Gear4 StreetParty 5 - test stacji dokującej dla nowych urządzeń Apple

Gear4 StreetParty 5 - test stacji dokującej dla nowych urządzeń Apple

Gear4 StreetParty 5 - test stacji dokującej dla nowych urządzeń Apple
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe
23.04.2013 14:30, aktualizacja: 23.04.2013 15:25

Gear4 zapragnął mieć w swojej ofercie stację dokującą, przeznaczoną dla urządzeń ze złączem Lightning. Na pudełku znajdziemy ikonę informującą o zgodności z iPhone’em oraz iPodem. W trakcie testów sprawdziłem także działanie z iPadami i nie było większych problemów. StreetParty 5 - tak bowiem nazywa się stacja, którą testowałem - działa więc ze wszystkimi urządzeniami ze złączem Lightning. Choć przyznać trzeba, że nie ze wszystkimi jednakowo dobrze.

Nawet nie wyjmując urządzenie z pudełka, od razu wiedziałem, że z tyłu znajdę miejsce na umieszczenie baterii lub będzie miało wbudowany akumulator. StreetParty 5 wyjaśnia wszystko. W końcu po co nam na ulicy głośnik bez autonomicznego zasilania? Gear4 wybrał znacznie lepsze, pierwsze rozwiązanie - głośnik zasilany jest 4 bateriami AA. Baterie te powinny wystarczyć na około 8 godzin. Zauważyłem jednak, że gdy baterie są już na wyczerpaniu, znacząco spada jakość dźwięku oraz zadokowane urządzenie nie ładuje się tak, jak ma to miejsce przy zasilaniu ze ściany.

Głośnik to jednak nie tylko pojemnik na baterie. Gear4 StreetParty 5 ma bardzo ciekawą konstrukcję, którą spotkałem już kiedyś w stacji dokującej Altec Lansing iM500. Głośnik w postaci złożonej jest dość płaski, nie da się go postawić i nie ma złącza Lightning. Drobny rzut oka na obudowę wystarcza, aby odkryć, że podstawka rozkłada się, ujawniając złącze Lightning. To rozwiązanie bardzo wygodne, ponieważ w czasie transportu zajmuje zdecydowanie mniej miejsca w plecaku lub walizce. Sam głośnik jest wielkości lekko wydłużonego iPada mini, ale niestety, nawet w postaci złożonej, jest od niego kilka razy grubszy. Tył to połyskliwy czarny plastik, który w podróży lub na ulicy będzie się pewnie bardzo rysował. Przód to czarna, metalowa siatka maskująca i rozkładana podstawka ze złączem. Jedyne przyciski sterujące to głośniej/ciszej na górnej ściance, a jedyny znak, że głośnik żyje, to niebieska dioda nieśmiało świecąca zza maskownicy. Głośnik nie powala na kolana, ale wcale nie jest do tego stworzony. Ma nam
zapewnić muzykę wszędzie, gdzie się ruszymy, a z wagą niewiele ponad pół kilograma, robi to znakomicie.

TravelParty zamiast StreetParty

Sama muzyka płynąca ze środka nie zabije nas potęgą basu i pięknem szczegółów, ale tego również nikt od tej stacji nie oczekuje. Muzyce brak trochę dynamiki, ale za to jest całkiem głośna i jednocześnie czysta. "Street Party" na Piotrkowskiej nie da się nią nagłośnić, ale na jakieś ul. Krótkiej pewnie się sprawdzi.

Największą wadą tego głośnika jest zdecydowanie jego …. nazwa. Powinien nazywać się TravelParty, a nie StreetParty. To właśnie w podróży sprawdzi się on najlepiej. Hotelowe pokoje i przedziały w pociągach - to zdecydowanie najbardziej naturalne środowisko dla tego sprzętu. Jednocześnie nie będziemy długo płakali, jeśli w czasie podróży nagle, bez naszej wiedzy, zmieni właściciela. Stratę 250 zł, a tyle wynosi sugerowana cena, da się zapomnieć w doborowym towarzystwie, przy ognisku. Tylko co nam wtedy będzie grało?

Ocena: 4/6

Norbert Cała

Źródło artykułu:imagazine.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)