"Rzeka amunicji" dla Ukrainy. Dotarła z Niemiec
Ukraińcy otrzymali z Niemiec milion sztuk amunicji do broni strzeleckiej oraz dziesiątki tys. pocisków artyleryjskich kalibru 155 mm. Przedstawiamy, co mogło trafić do Ukrainy.
20.09.2024 | aktual.: 21.09.2024 15:46
Niemcy dostarczyły Ukrainie 61 tys. pocisków artyleryjskich kalibru 155 mm, co w zależności od intensywności walk i zużycia pocisków wystarczy na 10-20 dni. Nie wydaje się to wiele, ale biorąc pod uwagę ciągły charakter pomocy oraz zaangażowanie innych państw Ukraina ma i będzie miała czym walczyć w najbliższych miesiącach.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Oto co dostarczyły Ukrainie Niemcy
W przypadku amunicji do broni strzeleckiej w Niemczech jest wiele podmiotów ją produkujących, a do bardziej znanych można zaliczyć RWS czy MEN. Do Ukrainy najprawdopodobniej została dostarczona w większości amunicja kal. 7,62x51 mm NATO oraz 5,56x45 mm NATO. Korzystają z niej np. uniwersalne karabiny maszynowe MG3 bądź karabinki C.G. Haenel MK556.
Tymczasem w przypadku pocisków artyleryjskich będą to w większości najprostsze pociski ze ścięciem tylnym DM121 o zasięgu do 30 km przy użyciu systemów artyleryjskich o lufach długości 52 kalibrów, takich jak polski Krab czy niemiecki RCH 155. Są to pociski niekierowane, ale koncern Rheinmetall chwalił się, że 85 proc. tych pocisków trafia w cel wielkości boiska piłkarskiego w przypadku strzelania na maksymalnym zasięgu.
Konstrukcyjnie te pociski to stalowy odlew, który jest wypełniony ładunkiem 8,8 kg trotylu lub innego materiału wybuchowego, z przykręconym na czubku prostym zapalnikiem uderzeniowym.
Drugim trochę mniej pospolitym, ponieważ droższym rozwiązaniem są pociski M1711A1 z tzw. gazogeneratorem. Ten znajduje się na dnie pocisku i generuje spaliny, które nie służą w charakterze napędu, tylko zmniejszają opór denny pocisku. W efekcie przy zachowaniu identycznego ładunku trotylu jak w najprostszych pociskach zasięg rażenia wzrasta o około 30 proc. do 40 km.
Najrzadsze pociski specjalistyczne
Najmniej do Ukrainy trafiło bardzo zaawansowanych pocisków samonaprowadzających się SMArt 155 lub kierowanych podkalibrowych Vulcano 155 GLR. Pierwsze to pociski o zasięgu do 28 km, zawierające dwa przeciwpancerne podpociski z samonaprowadzającymi się głowicami EFP.
Po wystrzeleniu pocisk ma nad zadanym terenem uwolnić dwie subgłowice, które wyposażone w zestaw sensorów (radar oraz głowice termowizyjna) podczas opadania na spadochronach skanują obszar w poszukiwaniu celów wojskowych (np. czołgów i artylerii samobieżnej). Po zidentyfikowaniu obiektów opadają nad nie i detonują się nad nimi, atakując najsłabszy górny pancerz. Załogi tylko kilku armatohaubic PzH-2000 za ich pomocą zniszczyły dziesiątki rosyjskiego sprzętu pancernego znajdującego się wiele kilometrów za linią frontu.
Drugim środkiem rażenia są pociski Vulcano 155 GLR wyróżniający się znacznie większym zasięgiem sięgającym maksymalnie 80 km. Osiągnięto to dzięki zastosowaniu pocisku podkalibrowego, czyli o mniejszej średnicy niż kaliber lufy, umieszczonego w odrzucanym sabocie po wystrzale.
Taki pocisk charakteryzuje się dużo lepszą aerodynamiką i porusza się szybciej, co przekłada się na większy zasięg. Z kolei minusem jest dużo mniejszy niż standardowo ładunek trotylu, ale rozwiązano to specjalną głowicą mogącą się detonować w trzech trybach oraz wysoką precyzją trafienia.
Standardowo podobnie jak w Excaliburze jest tandem nawigacji GPS i INS, który w teorii zapewnia kołowy błąd trafienia (CEP) nieprzekraczający 5 metrów. Niestety Rosjanie nauczyli się zagłuszać nawigację satelitarną, ale dla tych pocisków to nie problem.
Można do nich zamontować opcjonalną głowicę naprowadzającą się na odbitą wiązkę lasera zapewniającą precyzję trafienia poniżej trzech metrów w każdych warunkach. Jednakże do takiego strzelania jest potrzeby obserwator lub dron współpracujący z armatohaubicą i oświetlający cel aż do chwili trafienia.
Przemysław Juraszek, dziennikarz Wirtualnej Polski