"Mogło dojść do katastrofy z ofiarami śmiertelnymi". Im wcześniej wiadomo o usterce samolotu, tym lepiej
Służby ratunkowe w pogotowiu, pas pokryty specjalnymi substancjami, a nawet eskorta wojskowych myśliwców. Ostatnie awaryjne lądowanie na warszawskim Okęciu obyło się bez tych "atrakcji", ale nie zawsze pasażerowie mają tyle szczęścia. Zawsze jednak muszą liczyć na umiejętności pilotów.
11.01.2018 | aktual.: 11.01.2018 13:30
Bombardier Dash Q400 awaryjnie lądował w środę o godzinie 19.18. W samolocie wysunęło się przednie podwozie, ale nie zadziałał element blokujący, przez co maszyna uderzyła dziobem w pas startowy.
- To była zwyczajna usterka. Ten typ po prostu tak ma – mówi w rozmowie z WP Tech mechanik, który na co dzień zajmuje się serwisowaniem tych samolotów.
Rzeczywiście wypadki związane z usterką podwozia w samolotach Bombardier Dash Q400 są na tyle powszechne, że dorobiły się własnej strony na Facebooku i Wikipedii. Problemy dotyczą zazwyczaj głównego podwozia, ale te związane z przednim kołem też zdarzają się nad wyraz często. W 2007 aż trzykrotnie przytrafiło się to samolotom Scandinavian Airlines (SAS). Finalnie doprowadziło to do wycofania Bombardierów Dash Q400 z floty SAS-u.
Chociaż problemy Bombardierów z podwoziem stały się internetowym żartem, są niezwykle niebezpieczne. Każde takie lądowanie może zakończyć się katastrofą, zwłaszcza gdy dotyczy to tylnego podwozia.
- Podczas lądowania samolot najpierw styka się z pasem tylnymi kołami – mówi w rozmowie z WP Tech Maciej Stroiński, dyrektor rozwoju w Air Sports Promotions. – Przednie koło dotyka ziemi, gdy samolot już zwolnił i działa na nie dużo mniejsza siła. Dlatego możemy mówić tu o pewnego rodzaju szczęściu w nieszczęściu.
Od czego głównie zależy powodzenie podczas awaryjnego lądowania?
- Najważniejszym czynnikiem jest czynnik ludzki. Czyli dobrze wyszkolony pilot, który ma doświadczenie ze szkoleń w reagowaniu na różne sytuacje awaryjne. Na koniec liczy się zachowanie zimnej krwi i czyste umiejętności pilotażu, które umożliwiają wykonanie manewru w sposób najlepszy z możliwych, tak jak to stało się wczoraj. Dzięki temu pasażerowie opuścili pokład o własnych siłach - mówi w rozmowie z WP Tech Adrian Kubicki, rzecznik prasowy LOT.
Pasażerowie wiedzieli o usterce. - Gdzieś w połowie lotu stewardesa powiedziała nam, że przednie koło może się nie otworzyć. Byliśmy świadomi, że samolot będzie tarł podłożem o pas. Załoga zachowała się bardzo profesjonalnie, pilot wspaniale posadził maszynę – powiedział reporterce Wirtualnej Polski Karolinie Pietrzak jeden z pasażerów lotu z Krakowa do Warszawy.
Skąd piloci wiedzą o ewentualnych problemach? Jak mówi w rozmowie z WP Tech Adrian Kubicki, prowadzący dysponują specjalnym systemem elektronicznego monitorowania sprawności funkcji samolotu. To właśnie on dał sygnał o usterce i pozwolił przygotować się do nietypowego lądowania oraz dał czas na poinformowanie służb na ziemi.
Byłoby znacznie gorzej, gdyby piloci o problemie dowiedzieli się dopiero przed lądowaniem. Zdaniem dr Andrzeja Majki, taki scenariusz mógł być możliwy również w tym przypadku, o czym świadczy fakt, że nie zdążono pokryć pasa startowego pianą.
- Pilot wysuwa podwozie na 2 minuty przed przyziemieniem, i prawdopodobnie dopiero wtedy zorientował się, że jest z nim problem. W tym momencie mógł zgłosić problem służbom naziemnym i kontynuować podejście. Oznacza, to że nie było czasu na pokrycie pasa startowego pianą, która ma zapobiec pojawianiu się iskier, które z kolei mogą doprowadzić do pożaru. Mogło dojść do katastrofy z ofiarami śmiertelnymi - mówi dr Andrzej Majka.
W przypadku, gdy służby naziemne mają więcej czasu, pas startowy pokrywa się "poduszką" ze specjalnej substancji gaśniczej. Jeżeli samolot ma jeszcze spory zapas paliwa, wcześniej krąży nad lotniskiem, by pozbyć się rezerw i uniknąć ryzyka pożaru. Tak było np. podczas awaryjnego lądowania Boeinga 767 Polskich Linii Lotniczych LOT w 2011 roku, kiedy maszyna lądowała “na brzuchu”.
Podczas takiego lądowania mogą pojawić się iskry, które są normalnym efektem tarcia metalu o asfalt. Przed pożarem i wybuchem chronią wspomniane “poduszki”, a także straż pożarna i służby ratownicze, które czekają w pogotowiu. Po awaryjnym lądowaniu bardzo często samolot od razu polewany jest substancjami gaśniczymi.
Awaryjne lądowanie Boeinga 767 Polskich Linii Lotniczych LOT w 2011 roku, po raz pierwszy w historii polskiego lotnictwa cywilnego bez wysuniętego podwozia, było wyjątkowe z jeszcze jednego powodu. Jeszcze na niebie pojawiła się asysta wojskowych myśliwców. Zwykle jednak wojskowi piloci wchodzą do akcji wyłącznie, gdy kontaktu z załogą samolotu nie ma lub też jest utrudniony.
W przypadku lotu ze słynnym kapitanem Wroną, decyzja o eskorcie wojska padła po dyskusji między załogą a oficerem operacyjnym. Piloci myśliwców pomogli ustalić, czy rzeczywiście podwozie się nie wysunęło, czy tylko zgłaszał taką usterkę system.
- W takich sytuacjach są dwie możliwości: samolot przelatuje nisko nad lotniskiem, a kontroler sprawdza, czy podwozie się wysunęło. Druga opcja, kiedy samolot jest daleko od lotniska i na dużej wysokości, pozwala wykorzystać wojsko, by piloci sprawdzili, jak usterka wygląda z ich punktu widzenia - tłumaczy Maciej Stroiński.
Zwykle jednak wojsko wzywane jest dopiero wtedy, gdy kontaktu z załogą nie ma albo istnieje ryzyko zagrożenia bezpieczeństwa kraju lub ludzi na ziemi. Czyli w sytuacjach, w których dochodzi np. do uprowadzenia maszyny.
Wszelkie rozważania co do przyczyn wypadku Bombardiera są w tej chwili spekulacjami ekspertów. Pełny obraz zdarzenie będzie dopiero po zakończeniu dochodzenia Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych.