Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji dostało w prezencie od firmy Huawei sprzęt służący do przeprowadzania wideokonferencji. Podejrzenia budzi nie tylko ta nietypowa darowizna, lecz również wypieranie się resortu przyjęcia jej i świadomość tego, do kogo należy chiński producent gadżetów elektronicznych.
Dziennik Gazeta Prawna donosi o próbie ukrycia przed opinią publiczną faktu przyjęcia przez MSWiA sprzętu. "DGP" udało się ustalić, że wszystkie gadżety trafiły do jednej z najważniejszych komórek, którą jest Centrum Projektów Informatycznych. Jego pracownicy twierdzą, że od dwóch miesięcy testują sprzęt.
Urzędnik resortu opisał dziennikowi sposób, w jaki sprzęt trafił do CPI:
"Pod budynek przyjechała ciężarówka i koledzy zaczęli ją rozładowywać. Wnosili sprzęt elektroniczny i biurowy. Zszokowany byłem, że ktoś jest tak szczodry, ale jeszcze bardziej, że przyjmujemy to bez żadnych wątpliwości."
Wymaganej przez prawo umowy dotąd jednak nie sporządzono. To, w świetle podejrzeń o coś o wiele gorszego od bezmyślnego przyjęcia fantów, wydaje się być najmniejszym problemem.
"Chorą sytuacją" nazywa przewodniczący sejmowej komisji spraw wewnętrznych i administracji Marek Biernacki przyjęcie sprzętu, zamiast tradycyjnego kupienia go. Mówi, że resort stać nie na takie cacka. Dziennik Gazeta Prawna pisze również o zaniepokojeniu, jakie wyraziła Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego z powodu przyjęcia sprzętu nieprzetestowanego pod kątem istnienia podsłuchów - zarówno tych tradycyjnych jak i elektronicznych. To właśnie w ABW tworzy się nowe tożsamości dla pracujących pod przykryciem oficerów służb specjalnych.
Można by machnąć na całą sprawę ręką, sprzęt oddać, a osobę która go przyjęła ukarać. Cały bajer polega na tym, że nie wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że dostawca rozwiązań wideokonferencyjnych jest kontrolowany przez chińskie państwo - jedno z najczęściej oskarżanych o cyberterroryzm mocarstw.