Pentagon szuka artylerii nowej generacji. Nie ma wśród niej polskiego Kraba
Najpotężniejsza armia świata nie ma nowoczesnej artylerii. Amerykanie wciąż polegają na samobieżnych haubicach M109, które zostały opracowane ponad 60 lat temu. Mimo prowadzonych od ponad ćwierć wieku prób Pentagon nie znalazł dotąd dla nich następcy, a prace nad artylerią przyszłości nadal trwają. Co o niej wiadomo i dlaczego USA nie biorą pod uwagę polskiego Kraba?
23.10.2024 | aktual.: 23.10.2024 18:33
Znaczenie artylerii na współczesnym polu walki jest nie do przecenienia – odpowiada ona za 60-70 proc. strat w ludziach i sprzęcie. Jej niszczycielski potencjał jest większy niż lotnictwa, min czy strat zadawanych w bezpośredniej walce razem wziętych.
Dlatego Pentagon od lat usiłuje dokonać poważnej modernizacji i wprowadzić do amerykańskiej armii artyleryjską, pokoleniową zmianę. Choć próby trwają już ponad ćwierć wieku, na razie nie przyniosły rezultatu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Haubice M109 zostały wprowadzone do służby w latach 60., a przez kolejne dekady były modernizowane. Najpoważniejszą zmianą, która znacząco zwiększyła możliwości tej broni, było opracowanie w latach 80. wariantu M109A6 Paladin. Wyprodukowany w liczbie 950 egzemplarzy Paladin został w ostatniej dekadzie XX wieku wprowadzony do służby i stał się fundamentem amerykańskiej artylerii lufowej.
Zobacz także: Rozpoznasz te myśliwce i bombowce?
Program Crusader
Równolegle z modernizacją istniejącej artylerii, Amerykanie rozpoczęli prace nad przyszłościowymi systemami bojowymi – czołgami, bojowymi wozami piechoty, a także artylerią samobieżną. Rozpad ZSRR spowodował rezygnację z tych planów, ale świadomość, że amerykańska artyleria zaczyna się starzeć sprawiła, iż nie porzucono programu Crusader.
Był to bardzo ambitny program budowy artylerii przyszłości, gdzie pierwotnie planowano zastosowanie ciekłego materiału miotającego zamiast ładunku prochowego. Ostatecznie XM2001 Crusader przybrał nieco bardziej tradycyjną formę – armatę kal. 155 mm umieszczono na gąsienicowym podwoziu, dzielącym z czołgiem Abrams układ napędowy.
Dzięki zastosowaniu automatu ładowania załogę stanowiły tylko trzy osoby, a zasięg ognia nowego systemu sięgał 40 km – porównywalnie z czołowymi systemami artyleryjskimi tamtych lat. Ostatecznie program Crusader został anulowany, a armii zalecono zakup niemieckich PzH2000 lub dalszą modernizację Paladina. Ten został ostatecznie zmodernizowany do aktualnie używanego wariantu M109A7.
Program ERCA
Na bazie tego właśnie wariantu kolejny program rozwojowy – ERCA – miał doprowadzić do powstania artylerii nowej generacji. Początki były bardzo obiecujące: holowana, ultralekka haubica M777 po zastosowaniu nowego materiału miotającego i nowych pocisków podwoiła zasięg ognia z 30 km do 60 km. Podobny efekt planowano uzyskać w przypadku artylerii samobieżnej.
W ramach programu ERCA przeprowadzono szereg udanych testów – eksperymentalna haubica XM1299 z lufą o długości zwiększonej z 39 do 58 kalibrów (z ok. sześciu do blisko dziewięciu metrów) strzelała na dystans 70 km, który – wraz z postępami prac – zamierzano zwiększyć nawet do 100 km.
Było to możliwe dzięki zastosowaniu nowego materiału miotającego, lepszej kontroli jego spalania, a także opracowaniu pocisków z dodatkowym napędem. W połączeniu z dłuższą lufą, pozwalającą na uzyskanie większej prędkości wylotowej pocisku dawało to bardzo duży wzrost zasięgu ognia, choć powodowało zarazem nowe problemy, takie jak szybsze zużycie lufy.
Równolegle prowadzono udane próby z nowatorskimi pociskami, jak XM1155-SC z napędem rakietowym czy opracowanym przez Raytheona pociskiem z silnikiem ramjet (strumieniowym), który w czasie testu trafił w cel odległy o ponad 100 km. Mimo obiecujących efektów program ERCA na skutek cięć budżetowych został jednak anulowany.
Program SPH-M
Pentagon nie zrezygnował jednak z unowocześnienia swojej artylerii. W tym celu ogłoszono program SPH-M (Self-Propelled Howitzer Modernization). Zaproszono do niego pięciu czołowych producentów: American Rheinmetall Vehicles, BAE Bofors, Hanwha Defense USA, General Dynamics Land Systems i Elbit Systems USA.
Uczestnicy mają zaprezentować własne rozwiązania – nie tylko kompletne systemy artyleryjskie (jak HX3 z modułem AGM, armatohaubicę Archer czy RCH 155), ale także ich elementy. Z nich – jak z klocków – Amerykanie być może złożą swoją artylerię przyszłości. Ominą w ten sposób etap długotrwałych prób, "chorób wieku dziecięcego" i rozwoju nowej broni.
Czym w przyszłości zastąpić Kraba?
W kontekście amerykańskiego programu warto zadać pytanie o przyszłość chluby polskiej zbrojeniówki, jaką jest AHS Krab. Choć polska armatohaubica okazała się bardzo dobrą bronią, a MON deklaruje chęć kontynuowania zamówień, to rozwiązania na których bazuje Krab pochodzą z XX wieku. Nie powinno więc dziwić, że polska broń, mimo dobrej opinii, nie jest w ogóle brana pod uwagę w USA.
Chodzi tu nie tylko o podwozie, ale przede wszystkim o wieżę z uzbrojeniem, będącą rozwinięciem brytyjskiego systemu wieżowego AS90. Ten został w Wielkiej Brytanii wycofany ze służby w bieżącym roku.
Nie powinno to dziwić zważywszy na opóźnienia towarzyszące rozwojowi polskiej armatohaubicy – zgodnie z pierwotnym planem pierwszy moduł dywizjonowy miał rozpocząć próby w 2003 r. i wejść do służby trzy lata później.
Tymczasem pierwsze Kraby trafiły do polskiego wojska dopiero w 2017 r. Zanim zdołano dokonać generacyjnej wymiany polskiej artylerii lufowej, rozpoczęła się wojna w Ukrainie, gdzie przekazano część nowych armatohaubic, uzupełniając braki importowanymi z Korei haubicami K9A1 Thunder.
Ich zakupowi towarzyszyły deklaracje polityków, dotyczące planów wspólnego – wraz z Koreą – opracowania "Kraba 2". Mimo upływu czasu polityczne obietnice nie zostały na razie w żaden sposób urzeczywistnione, podobnie jak plany rozpoczęcia prac nad polską artylerią nowej generacji.
Jeśli rozwój polskiego systemu zostanie zaniedbany, to za kilkanaście lat – poszukując następcy starzejącego się Kraba – polska armia będzie zmuszona po raz kolejny szukać gotowej broni za granicą. Zaniechanie prac rozwojowych sprawi, że zamiast "Kraba 2" trzeba będzie kupić gotowy, zagraniczny system. Pieniądze polskich podatników po raz kolejny trafią nie do rodzimego przemysłu, a do jednego z koncernów zbrojeniowych, które już teraz pracują nad nowymi systemami artyleryjskimi.
Łukasz Michalik, dziennikarz Wirtualnej Polski