Amerykańskie uzbrojenie dla Polski. Bezpieczeństwo na fundamencie wiary i zaufania

HIMARS-y, które nie trafiają do celu, F-35 uziemione za sprawą braku części i bezużyteczny system IBCS - "mózg" polskiej obrony przeciwlotniczej. Kasandryczna wizja kluczowych dla bezpieczeństwa kraju systemów uzbrojenia, które okazują się stertą złomu za sprawą politycznych zawirowań w Waszyngtonie, może przemawiać do wyobraźni. Czy jest uzasadniona?

Kolumna polskich M1A1 Abrams
Kolumna polskich M1A1 Abrams
Źródło zdjęć: © Ministerstwo Obrony Narodowej
Łukasz Michalik

Zarówno amerykański prezydent, jak i przedstawiciele jego administracji, w publicznych wypowiedziach stawiają Polskę za wzór kraju, który nie oszczędza na siłach zbrojnych i konsekwentnie buduje własne zdolności w zakresie bezpieczeństwa.

Transformacja polskiej armii jest możliwa dzięki bardzo dużym zakupom zagranicznego uzbrojenia dokonywanych m.in. w Stanach Zjednoczonych. To z USA pochodzą kluczowe dla polskiego bezpieczeństwa systemy broni, jak samoloty bojowe F-16 i F-35, śmigłowce AH-64E, czołgi M1A2 Abrams, filar polskiej obrony powietrznej w postaci systemu Patriot czy jej "mózg", jakim jest centrum dowodzenia IBCS.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Czy warto kupić statyw Ulanzi Fotopro F38 Quick Relase Video Travel Tripod 3318?

W takim kontekście nieprzewidywalność - jaka wraz z Donaldem Trumpem pojawiła się w polityce Waszyngtonu - może budzić obawy co do stanu polskiego bezpieczeństwa. Czy USA jako sojusznik, a zarazem dostawca broni pozostają wiarygodnym partnerem?

Amerykańska broń dla Iranu

Przykładem kraju, który - po wcześniejszym uzależnieniu od amerykańskiej broni - wraz ze zmianami politycznymi pozostał na lodzie, jest Iran. Kraj ten w czasie rządów szacha Pahlawiego, przed 1979 rokiem intensywnie modernizował swoje siły zbrojne, inwestując w zachodnie uzbrojenie.

Irański F-14 z pociskiem Fakour-90
Irański F-14 z pociskiem Fakour-90© YouTUbe

Teheran zamówił wówczas w Europie 1000 czołgów Chieftain, systemy przeciwlotnicze Rapier czy setki pojazdów opancerzonych FV101. W Stanach Zjednoczonych zamówiono setki czołgów M60, transportery M113, systemy przeciwlotnicze MIM-23 Hawk, śmigłowce uderzeniowe AH-1 Cobra, a także ówczesny cud techniki w postaci samolotów F-14 Tomcat z pociskami powietrze-powietrze AIM-54 Phoenix o zasięgu 180 km. Iran zamówił także niszczyciele rakietowe typu Kidd.

Po rewolucji islamskiej Stany Zjednoczone zerwały zawarte umowy. Zbudowane już niszczyciele trafiły ostatecznie na Tajwan, a Iran utracił dostęp do łańcuchów logistycznych, zapewniających serwisowanie broni za pomocą oryginalnych podzespołów. Warto podkreślić, że nastąpiło to w sytuacji, gdy Iran - z lokalnego sojusznika - zmienił się w państwo jednoznacznie deklarujące wrogość do USA i wspieranego przez Waszyngton Izraela.

Turcja bez F-35

Również Turcja doświadczyła konsekwencji zwrotu w amerykańskiej polityce. Po zakupie rosyjskich systemów przeciwlotniczych S-400 (choć nie była to jedyna przyczyna) została przez Waszyngton wykluczona z programu F-35.

Zakup rosyjskiego systemu S-400 wykluczył Turcję z zakupów F-35
Zakup rosyjskiego systemu S-400 wykluczył Turcję z zakupów F-35© Turkiye Today

W obliczu pozyskania tych maszyn przez Grecję zmusiło to Ankarę do pospiesznego poszukiwania alternatyw i zakupu samolotów Eurofighter. W tym przypadku zerwanie współpracy nastąpiło po serii ostrzeżeń ze strony Stanów Zjednoczonych, a także w sytuacji politycznych zmian w samej Turcji.

Jest to jednak jeden z nielicznych i zarazem skrajnych przypadków. Jak w rozmowie z WP zauważa dr Tomasz Smura, dyrektor Biura Analiz w Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego, broń i jej eksport są narzędziami polityki państwa, które ją produkuje.

W relacjach transatlantyckich możemy dostrzegać różne zgrzyty, jednak scenariusz, w którym Stany Zjednoczone niespodziewanie porzucają swoich sojuszników i odcinają ich od dostępu do części zamiennych do uzbrojenia, to scenariusz z gatunku sci-fi. Taki scenariusz byłby jednak teoretycznie możliwy w przypadku pojawienia się poważnych rozbieżności w zakresie politycznych celów USA i europejskich sojuszników. Obecnie nic takiej zmiany nie zapowiada.

