Produkcja bomb FAB‑3000. To nie one są problemem, ale obrona przeciwlotnicza

Kilka dni temu media obiegła informacja o wznowieniu przez Rosję produkcji 3-tonowych bomb lotniczych FAB-3000. Choć jest to broń o dużej sile rażenia, to nie same bomby stanowią obecnie główny problem. Znacznie ważniejsza jest informacja o samolotach, które będą je przenosić. Co o nich wiemy?

Tu-22M3 - maszyny tego typu często latają z wyłączonymi transponderami
Tu-22M3 - maszyny tego typu często latają z wyłączonymi transponderami
Źródło zdjęć: © Wikimedia Commons, Max071086, Lic. CC BY-SA 3.0
Łukasz Michalik

27.03.2024 | aktual.: 27.03.2024 11:23

Produkcja i użycie wielotonowych bomb nie jest niczym szczególnym. Jeszcze w czasie II wojny światowej zrzucano 5-tonowe bomby Tallboy i ponad 9-tonowe Grand Slam, których użycie skutkowało lokalnym trzęsieniem ziemi.

Obecnie również stosowane są bardzo ciężkie bomby lotnicze, jak amerykańska 9-tonowa GBU-43/B MOAB (mother of all bombs – matka wszystkich bomb) czy rosyjska 7-tonowa FOAB (father of all bombs – ojciec wszystkich bomb).

Co więcej, Stany Zjednoczone rozwijają jeszcze cięższą broń – 12-tonową bombę GBU-57A/B MOP. Dlaczego zatem "zaledwie" 3-tonowa, rosyjska bomba FAB-3000 wywołuje tak duże zainteresowanie?

Jak zmienić starą bombę w broń precyzyjną?

FAB-3000 to bomba swobodnie opadająca. Od strony technicznej to broń najprostsza z możliwych, podobnie jak wiele stosowanych na całym świecie bomb o mniejszych wagomiarach.

Efektowne stwierdzenie, że Rosjanie wracają do produkcji broni z czasów Stalina jest prawdziwe, ale pomija fakt, że większość stosowanych na świecie, niekierowanych, konwencjonalnych bomb opracowano dziesiątki lat temu. Dotyczy to również opracowanej w latach 50. XX wieku amerykańskiej bomby Mk.82, której produkcję rozpoczęła kilka lat temu także Polska.

Użycie bomb swobodnie opadających oznacza zarówno ograniczoną celność, jak i konieczność przelotu samolotu, który zrzuca bomby bezpośrednio nad celem albo w jego pobliżu, co naraża go na ogień broni przeciwlotniczej.

Wizualizacja bomby JDAM-ER - widoczny korpus zwykłej bomby i dołączone do niego rozkładane skrzydła, moduł naprowadzania i sterowania
Wizualizacja bomby JDAM-ER - widoczny korpus zwykłej bomby i dołączone do niego rozkładane skrzydła, moduł naprowadzania i sterowania© Boeing

Dlatego zarówno Amerykanie – poprzez zestawy konwersyjne JDAM-ER – jak i Rosjanie – dzięki chałupniczo wykonanym, ale działającym zestawom UMPK – zmieniają niskim kosztem bomby swobodnie opadające w kierowane bomby szybujące o radykalnie większych możliwościach.

Do zwykłej bomby dołączany jest układ naprowadzania i sterowania, poprawiający celność, a na jej korpusie umieszcza się rozkładane albo stałe "skrzydła" – powierzchnie aerodynamiczne, dzięki którym bomba może być zrzucana nawet kilkadziesiąt kilometrów od celu (zasięg zależy m.in. do wysokości lotu i prędkości zrzucającego ją samolotu).

Rosyjska bomba FAB-300 z modułem UMPK (bomba jest zawieszona do góry nogami, po zrzucie odwraca się, aby moduł UMPK był na górze)
Rosyjska bomba FAB-300 z modułem UMPK (bomba jest zawieszona do góry nogami, po zrzucie odwraca się, aby moduł UMPK był na górze)© Mil.ru

W praktyce oznacza to, że aby obronić się przed atakiem taką bronią, nie wystarczą systemy przeciwlotnicze bardzo krótkiego i krótkiego zasięgu – konieczne są droższe, cenniejsze i mniej liczne systemy średniego zasięgu, jak broniące ukraińskiego nieba S-300, Patriot czy SAMP/T. To właśnie ich zabrakło pod Awdiiwką, gdzie Rosjanie byli w stanie "wybombardować" sobie drogę przez ukraińskie pozycje.

Co to wszystko ma wspólnego z bombami FAB-3000?

Jaki samolot uniesie FAB-3000?

Można bez wielkiego ryzyka założyć, że jeśli Rosjanie produkują te bomby, zapewne mają jakiś plan ich użycia. Niewykluczone, że – przez analogię z lżejszymi bombami – także i FAB-3000 otrzyma zestaw konwersyjny, zmieniający ją w kierowaną bombę szybującą.

W tym miejscu pojawia się pytanie: który z rosyjskich samolotów będzie mógł przenosić 3-tonową bombę? Podawany często w danych technicznych udźwig uzbrojenia nie ma tu wielkiego znaczenia, bo istotna jest nie łączna waga ładunku, ale to, czy samolot ma przynajmniej jeden zaczep, pod którym można podwiesić 3 tony.

