wygląda to nieźle, jednak realny zasięg wykrycia okrętu dla radaru ustawionego gdzieś na plaży to zaledwie 40 km – to dystans tzw. horyzontu radiolokacyjnego, wyznaczanego przez krzywiznę Ziemi.

Im wyżej ustawimy radar, tym bardziej zwiększa się zasięg, ale fizyczne ograniczenia sprawiają, że mobilne maszty mają ograniczoną wysokość. W praktyce oznacza to, że jeśli pociski nie otrzymają informacji o celu z innego źródła, ich 200 km zasięgu pozostaje kosztowną fikcją.

Nowe zdolności artylerii rakietowej

Podobne problemy dotyczą nowych systemów artylerii rakietowej. HOMAR-K (K239 Chunmoo) oferuje zasięg rzędu 80 km (pociski CGR-080 kal. 239 mm), który do 290 km zwiększą pociski CTM-290. Podobne możliwości zapewnia system M142 HIMARS (docelowo HOMAR-A) z pociskami GMLRS (zasięg ponad 70 km) i MGM-140 ATACMS (300 km).

Polska jest także zainteresowana nowym europejskim pociskiem manewrującym dalekiego zasięgu. List intencyjny w tej sprawie podpisały 11 lipca 2024 roku Polska, Francja, Niemcy, Wielka Brytania i Włochy.

Częściowym rozwiązaniem kwestii wskazywania celów są w tym przypadku drony klasy MALE (medium-altitude long-endurance – latające na średnim dystansie i zdolne do długiego przebywania w powietrzu). Polska już teraz eksploatuje zamówione w Turcji maszyny typu Bayraktar TB2 oraz leasinguje (docelowo planowany jest zakup) amerykańskie MQ-9A Reaper.

Kto wskaże cele?

Wciąż nie rozwiązuje to jednak kwestii zdolności do samodzielnego wskazywania celów dla lotnictwa, dysponującego już teraz pociskami AGM-158A JASSM (zasięg ok. 370 km) i AGM-158B JASSM-ER (zasięg do 900 km), a w przyszłości także lotniczą wersją pocisków NSM.

Samoloty – dzięki własnemu wyposażeniu albo zasobnikom celowniczym, jak AN/AAQ-33 Sniper – są w stanie samodzielnie wykrywać i niszczyć cele lądowe odległe o dziesiątki kilometrów, jednak dystans mierzony setkami kilometrów przerasta ich możliwości. Choć teoretycznie w zasięgu polskiej broni jest nawet Moskwa, realne możliwości są znacznie skromniejsze.

Rozwiązaniem tego problemu jest rozpoznanie satelitarne. Jeszcze w 2017 MON uruchomił Ośrodek Rozpoznania Obrazowego w Białobrzegach, ale jego działanie jest zależne od źródeł zewnętrznych – danych pozyskanych przez sojuszników.

Dlatego niezbędnym uzupełnieniem kupowanej przez Polskę broni dalekiego zasięgu musi być system, pozwalający wskazywać dla niej aktualne cele. W praktyce oznacza to rozpoznanie satelitarne, a z myślą o nim w czerwcu 2024 roku MON powołał do życia Agencję Rozpoznania Geoprzestrzennego i Usług Satelitarnych (ARGUS).

Polskie satelity rozpoznawcze

Obecnie Polska nie ma własnych satelitów rozpoznawczych, jednak w 2022 roku podpisała umowę na pozyskanie dwóch satelitów obserwacyjnych S950 VHR (Pléiades Neo) wraz z infrastrukturą naziemną. Harmonogram zakłada, że zamówione we Francji satelity trafią na orbitę w 2027 roku (do tego czasu mamy zapewniony dostęp do danych francuskich).

Uzupełnieniem zamówienia zagranicznego są prace prowadzone w kraju przez firmę Creotech Instruments, realizującą programy PIAST (Polish ImAging SaTellites)MikroGlob.

Ten pierwszy przewiduje wysłanie na orbitę trzech, a drugi zakłada budowę co najmniej czterech mikrosatelitów, zapewniających obrazowanie w pasmach czerwonym, zielonym i niebieskim oraz bliskiej podczerwieni.

Zapewnią one Polsce całkowitą niezależność w kwestii pozyskiwania satelitarnych obrazów o wysokiej rozdzielczości. Skorzysta z nich zarówno MON, jak również m.in. polski przemysł czy rolnictwo. Harmonogram zakłada, że pierwsze całkowicie polskie – zarówno pod względem budowy, jak i kontroli – satelity rozpoznawcze trafią na orbitę już w 2025 roku.

Łukasz Michalik, dziennikarz Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (74)