Miliardy wyrzucone w błoto. Porzucone programy zbrojeniowe Pentagonu

Najsilniejsza armia świata mogłaby wyglądać dzisiaj zupełnie inaczej. Przez lata Pentagon zrezygnował z wielu broni, opracowanych kosztem miliardów dolarów, a także zakończył ambitne programy zbrojeniowe. Z jakiego sprzętu zrezygnowały amerykański siły zbrojne?

Lekki czołg M8 AGS Buford
Lekki czołg M8 AGS Buford
Źródło zdjęć: © Domena publiczna
Łukasz Michalik

24.11.2024 01:46

Do armii Stanów Zjednoczonych po niemal 30 latach przerwy wracają pojazdy nazywane potocznie lekkimi czołgami, będące w praktyce wozami wsparcia ogniowego. Pierwsze egzemplarze M10 Booker uczestniczą już w testach w jednostkach liniowych, a docelowa produkcja tego sprzętu ma sięgnąć ponad 500 egzemplarzy.

Przez ostatnie trzy dekady Pentagon – choć odczuwał potrzebę posiadania sprzętu tej klasy – mimo podejmowanych prób nie był w stanie zastąpić wycofanych w 1996 roku lekkich czołgów M551 Sheridan.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Lekki czołg dla Pentagonu

Jeszcze w latach 80. rozpoczęto prace nad ich następcami. Jednym z nich jest opracowany przez koncern Textron Marine & Land Systems (wówczas Cadillac Gage Textron) lekki czołg Stingray, uzbrojony w 105-mm armatę.

Przy masie 22 ton został jednak przez wojsko uznany za zbyt ciężki, jednak jego projekt nie został zmarnowany – choć amerykańska armia nie była nim zainteresowana, 110 egzemplarzy kupiła pod koniec lat 80. Tajlandia.

Lekki czołg M8 AGS Buford
Lekki czołg M8 AGS Buford© Domena publiczna

Kolejnym kandydatem na amerykański lekki czołg był 18-tonowy M8 AGS Buford uzbrojony w 105-mm armatę z automatem ładowania. Mimo decyzji o wdrożeniu tego sprzętu i wyprodukowaniu kilku pierwszych egzemplarzy w 1996 r. Pentagon stwierdził, że jednak nie chce takiego sprzętu i z M8 zrezygnowano.

Blisko 30 lat później jako "lekki" czołg do służby został wcielony ponad 40-tonowy M10 – niemal dwukrotnie cięższy od uznanego za zbyt ciężki Stingraya.

Problem z nowoczesną artylerią

Jedną ze słabości amerykańskiej armii jest brak nowoczesnej artylerii lufowej. Choć M109A6 Paladin i jego wersja rozwojowa M109A7 to podstawowa artyleria amerykańskiej armii, sprzęt ten pod względem możliwości ustępuje współczesnym europejskim czy azjatyckim odpowiednikom.

Amerykanie usiłują rozwiązać ten problem od ponad 20 lat i – na razie – nie udaje się im to. Wiosną 2024 roku Pentagon zrezygnował z programu ERCA, którego celem było opracowanie artylerii lufowej nowej generacji. W tym celu opracowano m.in. haubicę XM1299 ERCA z lufą o długości 58 kalibrów, a w ramach tego i innych programów uzyskano zasięg ognia przekraczający nawet 100 km.

Ponad dwie dekady wcześniej anulowano inną próbę zastąpienia haubic M109, którą był program Crusader. Amerykańska armia testowała wówczas armatohaubicę XM2001 Crusader, koncepcyjnie zbliżoną do polskiego Kraba, niemieckiej PzH 2000 czy południowokoreańskiej K9.

Crusader był ciężką, 43-tonową haubicą o wysokim stopniu automatyzacji i dużej szybkostrzelności. Według danych uzyskanych podczas prób, bateria sześciu Crusaderów była w stanie w ciągu zaledwie 5 minut dostarczyć na odległość 40 km prawie 15 ton pocisków.

Na początku XXI wieku program został jednak skasowany – haubice uznano za zbyt drogie i zbyt ciężkie.

