W czasach, w których ja uczyłam się zmieniać klisze w Kodaku, niektóre muzea (!) miały już aparat cyfrowy. Jak widać na pierwszy rzut oka, nie należał on do najłatwiejszych w obsłudze. Był także bardzo drogi.
W czasach, w których ja uczyłam się zmieniać klisze w Kodaku, niektóre muzea miały już aparat cyfrowy. Jak widać na pierwszy rzut oka, nie należał on do najłatwiejszych w obsłudze. Był także bardzo drogi.
Aparat Leica Si1 Pro robił kwadratowe zdjęcia 514. x 5140 i potrzebował 185 sekund do utrwalenia każdego obrazu. Trzech minut! Wszystko dlatego, że był to właściwie skaner z obiektywem aparatu fotograficznego. Dziwaczne rączki nie służyły oczywiście do trzymania aparatu w tej samej pozycji przez kilka minut w dłoniach, tylko do przymocowania go do statywu.
Większość nabywców tego aparatu to muzea i naukowcy, potrzebujący cyfrowych wersji badanych obiektów. Wyobraźcie sobie jednak wyraz twarzy przechodniów, gdyby ktoś teraz próbował robić zdjęcia takim aparatem.
wydanie internetowe www.gizmodo.pl