Tragedia Ukraińców. Z tą rosyjską bronią nie mogą sobie poradzić
Rosja nie ustaje w intensywnych bombardowaniach rakietowych i atakach dronami na terenie Ukrainy. Ukraińcom udaje się przechwytywać większość dronów oraz pocisków manewrujących, ale nie pocisków balistycznych. !Rosjanie to dostrzegają i intensyfikują ataki. Wyjaśniamy przyczyny bezradności obrońców.
22.03.2024 | aktual.: 22.03.2024 10:52
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Rosjanie nie ustają w prowadzenia zmasowanych ataków rakietowych i dronów przeciw ukraińskim ośrodkom miejskim i ważnym obiektom infrastrukturalnym. Podczas ostatniego ataku, który miał miejsce 22 stycznia 2024 roku, Ukraińcy zdołali zniszczyć prawie całą flotę 63 dronów Shahed (55 zniszczonych), wszystkie pociski Ch-59 oraz 35 z 40 pocisków manewrujących z rodziny Ch-101 i Ch-55/555, jednakże nie zdołali przechwycić żadnych pocisków balistycznych.
W tym ataku Rosjanie wykorzystali siedem pocisków hipersonicznych Ch-47M2 Kindżał, 22 pociski z systemów S-300/400, pięć supersonicznych pocisków manewrujących Ch-22 i 12 pocisków balistycznych Iskander-M.
Ukraińska obrona przeciwrakietowa od dłuższego czasu wyczerpała zapasy rakiet do systemów S-300P i S-300W, które produkowane były wyłącznie w Rosji. To sprawia, że pozyskanie rakiet do tych systemów w krajach zachodnich jest niezwykle trudne.
Opcje pozyskania zapasów rakiet do tych systemów ograniczają się praktycznie do Słowacji, która dostarczyła Ukrainie swoją jedyną baterię, oraz Bułgarii i Grecji. Pierwszy kraj przekazał pewną ilość rakiet wymagających napraw, a drugi do niedawna kategorycznie wykluczał taką możliwość. Jednakże po ataku w Odessie, gdzie przebywała grecka delegacja, sytuacja ma ulec zmianie.
Aby zrekompensować braki po systemach radzieckich, Zachód dostarczył Ukrainie cztery systemy średniego zasięgu (trzy Patriot i jeden SAMP/T), jednakże liczba ta jest daleko niewystarczająca wobec skali potrzeb. Pozwala to na zabezpieczenie kluczowych lokalizacji, takich jak niektóre rejony Kijowa czy Odessy, ale to wszystko. Wszystkie inne lokalizacje pozostają bezbronne, a Rosjanie nauczyli się już atakować inne cele niż te chronione przez nieliczne systemy zachodnie.
Pociski balistyczne — ich prędkość zapewnia względną bezkarność
Pociski balistyczne typu Iskander-M poruszają się po trajektorii balistycznej, czyli najpierw wznoszą się na wyższe partie ziemskiej atmosfery, aby później opadać zwiększając swoją prędkość do poziomu przekraczającego nawet Mach 7 (powyżej 2000 m/s). Ta znacząco utrudnia zestrzelenie, a jedynie kilka na świecie systemów antyrakietowych jest w stanie je neutralizować. Takie możliwości posiadają tylko USA, niektóre państwa Europy, Chiny i Rosja.
Z kolei pociski manewrujące poruszają się na niskiej wysokości z prędkością Mach 0,8 - 1 (około 270-330 m/s) i wykorzystują zjawisko horyzontu radiolokacyjnego aby unikać radarów. Jeśli jednak taki pocisk zostanie wykryty, może zostać zestrzelony nawet przez pojedynczego żołnierza z ręcznym zestawem przeciwlotniczym typu PPZR Piorun albo zestawem lufowym jak Gepard. Z kolei przeciwko pociskom balistycznym te systemy są bezskuteczne.
Jednakże niektóre wersje pocisków manewrujących są zdolne do osiągania prędkości naddźwiękowych dochodzących nawet do Mach 3 (1000 m/s). Rosjanie opracowali na przykład pociski przeciwokrętowe Raduga Ch-22, które pierwotnie miały na celu niszczyć amerykańskie lotniskowce. Obecnie, z uwagi na braki w arsenale oraz ich dużą prędkość, są wykorzystywane do atakowania celów na lądzie. Z kolei po stronie Zachodu jednym z pocisków o podobnej charakterystyce są np. francuskie pociski ASMP-A z głowicą termojądrową.
Rozwój broni hipersonicznej, która osiąga prędkości pocisków balistycznych, lecz w przeciwieństwie do nich jest w stanie manewrować i wykonywać np. uniki, jest aktualnie przedmiotem badań wielu państw. Do grona krajów badających te technologie należy Rosja ze swoimi pociskami Ch-47M2 Kindżał, aczkolwiek faktyczne efekty ich użycia w wojnie na Ukrainie są dalekie od spodziewanych.
Przemysław Juraszek, dziennikarz Wirtualnej Polski