Koniec programu FARA i brak śmigłowców rozpoznawczych

Od początku lat 80. Pentagon usiłuje zbudować wyspecjalizowany, zaawansowany śmigłowiec rozpoznawczy. Przez długie lata rolę tę – jako substytut docelowych maszyn – pełniły śmigłowce Bell OH-58 Kiowa. Te małe, lekkie i bardzo mobilne helikoptery, przeznaczone do działań rozpoznawczych i współpracy z ciężkimi, uderzeniowymi śmigłowcami AH-64 Apache, zostały wycofane ze służby w 2020 r.

Efektem poszukiwań następcy OH-58 był projektowany od początku lat 80. śmigłowiec RAH-66 Comanche. Powstały dwa prototypy tej supernowoczesnej maszyny o obniżonej sygnaturze radarowej: jego echo radarowe było 360 razy mniejsze od Apache’a. Ostatecznie program budowy Comanche’a został skasowany w 2004 roku.

Jego funkcjonalnym następcą miał być śmigłowiec wyłoniony w ramach programu FARA. Również i w tym przypadku program doprowadzono do etapu dwóch konkurujących prototypów – śmigłowców Sikorsky Raider X i Bell Textron 360 Invictus, których oblot zaplanowano na 2024 rok. Mimo zaawansowania programu – m.in. na podstawie doświadczeń z wojny w Ukrainie – program FARA został jednak skasowany na początku 2024 roku.

Najcichsze atomowe okręty podwodne na świecie

Ciekawym przykładem zastąpienia starszego, ale nowocześniejszego sprzętu przez nowszy, ale mniej zaawansowany, są okręty podwodne typu Seawolf (SSN-21). Zaprojektowano je w latach 80. jako jednostki "myśliwskie".

USS Seawolf - najlepiej wyciszony atomowy okręt podwodny świata
USS Seawolf - najlepiej wyciszony atomowy okręt podwodny świata© Domena publiczna

Seawolfy miały działać w pobliżu rosyjskiego, arktycznego wybrzeża, gdzie – pod parasolem ochronnym własnej marynarki wojennej i lotnictwa – pod wodą ukrywały się (i nadal ukrywają) rosyjskie boomery. To okręty podwodne z napędem jądrowym i międzykontynentalnymi pociskami balistycznymi z głowicami jądrowymi na pokładzie

Ze względu na skrajnie nieprzyjazne środowisko, w jakim miały działać, okręty typu Seawolf zostały bardzo dobrze wyciszone, przez co stawały się bardzo trudne do wykrycia. Z planowanych 29 jednostek tego typu zbudowano tylko trzy, po czym program Seawolf skasowano. Niskokosztowym następcą seawolfów są produkowane obecnie okręty podwodne typu Virginia.

Niszczyciel Zumwalt – supernowoczesne nieporozumienie

Podobny los – 30 lat później – spotkał niszczyciele rakietowe typu Zumwalt. Futurystyczne okręty wykonane z uwzględnieniem cech stealth miały stać się filarem amerykańskiej marynarki wojennej, zastępując w służbie jednostki typu Arleigh Burke.

USS Zumwalt - niszczyciel zbudowany w technologii stealth
USS Zumwalt - niszczyciel zbudowany w technologii stealth© Domena publiczna

Projekt okrętów typu Zumwaltr został podporządkowany ich trudnowykrywalności – 183-metrowa jednostka wypierająca 14 tys. ton ma sygnaturę radarową zbliżoną do 15-metrowego jachtu. Plany zakładały uzbrojenie okrętów w nowatorską broń, jak działa szynowe (railgun) czy lasery, a także pociski manewrujące do uderzeń na cele lądowe.

Ostatecznie, wobec opóźnień w programach budowy docelowej broni zumwaltów, a także radykalnym wzroście ceny pojedynczego okrętu (z 3 do 7 mld dol. za prototyp) z planowanego, masowego wdrożenia tych jednostek zrezygnowano. Zamiast planowanych 30 powstały tylko trzy niszczyciele.

Łukasz Michalik, dziennikarz Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)