Maskowanie po rosyjsku. Opony na samolotach i wiadra z płonącym węglem
Wraz z informacjami o udanych ukraińskich atakach na rosyjskie zaplecze, w tym bazę lotniczą w Pskowie, świat obiegły zdjęcia rosyjskich samolotów obłożonych oponami. Nie jest to pierwszy przypadek, gdy żołnierze Putina sięgają po nietypowe sposoby maskowania i ochrony swojego sprzętu. Jakich innych, niekonwencjonalnych metod użyli do tej pory?
08.09.2023 | aktual.: 08.09.2023 15:30
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Potężny samolot Tu-95 z kadłubem i skrzydłami pokrytymi oponami wzbudził na całym świecie wesołość, ale i ciekawość. Wielu użytkowników mediów społecznościowych zastanawiało się, dlaczego Rosjanie potraktowali w ten sposób swój bombowiec strategiczny.
W kolejnych dniach pojawiły się następne zdjęcia pokazujące, że opony w roli osłon stały się rosyjskim standardem. W podobny sposób obłożono m.in. jeden z samolotów uderzeniowych Su-34.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Leżące na samolocie opony to – prawdopodobnie – w zamyśle Rosjan forma ochrony przed ukraińskim atakiem. Nie wiadomo, czy chodzi tu o fizyczną barierę i jakąś formę zabezpieczenia np. przed odłamkami, czy o nieco bardziej wysublimowany pomysł, aby przy pomocy opon zmylić rozpoznanie satelitarne.
Zobacz także: Rozpoznasz te myśliwce i bombowce?
W grę wchodzi także zakłócenie działania układów naprowadzania dronów czy pocisków rakietowych (jak np. Storm Shadow) w końcowej fazie ataku, gdy dochodzi do identyfikacji celu za pomocą kamer lub sensorów IR.
Plan, by chronić w taki sposób cenne samoloty, wydaje się jednak zarówno desperacki, jak i mało skuteczny. Zwłaszcza że opony są bez wątpienia mniej praktyczną metodą niż np. siatki maskujące, które nie tylko pozwalają ukryć lub rozmyć charakterystyczne kontury sprzętu wojskowego, ale – jak choćby polski Berberys – znacząco utrudniają wykrycie za pomocą radaru lub termowizji.
Opony na samolocie nie są jednak pierwszym przykładem nietypowych, rosyjskich działań, zmierzających do ochrony cennego sprzętu.
Maskowanie termiczne
Jak donosi serwis "The Eurasian Times", do rosyjskiej armii zaczynają trafiać duże dostawy granatów dymnych RDG-U, opracowanych w 2022 r. w Centralnym Instytucie Badawczym Inżynierii Precyzyjnej koncernu Kałasznikow.
Ich zadaniem, poza generowaniem dymu zmniejszającego widoczność, jest tworzenie zasłony utrudniającej użycie sensorów termicznych. Granat pozwala na oszukanie termowizorów czy sensorów IR, używanych m.in. do naprowadzania niektórych pocisków przeciwpancernych, jak FGM-148 Javelin.
Granat o cylindrycznym kształcie ma długość 200 mm, waży 700 gramów i zawiera mieszaninę dymotwórczą na bazie fosforu. W porównaniu z wcześniejszymi granatami dymnymi nowy wynalazek ma generować więcej dłużej utrzymującego się w powietrzu dymu, a zarazem tworzyć zasłonę, pozwalającą na ukrycie się przed częścią broni precyzyjnej.
Kamuflaż z czasów II wojny
Inną zastosowaną przez Rosjan metodą jest sięgnięcie po sprawdzone rozwiązania z czasów II wojny światowej i zastosowanie – prawdopodobnie po raz pierwszy od kilkudziesięciu lat – specyficznego malowania okrętów. Polega ono na pokryciu dziobu i rufy jednostki ciemniejszą farbą, przez co na pierwszy rzut oka wydaje się ona krótsza, a jej sylwetka trudniejsza do rozpoznania.
Choć takie działanie również może wyglądać na akt desperacji, wydaje się mieć sens. Wynika to z faktu, że np. stosowane przez Ukraińców do ataków na okręty niewielkie, morskie bezzałogowce, są kierowane przez ludzi, wykonujących uderzenia dzięki obrazowi przekazywanemu przez kamery.
Ponieważ jest on przekazywany na duże odległości, kompresja może pogorszyć jego jakość, dodatkowo zwiększając znaczenie optycznego kamuflażu. W takiej sytuacji nawet chwila zawahania czy sekunda różnicy w szybkości rozpoznania celu zwiększa szansę na uniknięcie zagrożenia lub zniszczenie atakującego bezzałogowca.
Maskowanie kosmiczne
Obok rozwiązań stosowanych na ziemi, Rosjanie opracowali także metodę maskowania obiektów kosmicznych. Jeszcze przed atakiem na Ukrainę rosyjska agencja kosmiczna Roskosmos uzyskała patent na "ograniczenie dostrzegalności aparatury kosmicznej w widmie światła widzialnego".
Opracowana technologia ma na celu ukrycie satelitów działających na wysokich orbitach – 10 i więcej tys. km nad Ziemią, a więc poza zasięgiem wykrywania za pomocą radarów. Tak odległe obiekty nadal mogą być wykrywane za pomocą instrumentów optycznych i tę właśnie kwestię postanowili rozwiązać Rosjanie.
Odpowiedzią na tak postawiony problem jest specjalne pokrycie, przypominające nieco folię bąbelkową i rozpraszające światło. Widoczność pokrytych nim obiektów ma – według źródeł rosyjskich – spadać ponad dziesięciokrotnie.
Wiaderko z płonącym węglem
Realia wojny w Ukrainie to jednak przede wszystkim nie kosmiczne technologie, ale znacznie prostsze metody na zamaskowanie lub wzmocnienie wojskowego sprzętu. Przez miesiące walk często informowaliśmy o próbach dopancerzania różnych pojazdów za pomocą improwizowanych osłon. Poza płytami pancernymi Rosjanie stosowali w tym celu m.in. drewno w roli ochrony chłodnicy czy osłony z siana i dywanów.
W mediach pojawiły się także zdjęcia całkowicie karkołomnych prób zastosowania czołgowych pancerzy reaktywnych, które – założone na znacznie lżejsze i niedostosowane do takich rozwiązań transportery opancerzone – zmieniały rosyjskie pojazdy w jeżdżące bomby. Tak użyty pancerz reaktywny zamiast chronić, zapewnia wysokie prawdopodobieństwo śmierci załogi.
Prawdopodobnie najbardziej kuriozalnym przykładem chałupniczo wykonanej osłony wydaje się jednak opisywana przez dziennikarza Wirtualnej Polski Przemysława Juraszka "koza obronna", zauważona na jednym z czołgów na terenie Białorusi.
Rozwiązanie to polega na zamontowaniu na czołgu wysięgnika z wiaderkiem, w którym znajduje się rozżarzony węgiel. Prawdopodobnie ma to na celu zmylenie pocisków naprowadzanych sensorem IR. Biorąc jednak pod uwagę sposób ich działania i punktowy charakter "osłony", w żaden sposób nie zwiększa to szans załogi na uniknięcie trafienia.
Łukasz Michalik, dziennikarz Wirtualnej Polski