Produkcja bomb FAB‑3000. To nie one są problemem, ale obrona przeciwlotnicza
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Kilka dni temu media obiegła informacja o wznowieniu przez Rosję produkcji 3-tonowych bomb lotniczych FAB-3000. Choć jest to broń o dużej sile rażenia, to nie same bomby stanowią obecnie główny problem. Znacznie ważniejsza jest informacja o samolotach, które będą je przenosić. Co o nich wiemy?
Produkcja i użycie wielotonowych bomb nie jest niczym szczególnym. Jeszcze w czasie II wojny światowej zrzucano 5-tonowe bomby Tallboy i ponad 9-tonowe Grand Slam, których użycie skutkowało lokalnym trzęsieniem ziemi.
Obecnie również stosowane są bardzo ciężkie bomby lotnicze, jak amerykańska 9-tonowa GBU-43/B MOAB (mother of all bombs – matka wszystkich bomb) czy rosyjska 7-tonowa FOAB (father of all bombs – ojciec wszystkich bomb).
Co więcej, Stany Zjednoczone rozwijają jeszcze cięższą broń – 12-tonową bombę GBU-57A/B MOP. Dlaczego zatem "zaledwie" 3-tonowa, rosyjska bomba FAB-3000 wywołuje tak duże zainteresowanie?
Zobacz także: Rozpoznasz te myśliwce i bombowce?
Jak zmienić starą bombę w broń precyzyjną?
FAB-3000 to bomba swobodnie opadająca. Od strony technicznej to broń najprostsza z możliwych, podobnie jak wiele stosowanych na całym świecie bomb o mniejszych wagomiarach.
Efektowne stwierdzenie, że Rosjanie wracają do produkcji broni z czasów Stalina jest prawdziwe, ale pomija fakt, że większość stosowanych na świecie, niekierowanych, konwencjonalnych bomb opracowano dziesiątki lat temu. Dotyczy to również opracowanej w latach 50. XX wieku amerykańskiej bomby Mk.82, której produkcję rozpoczęła kilka lat temu także Polska.
Użycie bomb swobodnie opadających oznacza zarówno ograniczoną celność, jak i konieczność przelotu samolotu, który zrzuca bomby bezpośrednio nad celem albo w jego pobliżu, co naraża go na ogień broni przeciwlotniczej.
Dlatego zarówno Amerykanie – poprzez zestawy konwersyjne JDAM-ER – jak i Rosjanie – dzięki chałupniczo wykonanym, ale działającym zestawom UMPK – zmieniają niskim kosztem bomby swobodnie opadające w kierowane bomby szybujące o radykalnie większych możliwościach.
Do zwykłej bomby dołączany jest układ naprowadzania i sterowania, poprawiający celność, a na jej korpusie umieszcza się rozkładane albo stałe "skrzydła" – powierzchnie aerodynamiczne, dzięki którym bomba może być zrzucana nawet kilkadziesiąt kilometrów od celu (zasięg zależy m.in. do wysokości lotu i prędkości zrzucającego ją samolotu).
W praktyce oznacza to, że aby obronić się przed atakiem taką bronią, nie wystarczą systemy przeciwlotnicze bardzo krótkiego i krótkiego zasięgu – konieczne są droższe, cenniejsze i mniej liczne systemy średniego zasięgu, jak broniące ukraińskiego nieba S-300, Patriot czy SAMP/T. To właśnie ich zabrakło pod Awdiiwką, gdzie Rosjanie byli w stanie "wybombardować" sobie drogę przez ukraińskie pozycje.
Co to wszystko ma wspólnego z bombami FAB-3000?
Jaki samolot uniesie FAB-3000?
Można bez wielkiego ryzyka założyć, że jeśli Rosjanie produkują te bomby, zapewne mają jakiś plan ich użycia. Niewykluczone, że – przez analogię z lżejszymi bombami – także i FAB-3000 otrzyma zestaw konwersyjny, zmieniający ją w kierowaną bombę szybującą.
W tym miejscu pojawia się pytanie: który z rosyjskich samolotów będzie mógł przenosić 3-tonową bombę? Podawany często w danych technicznych udźwig uzbrojenia nie ma tu wielkiego znaczenia, bo istotna jest nie łączna waga ładunku, ale to, czy samolot ma przynajmniej jeden zaczep, pod którym można podwiesić 3 tony.
Teoretycznie rosyjskie samoloty taktyczne – jak Su-34, Su-35 czy inne maszyny wywodzące się od Su-27 – mogą przenosić bomby o masie maksymalnie 1500 kg. Udostępniane oficjalnie dane techniczne nie mówią jednak wszystkiego.