Samolot Su-34 z widocznym pomiędzy gondolami silników, podwieszonym zbiornikiem paliwa PTB-3000
Samolot Su-34 z widocznym pomiędzy gondolami silników, podwieszonym zbiornikiem paliwa PTB-3000© Mil.ru

Teoretycznie rosyjskie samoloty taktyczne – jak Su-34, Su-35 czy inne maszyny wywodzące się od Su-27 – mogą przenosić bomby o masie maksymalnie 1500 kg. Udostępniane oficjalnie dane techniczne nie mówią jednak wszystkiego.

Su-34 na węźle pomiędzy gondolami silników może przenosić zewnętrzny zbiornik paliwa PTB-3000, czyli – mniej więcej – wagowy ekwiwalent wspomnianej bomby. Bazujące na tej samej konstrukcji – Su-27 – samoloty morskie Su-33 mogą także przenosić pod kadłubem 4,5 tonowy pocisk przeciwokrętowy 3M80 Moskit.

Samoloty z takim ładunkiem mają jednak pewne ograniczenia. Choć mogą lecieć, skupiona na jednym podwieszeniu, znaczna masa, ogranicza zdolność manewrowania (dlatego takim fenomenem jest F-16, który może manewrować z przeciążeniami 9G mając pełny bak paliwa i uzbrojenie pod skrzydłami). W praktyce oznacza to, że tak uzbrojona maszyna jest łatwiejsza do zestrzelenia.

Tu-22M3 – atut w talii Putina

Z całą pewnością możliwość przenoszenia ciężkich bomb oferują jednak inne, lepiej do tego przystosowane samoloty – bombowce Tu-22, eksploatowane przez Rosję w zmodernizowanej wersji Tu-22M3.

Samoloty te zbudowano jako filar "kompleksu lotniczo rakietowego K22M", przeznaczonego do zwalczania amerykańskich lotniskowców. W Ukrainie zapisały w swojej historii bardzo niechlubną kartę – to właśnie Tu-22M3 wystrzelił 5,7-tonową rakietę Ch-22, która uderzyła w centrum handlowe w ukraińskim mieście Krzemieńczuk, zabijając kilkudziesięciu cywilów.

Maszyny te są jednak używane sporadycznie. Do uderzeń z głębi rosyjskiego terytorium wykorzystywane są przede wszystkim ciężkie bombowce strategiczne, a do bezpośrednich ataków lotnictwo taktyczne. Użycie w podobny sposób samolotu Tu-22 byłoby bardzo ryzykowne – choć może on latać szybko, stanowi łatwiejszy cel od mniejszych, bardziej manewrowych maszyn, wyposażonych do tego w nowszą awionikę i systemy samoobrony.

Dlatego przypuszczenie, że Rosjanie mogliby produkować ciężkie bomby z zamiarem szerszego wykorzystania samolotów takich, jak Tu-22M3, jest bardzo złą wiadomością. Odzwierciedla rosyjskie założenie, że już niebawem ukraińska obrona przeciwlotnicza zostanie obezwładniona na tyle, że w odległości kilkudziesięciu kilometrów od linii frontu będą mogły działać stosunkowo łatwe do zestrzelenia bombowce.

Nie musi to wcale oznaczać fizycznego zniszczenia ukraińskich wyrzutni: Kijów ma do dyspozycji ograniczoną liczbę zarówno wyrzutni, jak i pocisków do nich. To właśnie dlatego w niedawnych atakach blisko połowa rosyjskich pocisków trafiła w cel. Nie sposób zabezpieczyć całego kraju, Rosjanie atakują obecnie tam, gdzie nie ma obrony przeciwlotniczej (chodzi o systemy o odpowiednich zdolnościach).

Jak zauważył analityk Jarosław Wolski – to nie Rosjanie poprawili swoje zdolności, tylko ukraińska obrona jest słabsza, niż wcześniej.

Obrona przeciwlotnicza fundamentem bezpieczeństwa

Wnioski te są ważne również dla Polski, budującej obecnie prawdopodobnie najbardziej kompleksową obronę przeciwlotniczą w Europie, z nowoczesnymi systemami bardzo krótkiego (Pilica - Piorun), krótkiego (Narew - CAMM) i średniego (Wisła - Patriot) zasięgu, wzmocnionymi systemami antydronowymi i doskonałymi radiolokatorami krajowej produkcji. A wszystko to pod kontrolą najbardziej zaawansowanego na świecie systemu zarządzania obroną przeciwlotniczą w postaci amerykańskiego IBCS-a.

Silna obrona przeciwlotnicza sama nie wygra wojny. Jest jednak fundamentem, nadającym sens reszcie programów modernizacyjnych.

"Mądry Polak po szkodzie" – mawiali przed laty nasi przodkowie. Realizacja programów Wisła, Narew czy Pilica pozwala mieć nadzieję, że – w tym przypadku – stara maksyma, a także doświadczenia naszego wschodniego sąsiada okażą się przestrogą, z której wyciągnęliśmy właściwe wnioski.

Łukasz Michalik, dziennikarz Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie