Tarcza i miecz USA. Najpotężniejsze siły zbrojne na świecie
Amerykański prezydent to zwierzchnik najsilniejszych sił zbrojnych na Ziemi. O ich wyjątkowości świadczy nie tylko liczebność, rekordowy budżet (ok. 900 mld dol.) i zaplecze technologiczne. Dla Pentagonu obszarem działania sił zbrojnych jest cała planeta. A nawet więcej.
Amerykańskie siły zbrojne przechodzą obecnie poważne zmiany. Są one efektem nowej sytuacji geopolitycznej, z której wynika odmienna niż dwie dekady temu ocena priorytetów i zagrożeń. Pentagon odchodzi od rozwiązań opracowanych pod wpływem końca zimnej wojny, rozpadu Układu Warszawskiego i Związku Radzieckiego.
Przez lata armia jedynego globalnego hegemona była gwarantem utrzymania korzystnego dla Zachodu światowego porządku. Pełniła rolę sił ekspedycyjnych, walczących z przeciwnikiem nie tylko mniej licznym, ale także gorzej zorganizowanym, a przede wszystkim całkowicie zdominowanym przez amerykańską przewagę technologiczną.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Te czasy według Pentagonu należą już do przeszłości, a dowodem zmian jest postępująca reorganizacja amerykańskich sił zbrojnych. O jej znaczeniu dobitnie świadczy fakt, że w 2022 roku - po raz pierwszy od 40 lat - opublikowano nową doktrynę: zbiór założeń, według których mają walczyć Amerykanie.
Zobacz także: Rozpoznasz te myśliwce i bombowce?
Dokument "Field Manual 3.0" zakłada prowadzenie przez amerykańskie siły zbrojne działań wielodomenowych (Multi-Domain Operations, MDO), gdzie walka toczy się jednocześnie na lądzie, morzu i w powietrzu, ale także w kosmosie i cyberprzestrzeni. Gotowość do takich działań zapewnia sześć rodzajów sił zbrojnych.
Siły Kosmiczne to najmłodszy komponent amerykańskich sił zbrojnych – powstały w 2019 roku, są nadal rozwijane i odpowiadają m.in. za misje wojskowych wahadłowców X-37. Specjalny status ma także Straż Wybrzeża – choć formalnie należy do sił zbrojnych, nie podlega Departamentowi Obrony, a należy do Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego (Department of Homeland Security, DHS).
Siły zbrojne o zasięgu globalnym
Tym, co wyróżnia amerykańskie siły zbrojne, jest ich gotowość do globalnego działania. Ułatwia to podział planety na kilka obszarów odpowiedzialności – każdy z własnym dowództwem.
O skali działania dobitnie świadczy fakt, że amerykańskie siły zbrojne stacjonują - poza macierzystym terytorium - w około 750 bazach (w zależności od metodologii, niektóre źródła podają nawet 850) rozlokowanych w ponad 80 różnych krajach.
Poza dowództwami z określonym terytorialnie zakresem odpowiedzialności istnieją także dowództwa bez takiego przydziału, odpowiadające za siły specjalne, siły połączone składające się z wielu rodzajów współdziałających sił zbrojnych, transport i siły strategiczne.
Te ostatnie odpowiadają za amerykańską triadę atomową w postaci okrętów podwodnych z pociskami jądrowymi UGM-133 Trident II, bombowców strategicznych zdolnych do przenoszenia bomb jądrowych B61 i bazujących na lądzie międzykontynentalnych pocisków balistycznych LGM-30G Minuteman III.
Wojska lądowe – gotowość do konfliktu na wielką skalę
Największą częścią Sił Zbrojnych Stanów Zjednoczonych są Wojska Lądowe, liczące – wraz z Gwardią Narodową, około 450 tys. żołnierzy. Od kilku lat przechodzą one bardzo poważną transformację, mającą zmienić je z sił ekspedycyjnych w siły zdolne do prowadzenia pełnoskalowego konfliktu.
Oznacza to ograniczenie roli dominujących dotychczas brygadowych zespołów bojowych, liczących po kilka tysięcy żołnierzy. Na znaczeniu zyskują wyższe szczeble organizacyjne – korpusy i dywizje, zapewniające lepszą koordynację działań i wsparcie w sytuacji, gdy walczą jednocześnie nie setki czy tysiące, ale dziesiątki tysięcy żołnierzy.
Zmiany te pociągają za sobą ograniczenie liczebności różnego rodzaju jednostek wsparcia i jednostek "lekkich" – obecnie toczy się w USA dyskusja co do przyszłości brygad wykorzystujących kołowe transportery opancerzone Stryker.
Na znaczeniu zyskują jednostki "ciężkie", których rozbudowa i reorganizacja (m.in. zmiana liczby i składu kompanii w batalionie) oznacza, że liczba gotowych do walki czołgów i bojowych wozów piechoty zwiększy się o 20-30 proc.
Marynarka wojenna – gwarant swobodnej żeglugi
Amerykańska marynarka wojenna pełni wyjątkową rolę: daje Stanom Zjednoczonym gwarancję utrzymania swobodnej żeglugi i handlu, stanowiących fundament gospodarki USA i większości Zachodu. Dysponuje w tym celu unikatowymi narzędziami w postaci 11 lotniskowców, ze względu na gabaryty i możliwości nazywanych także superlotniskowcami.
Obecnie trwa generacyjna wymiana superlotniskowców – okręty typu Nimitz są stopniowo zastępowane jednostkami typu Gerald R. Ford o zbliżonej wielkości i podobnym wyglądzie, ale znacznie nowocześniejszymi.
Te właśnie okręty stanowią trzon floty, wokół którego budowane są lotniskowcowe grupy uderzeniowe, liczące do kilkunastu okrętów wojennych różnych klas. Od dziesięcioleci przewagę na morzach zapewnia Amerykanom także system kierowania walką AEGIS, pozwalający na tworzenie nad zespołem okrętów i bronionym obszarem przeciwlotniczego, efektywnego "parasola".
Komponent podwodny tworzą wyłącznie okręty z napędem jądrowym. Należą do nich "boomery" – okręty typu Ohio przenoszące międzykontynentalne pociski balistyczne (SLBM) z głowicami jądrowymi oraz okręty wielozadaniowe (typu Los Angeles, Seawolf i Virginia) zdolne do zwalczania żeglugi, walki z okrętami podwodnymi, działań rozpoznawczych i wparcia sił specjalnych, a także i konwencjonalnych ataków na cele lądowe.
Korpus Piechoty Morskiej – powrót na Pacyfik
Reorganizację na skalę tej zachodzącej w wojskach lądowych przechodzi także amerykański Korpus Piechoty Morskiej. W czasie tzw. wojny z terroryzmem jednostki marines upodobniły się do oddziałów armii, tracąc swój pierwotny charakter sił przeznaczonych przede wszystkim do operacji desantowych.
Obecnie Korpus wraca do swoich korzeni – został pozbawiony części ciężkiego sprzętu, w tym m.in. jednostek pancernych. Skorzystała na tym Polska, mogąc kupić dostępne od ręki, niedawno wycofane czołgi M1A1 FEP, należące poprzednio do USMC.
Reorganizacja marines jest skupiona na dostosowaniu formacji do realiów nowoczesnej wojny na Pacyfiku. Nowe założenia przewidują m.in. prowadzenie działań w skrajnie nieprzyjaznym środowisku, gdzie nasycenie wrogą bronią będzie na tyle duże, że niemożliwe stanie się wykorzystanie wielkich okrętów desantowych, stanowiących dotychczas zaplecze dla działań piechoty morskiej.
Siły powietrzne – kryzys i zbyt mało samolotów
Zmiany nie omijają także amerykańskich sił powietrznych. W ich przypadku od lat można zaobserwować tendencję spędzającą sen z oczu najwyższym dowódcom z Pentagonu: systematycznie maleje liczba samolotów bojowych i wyszkolonych pilotów.
Jest to wynikiem ograniczonego budżetu, ale także radykalnego wzrostu cen nowych samolotów, gdzie F-35 kosztuje ok. 85 mln dol., a najnowszy wariant F-15 – F-15EX – nawet około 100 mln. Jednym ze skutków jest - sygnalizowane przez siły powietrzne - ograniczenie zdolności w zakresie udzielania bliskiego wsparcia lotniczego.
W takich warunkach Amerykanie szukają sposobu na wyjście z impasu, prowadząc badania nad systemami bezzałogowymi czy opcjonalnie załogowymi, ale także finansując badania nad samolotami przyszłości, opracowywanymi m.in. w ramach programu NGAD. Jego realizacja jest zagrożona, ponieważ okazało się, że egzemplarz samolotu bojowego przyszłości może kosztować nawet 300 mln dol.
Postulowanym sposobem rozwiązania problemu są m.in. pomysły, aby zmienić sposób projektowania i zamawiania maszyn bojowych. Rozwijane przez dziesięciolecia, rewolucyjne kolejne generacje samolotów miałyby zostać zastąpione ciągłym rozwojem i regularnymi zamówieniami stosunkowo niewielkich transz sprzętu.
Miałoby to zapewnić stałą nowoczesność sił powietrznych, a zarazem ograniczyć koszty i ryzyko niepowodzenia, związane z bardzo ambitnymi, ale pojedynczymi programami budowy maszyn nowego typu.
Wielka siła i wielka odpowiedzialność
Z tymi wyzwaniami będzie musiał poradzić sobie nowy prezydent, będący formalnym, ale także faktycznym zwierzchnikiem amerykańskich sił zbrojnych. Choć oficjalne wypowiedzenie wojny innemu państwo to kompetencja Kongresu, Prezydent pełni rolę głównodowodzącego (Commander-in-Chief). O tym, jak silna jest to pozycja, dobitnie świadczy praktyka: choć Kongres ostatni raz wypowiedział wojnę w 1942 roku, od niemal wieku Stany Zjednoczone nieustannie z kimś walczą.
Wojna w Korei, wojna w Wietnamie, atak na Grenadę i Panamę, ataki na Libię, wojna w Zatoce Perskiej, a także późniejsze walki w Iraku czy Afganistanie z punktu widzenia amerykańskiego prawa nie były wojnami. Na mocy przepisów były to "działania wojenne" (ang. hostilities) czy zapewnianie sojusznikom "ograniczonego wsparcia" (limited support).
Tę kazuistyczną łamigłówkę definiują dokumenty takie jak uchwalona w 1973 roku rezolucja Kongresu "War Powers Resolution" (WPR) czy kolejne rezolucje "Authorization for the Use of Military Force" (AUMF). To właśnie dzięki nim amerykański prezydent ma wyjątkowe możliwości,
Choć jego swoboda działania jest ograniczona przez szczegółowe przepisy, w praktyce może samodzielnie, po wysłuchaniu doradców, rozpocząć i prowadzić wojnę (także atomową).
Łukasz Michalik, dziennikarz Wirtualnej Polski