Su-34 na węźle pomiędzy gondolami silników może przenosić zewnętrzny zbiornik paliwa PTB-3000, czyli – mniej więcej – wagowy ekwiwalent wspomnianej bomby. Bazujące na tej samej konstrukcji – Su-27 – samoloty morskie Su-33 mogą także przenosić pod kadłubem 4,5 tonowy pocisk przeciwokrętowy 3M80 Moskit.
Samoloty z takim ładunkiem mają jednak pewne ograniczenia. Choć mogą lecieć, skupiona na jednym podwieszeniu, znaczna masa, ogranicza zdolność manewrowania (dlatego takim fenomenem jest F-16, który może manewrować z przeciążeniami 9G mając pełny bak paliwa i uzbrojenie pod skrzydłami). W praktyce oznacza to, że tak uzbrojona maszyna jest łatwiejsza do zestrzelenia.
Tu-22M3 – atut w talii Putina
Z całą pewnością możliwość przenoszenia ciężkich bomb oferują jednak inne, lepiej do tego przystosowane samoloty – bombowce Tu-22, eksploatowane przez Rosję w zmodernizowanej wersji Tu-22M3.
Samoloty te zbudowano jako filar "kompleksu lotniczo rakietowego K22M", przeznaczonego do zwalczania amerykańskich lotniskowców. W Ukrainie zapisały w swojej historii bardzo niechlubną kartę – to właśnie Tu-22M3 wystrzelił 5,7-tonową rakietę Ch-22, która uderzyła w centrum handlowe w ukraińskim mieście Krzemieńczuk, zabijając kilkudziesięciu cywilów.
Maszyny te są jednak używane sporadycznie. Do uderzeń z głębi rosyjskiego terytorium wykorzystywane są przede wszystkim ciężkie bombowce strategiczne, a do bezpośrednich ataków lotnictwo taktyczne. Użycie w podobny sposób samolotu Tu-22 byłoby bardzo ryzykowne – choć może on latać szybko, stanowi łatwiejszy cel od mniejszych, bardziej manewrowych maszyn, wyposażonych do tego w nowszą awionikę i systemy samoobrony.
Dlatego przypuszczenie, że Rosjanie mogliby produkować ciężkie bomby z zamiarem szerszego wykorzystania samolotów takich, jak Tu-22M3, jest bardzo złą wiadomością. Odzwierciedla rosyjskie założenie, że już niebawem ukraińska obrona przeciwlotnicza zostanie obezwładniona na tyle, że w odległości kilkudziesięciu kilometrów od linii frontu będą mogły działać stosunkowo łatwe do zestrzelenia bombowce.
Nie musi to wcale oznaczać fizycznego zniszczenia ukraińskich wyrzutni: Kijów ma do dyspozycji ograniczoną liczbę zarówno wyrzutni, jak i pocisków do nich. To właśnie dlatego w niedawnych atakach blisko połowa rosyjskich pocisków trafiła w cel. Nie sposób zabezpieczyć całego kraju, Rosjanie atakują obecnie tam, gdzie nie ma obrony przeciwlotniczej (chodzi o systemy o odpowiednich zdolnościach).
Jak zauważył analityk Jarosław Wolski – to nie Rosjanie poprawili swoje zdolności, tylko ukraińska obrona jest słabsza, niż wcześniej.
Obrona przeciwlotnicza fundamentem bezpieczeństwa
Wnioski te są ważne również dla Polski, budującej obecnie prawdopodobnie najbardziej kompleksową obronę przeciwlotniczą w Europie, z nowoczesnymi systemami bardzo krótkiego (Pilica - Piorun), krótkiego (Narew - CAMM) i średniego (Wisła - Patriot) zasięgu, wzmocnionymi systemami antydronowymi i doskonałymi radiolokatorami krajowej produkcji. A wszystko to pod kontrolą najbardziej zaawansowanego na świecie systemu zarządzania obroną przeciwlotniczą w postaci amerykańskiego IBCS-a.
Silna obrona przeciwlotnicza sama nie wygra wojny. Jest jednak fundamentem, nadającym sens reszcie programów modernizacyjnych.
"Mądry Polak po szkodzie" – mawiali przed laty nasi przodkowie. Realizacja programów Wisła, Narew czy Pilica pozwala mieć nadzieję, że – w tym przypadku – stara maksyma, a także doświadczenia naszego wschodniego sąsiada okażą się przestrogą, z której wyciągnęliśmy właściwe wnioski.
Łukasz Michalik, dziennikarz Wirtualnej Polski