Test Ayon Vulcan II oraz Ayon GyrFalcon - sprzęt z najwyższej półki

Test Ayon Vulcan II oraz Ayon GyrFalcon - sprzęt z najwyższej półki

Test Ayon Vulcan II oraz Ayon GyrFalcon - sprzęt z najwyższej półki
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe
19.07.2012 09:50

W poszukiwaniu idealnego systemu audio testujemy topowe monobloki Vulcan II i kolumny GyrFalcon firmy Ayon.

Vulcany II to najnowsza wersja topowych monofonicznych końcówek mocy austriackiego producenta. Każdą z nich oparto na dwóch dużych triodach 62. (takie same, jakie stosuje się w integrze Crossfire). Wzmacniacz to układ typu SET pracujący w klasie A i oferujący 55 W mocy dla 8 Ω. Z zewnątrz to „klasyczne” eleganckie Ayony z czarną obudową, zaokrąglonymi rogami oraz ze srebrnymi puszkami transformatorów (aż cztery w każdym monobloku). Na froncie znajduje się jedynie podświetlane na czerwono logo oraz nazwa wzmacniacza (białymi literami) i, co również charakterystyczne dla tego producenta, jest to nazwa podstawowa – dopiero po napisie na tylnej ściance obudowy można się zorientować, że to nowsza wersja oznaczona rzymską dwójką. Wzmacniacze są naprawdę spore – ich głębokość sięga 580 mm, co sprawia, że trudno je będzie umieścić na większości stolików, zwłaszcza że dodatkowym utrudnieniem jest ich waga – 46 kg sztuka. Nie pozostało mi nic innego, jak tylko umieścić je na podłodze, ale by jednak zapewnić jakąś
izolację, ustawiłem je na Slimdiskach firmy Franc Accessories, czyli polskich podstawkach pod elektronikę/kolumny, w których wykorzystano kulki ceramiczne.

Kolumny GyrFalcon to także spora, trójdrożna konstrukcja z pięcioma ceramicznymi przetwornikami Accutona, w charakterystycznej dla tego producenta obudowie typu IPRCS „inverted parabolic resonance correction system”. O ile przednia i tylna ścianka nie wyróżniają się specjalnie, o tyle boczne ścianki, które są wklęsłe, są rozwiązaniem dość specyficznym. Jak wskazuje nazwa tego typu obudowy, taki kształt ma zapewniać lepszą kontrolę rezonansów. Kolumny są spore –. 1200 mm wysokości i circa 50 kg wagi każda. Jak przystało na producenta urządzeń lampowych, są względnie łatwe do napędzenia, ze skutecznością na poziomie 91,5 dB i przyjaznym przebiegiem impedancji. Jakość wykończenia stoi na najwyższym poziomie, a zastosowane komponenty, począwszy od przetworników Accutona (opcjonalnie można te kolumny zamówić także z diamentową kopułką, acz to podnosi koszt o, bagatela, 20 tys. zł), poprzez wysokiej klasy zaciski głośnikowe WBT, na najwyższej klasy elementach zwrotnicy kończąc.

Mówiąc zupełnie szczerze, do niedawna wcale wielkim fanem ceramicznych głośników Accutona nie byłem. W wielu aplikacjach brzmią one bardzo precyzyjnie, są szybkie, detaliczne, ale... dźwięk przez nie reprodukowany wydawał mi się osuszony, pozbawiony właściwego wypełnienia i emocji, które są jednym z podstawowych elementów muzyki. Faktem jest, że zazwyczaj słuchałem takich kolumn napędzanych wzmacniaczami tranzystorowymi, ale po prostu nie ma wielu wzmacniaczy lampowych, które byłyby w stanie takie kolumny odpowiednio napędzić. W tym jednak wypadku kolumny wyszły spod ręki człowieka, który specjalizuje się w urządzeniach lampowych. Co więcej, jego wzmacniacze to w większości SET-y sporej (jak na ten typ wzmacniacza) mocy. Połączenie Vulcanów II, czyli topowych monobloków, których Gerhard Hirt sam używa we własnym systemie odniesienia, z GyrFalconami okazało się znakomitym pomysłem. Swoją drogą Gerhard nie używa bynajmniej we wszystkich modelach swoich kolumn akurat Accutonów, ale testowany model oraz kilka
innych wyposażono właśnie w białe „ceramiki”. Spróbuję najpierw opisać pokrótce charakter brzmienia samych monobloków i samych kolumn, a dopiero potem to, co potrafią stworzyć razem.

Razem czy osobno?

GyrFalcony to kolumny grające, jak można było przypuszczać, przede wszystkim bardzo szybkim i precyzyjnym dźwiękiem. Z każdego dobrego nagrania potrafią wydobyć ogromną ilość szczegółów, pozwalają wejrzeć bardzo głęboko w takie nagranie, odkrywając przed słuchaczem kolejne jego warstwy. Na obszernej scenie panuje wzorowy porządek, każde źródło pozorne ma swoje precyzyjnie określone miejsce i jest zdefiniowane jako trójwymiarowa bryła w przestrzeni, a nie po prostu punkt, z którego dobiega dźwięk. Potrafią znakomicie różnicować dźwięki w całym paśmie, co ogromnie zwiększa realizm prezentacji –. każde uderzenie pałeczki w bęben jest inne, każde szarpnięcie struny kontrabasu słychać nieco inaczej, a rozróżnienie poszczególnych głosów ludzkich, nawet w chórze, nie stanowi problemu. Owo oddawanie najmniejszych nawet różnic między poszczególnymi dźwiękami dotyczy zarówno skali mikro, jak i makro, jest wyraźne bez względu na to, czy odtwarzamy muzykę cichutko, czy gramy na granicy akceptowalnej głośności. Nawet na
najwyższych poziomach głośności nie zauważyłem żadnych śladów kompresji dźwięku, przynajmniej poza tymi, o których wiedziałem, że pochodzą z samego nagrania. Góra pasma jest równie detaliczna jak cała reszta, ale też niezwykle dźwięczna i pełna powietrza. Na dole kolumny Ayona potrafią zejść nisko, bas jest konturowy, szybki, sprężysty.

Obraz
© (fot. Materiały prasowe)

No dobrze, a co ze wspomnianym osuszeniem dźwięku, które zazwyczaj przeszkadzało mi przy odsłuchach kolumn opartych na przetwornikach ceramicznych? W tym wypadku nazwałbym to raczej brakiem pełnego nasycenia dźwięku. Niezależnie od tego czy mówimy o niskich tonach, czy wysokich, muszą one mieć swoją wagę, nasycenie, soczystość, żeby brzmiały tak, jak brzmią zagrane przez instrumenty. Tu troszkę tego brakowało. Żeby była jasność –. brakowało, żebym mógł uznać GyrFalcony za jedne z lepszych kolumn, jakie słyszałem, ale nie był to element, który odbierałby mi przyjemność słuchania, czy pozbawiał je klasy. I to wszystko były wrażenia z odsłuchu ze wzmacniaczem tranzystorowym. Vulcan II grają ogromnym, niezwykle mocnym dźwiękiem. Tak naprawdę na samym początku największe wrażenie zrobił na mnie nisko schodzący, potężny bas. O dziwo także z dobrze zaznaczonym konturem, sprężysty, ze znakomicie zaznaczoną fazą ataku oraz wygaszania dźwięku. O ile te dwie pierwsze cechy nie są aż tak wyjątkowe dla wzmacniacza
lampowego, o tyle ich połączenie z wymienionymi w dalszej kolejności jest czymś bardzo rzadko spotykanym. To raczej domena wzmacniaczy półprzewodnikowych, a tymczasem Ayon połączył tu te wszystkie cechy, tworząc w zakresie basu niezwykły spektakl, który porównać można jedynie z tym, co potrafią tranzystory bardzo wysokiej klasy. Bardzo nieliczne wzmacniacze potrafią dostarczyć takie uderzenie, nasycone, mocne, doskonale kontrolowane i to nawet na samym dole pasma. Średnica dla odmiany była taka, jakiej się w zasadzie spodziewałem. Po pierwsze to ciągle wzmacniacz typu SET, po drugie oparty na lampie 62B, która wywodzi się od 300B firmy Western Electric. No i świetnie znam (i bardzo lubię) brzmienie integry Crossfire (1 i 2) tej firmy, gdzie zastosowano te same lampy (acz po jednej na kanał). Powinowactwo z 300B nie oznacza idealnego skopiowania niepowtarzalnego charakteru średnicy tej legendarnej lampy, ale różnice nie są aż tak duże. 300B WE gra nieco bardziej słodko (w jak najlepszym tego słowa znaczeniu)
zarówno w średnicy, jak i na górze pasma, a nasycenie barw jest zupełnie niepowtarzalne i, moim zdaniem oczywiście, nieosiągalne dla żadnej innej lampy czy tym bardziej dla tranzystorów. Za to w kwestii budowania przestrzeni 62B jest w pełni porównywalna do 300B – duża, wieloplanowa, precyzyjna i namacalna wręcz scena daje słuchaczom poczucie niemal uczestnictwa w muzycznym spektaklu. Ogólnie rzecz biorąc, elementem może nie tyle dominującym, ile wyróżniającym się, jest potężny niski bas, który sprawia, iż ma się wrażenie przesunięcia balansu tonalnego nieco w dół. Jak na lampę to dość niezwykłe, ale całość robi znakomite wrażenie. Dźwięk jest bardzo pełny, nasycony, raczej z gatunku odrobinę ciemniejszych niż zwykle, nie jest też całkowicie neutralny – odrobina ciepełka się w nim pojawia, ale to akurat zbliża go do tego, co słyszy się na żywo.

Podsumowując osobne odsłuchy tych dwóch elementów systemu, napisałem o nich, że są znakomite, wybitne wręcz i to pomimo, że kolumnom przydałoby się nieco dociążenia, nasycenia dźwięku, a wzmacniaczowi delikatne rozświetlenie góry tak, by robiła ona równie wielkie wrażenie jak dół pasma, a i jeszcze więcej precyzji w rysowaniu sceny by nie zaszkodziło. I choć zarówno jeden, jak i drugi odsłuch prowadziłem w towarzystwie elementów niedorównujących klasą tym dwóm, to jednak moje wnioski wydają się raczej poprawne. Z tych wniosków płynie od razu dodatkowe założenie/przypuszczenie –. połączenie tych kolumn z tymi monoblokami da efekt wzajemnego uzupełnienia się zalet, które w efekcie powinno dać znakomity, kompletny dźwięk. Jako że teoria nie zawsze pokrywa się z praktyką, pozostało mi w końcu przejść do zestawienia testowanych Ayonów razem.

Cudowny spektakl!

Powyższy tytuł mówi wszystko. Od czasu do czasu zdarza mi się usłyszeć system, w którego brzmieniu wszystko jest na swoim miejscu, akuratne, dokładnie takie, jak trzeba, w którym już niczego nie chciałbym zmienić, a jedynie po prostu słuchać muzyki. Na tym właśnie, w moim przekonaniu, polega high-end –. siadając do odsłuchu, natychmiast zapomina się o grającym systemie, bo uwagę niepodzielnie przyciąga i skupia na sobie muzyka. Połączenie mocnego SET-a z ceramicznymi przetwornikami okazało się w tym wypadku strzałem w dziesiątkę. Prezentacja jest szybka, spójna, gładka, bardzo detaliczna, z fantastycznym, nisko schodzącym, konturowym, potężnym basem, słodką acz precyzyjną i kolorową średnicą, i niezwykle dźwięczną, błyszczącą, pełną powietrza górą. Dźwięk jest po prostu pełny, koherentny – wszystko dokładnie słychać nawet na niskich poziomach głośności, a z drugiej strony nawet przy wysokich nie ma śladu kompresji czy jakichkolwiek zniekształceń. Nie ma także znaczenia rodzaj muzyki – OK, nie sprawdzałem
gatunków, których nie słucham, czyli np. hip-hopu czy trash metalu, ale zarówno Metallica, jak i solowe popisy skrzypaczki Hilary Hahn brzmiały przekonująco, prawdziwie. Testowany zestaw buduje dużą, bardzo dobrze i precyzyjnie zorganizowaną scenę ze słusznych rozmiarów trójwymiarowymi źródłami pozornymi. Między źródłami jest mnóstwo powietrza, są konkretnie określone odległości zarówno w pionie, jak i w poziomie – gdy np. śledziłem trąbkę Louisa Armstronga czy wielkiego Milesa, to wyraźnie „widziałem” ruchy wykonywane instrumentem, który raz unosił się w górę, raz opadał w dół, co mikrofon rejestrujący znakomicie uchwycił. Te same trąbki potrafiły zabrzmieć łagodnie, gładko, ale i bardzo ostro, ale nawet wówczas, dzięki znakomitemu wypełnieniu/dociążeniu każdego dźwięku, była to ostrość naturalna, a nie „tnąca” uszy. Kontrabas Raya Browna z mojej ulubionej, genialnie nagranej płyty „Soular Energy” został pokazany w tak realistyczny, namacalny sposób, że wyrażenie „jakby stał przede mną” nabrało nowego
znaczenia. Każde szarpnięcie struny miało swój ciężar, narastanie ataku, wygasanie, wybrzmienia, potęga tego wielkiego instrumentu – każdy aspekt prezentacji zapierał dech w piersiach i przybliżał mnie bardzo do wrażeń, których zwykle można doświadczyć wyłącznie w sali koncertowej. W zasadzie podobnie mógłbym opisać wrażenia z niemal każdej płyty, której posłuchałem, a było ich sporo. Czy to oznacza, że udało mi się odnaleźć system idealny? I tak, i nie.

Tak, bo ten system zapewnił mi niezapomniane przeżycia, dostarczając nie tylko prezentację na niezwykle wysokim poziomie, ale i o charakterze trafiającym w mój gust –. jestem w końcu w głębi duszy „lampiarzem”, „SET-owcem” nawet, więc system napędzany mocnym, świetnie grającym SET-em jest tak bliski mojemu sercu, jak to możliwe.
Nie, bo bez wątpienia są inne systemy oferujące równie wysoką klasę dźwięku, acz pomimo wielu cech wspólnych charakter ich brzmienia jest nieco inny.

Ostateczny wybór zależy zawsze od interakcji wszystkich elementów systemu (z akustyką pomieszczenia włącznie) oraz od indywidualnych preferencji słuchającego. Ja tym dźwiękiem mógłbym zachwycać się przez bardzo, bardzo długi czas –. widocznie mój gust ma wiele wspólnego z gustem Gerharda Hirta.

Ocena: 10/10

PLUSY: znakomite połączenie szybkości, detaliczności ceramicznych przetworników z gładkością, wypełnieniem i rewelacyjnym basem SET-a

MINUSY: Nie ma co liczyć, że Mikołaj sprawi nam taki prezent

OGÓŁEM: Elegancki wygląd i brzmienie prawdziwego high-endu. Dostarcza wspaniałych muzycznych wrażeń

Vulcan II:

- Wymiary (SxWxG): 360x250x580 mm
- Rodzaj pracy końcówki: PSET (Pararell Singe-Ended Triode), czysta klasa A
- Lampy: 2xAA62B, 2xEL84, 1x12AX7, 1x5U4G
- Impedancja obciążenia: 4 lub 8Ω
- Pasmo przenoszenia: 10Hz–50kHz (+/-3dB)
- Moc wyjściowa (sinus): 55W
- Czułość wejściowa: 600mV
- Impedancja wejściowa (1kHz): 100kΩ
- Stosunek S/N: 92dB
- Przydźwięk: 300mV
- THD: <0,3%
- Sprzężenie zwrotne: 0dB
- Wejścia: 1xRCA, 1xXLR

GyrFalcon:

- Wymiary (SxWxG): 250x1200x450 mm
- Obudowa IPRCS „inverted parabolic resonance correction system”
- Konstrukcja trójdrożna
- Przetworniki: wysokotonowy: 1” – ceramiczny, sredniotonowy: 6,5” – ceramiczny, niskotonowy: 3 x 7” – ceramiczne
- Impedancja 6Ω
- Skuteczność (1W/1m) 91,5dB
- Rekomendowana moc wzmacniacza 20–200W
- Pasmo przenoszenia 34Hz–40kHz (-3dB)
- Zaciski głośnikowe WBT
- Okablowanie wewnętrzne Ayon Audio
- Elementy zwrotnicy Mundorf –. Niemcy, CMFIC: „crossover magnetic field interaction control”

Cena: 119.900 zł + 59.900 zł

Źródło artykułu:Hi-Fi Choice & Home Cinema
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)