Dr Tomasz SmuraDyrektor Biura Analiz w Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego

Kody źródłowe i kontrola nad bronią

Kwestia uzależnienia od amerykańskiej broni pojawiła się w polskiej debacie publicznej za sprawą wypowiedzi byłego szefa MON-u. Mariusz Błaszczak przyznał, że Polska nie dysponuje "kodami do broni". Miał na myśli kody źródłowe, pozwalające na swobodny rozwój, ale i nadzór nad działaniem oprogramowania, pod którego kontrolą działa wiele współczesnych systemów uzbrojenia.

O tym, jak duże możliwości otwiera kontrola nad kodem źródłowym, świadczy przykład Izraela, który ma możliwość wprowadzania istotnych zmian w awionice samolotów F-35 i integrowaniu z nimi własnego uzbrojenia.

Warto jednak zauważyć, że producenci broni, chcąc kontrolować jej użycie, nie muszą uciekać się do stosowania ukrytych funkcji oprogramowania. Zamiast stosować nieco mityczny "zdalny wyłącznik" wystarczy ograniczyć dostęp do oryginalnych - a tym samym zapewniających założony przez producenta poziom bezpieczeństwa - części eksploatacyjnych. Zwraca na to uwagę Łukasz Pacholski, ekspert magazynu "Lotnictwo Aviation International".

Zagadnienia polityczne i ewentualne ochłodzenie relacji z Waszyngtonem mają wpływ na to, czy amerykańskie firmy będą kontynuować dostawy sprzętu czy części zamiennych. W pewnym zakresie jest możliwe zastąpienie oryginalnych części nielicencjonowanymi zamiennikami, jednak rzutuje to nie tylko na kwestię sprawności technicznej sprzętu, ale i bezpieczeństwo personelu. Gdy Polska utraciła dostęp do oryginalnych części eksploatacyjnych dla samolotów MiG-29, zaczęła produkować je sama, co w przypadku katastrofy w Pasłęku zakończyło się tragicznie.

Łukasz Pacholski"Lotnictwo Aviation International"

Broń to system

Co więcej, bardziej zaawansowana broń nie działa w oderwaniu od innych systemów odpowiedzialnych choćby za rozpoznanie i wskazywanie celów. Skrajnym przykładem sytuacji, w której - z powodu braków tych zdolności - potężny arsenał okazał się bezużyteczny, jest Ukraina.

Kraj ten po rozpadzie ZSRR stał się trzecią potęgą atomową na planecie, jednak nie miał praktycznej możliwości wykorzystania posiadanego arsenału - centrum nadzoru, pozwalające na odpalenie rakiet czy wybór celów, w które mają uderzyć, znajdowało się poza granicami kraju, w Rosji.

Budowa własnych zdolności

Czy zatem Polska ma się czego obawiać? Jak zauważa dr Tomasz Smura z Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego, Stany Zjednoczone (i nie tylko one) nie działają pod wpływem emocjonalnych wystąpień polityków, ale realizują obliczone na wiele lat czy dekad strategie.

Stany Zjednoczone realizują polityki długookresowe. Nawet jeśli aktualna administracja jest odbierana przez część sojuszników krytycznie, nie oznacza to, że USA zdecydują się z dnia na dzień na całkowite odwrócenie swoich dotychczasowych priorytetów.

Dr Tomasz SmuraDyrektor Biura Analiz w Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego

W takim kontekście gwałtowne ruchy amerykańskiej administracji, skutkujące odcięciem sojuszników od broni czy dostaw części wydają się nieracjonalne, niezgodne z amerykańskimi interesami, a tym samym skrajnie mało prawdopodobne.

Mimo tego warto zwrócić uwagę na sposób, w jaki niektóre kraje - jak choćby Turcja czy Indie - starają się zminimalizować ryzyko związane ze zmianami politycznymi. Kraje te kupują broń u wielu różnych dostawców, jak Chiny, Korea Południowa, Rosja, Francja czy USA, nie dopuszczając do pełnego uzależnienia się od jednego partnera. Taka dywersyfikacja nie zawsze jest jednak możliwa, bo dla niektórych systemów trudno znaleźć realną - także ze względów politycznych - alternatywę.

Na współpracę z USA jest skazana cała Europa. Na przykład nie ma dziś alternatywy dla systemu Patriot czy samolotów F-35. Nawet w przypadku innej broni, która - teoretycznie - może być alternatywą dla amerykańskiej, problemem pozostają ograniczone możliwości produkcyjne.

Juliusz SabakPortal Obronny

Dostrzegają to kraje takie jak Turcja czy Korea Południowa, gdzie godne uwagi efekty przynoszą konsekwentne, długofalowe programy rozwoju własnych możliwości w zakresie budowy coraz bardziej złożonych systemów uzbrojenia.

Choć niemal zawsze konieczna jest jakaś forma międzynarodowej współpracy, niezależność i kontrolę nad funkcjami oprogramowania, dostępem do części zamiennych czy możliwości rozpoznawania i wskazywania celów daje - co można uznać za wskazówkę także i dla polskich decydentów - budowa rodzimych zdolności w tym obszarze.

Łukasz Michalik, dziennikarz Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (153)