Niektórzy pracownicy Światowej Organizacji Zdrowia ( WHO ) narzekają na sposób działania Fundacji Gatesów. Ich zdaniem zdominowała ona środowiska zajmujące się badaniom poświęconym malarii, co spowodowało zawirowania w środowiskach naukowych.
Arata Kochi z WHO nie ukrywa irytacji: rośnie znaczenie Fundacji Billa i Melindy Gates podczas prac nad malarią ( patrz: "Największe osobistości roku wg TIME: Gates, Bono, Gates - http://www.pcworld.pl/news/86523.html" ).
Dotychczas naukowcy nie wahali się obiektywnie oceniać prac swoich kolegów. Teraz równowaga w środowisku została zaburzona: badacze wzajemnie popierają swoje programy, bo gdyby tego nie robili, narażaliby się kolegom po fachu. Mogłoby to doprowadzić do utraty grantów finansowych otrzymywanych od Fundacji i, w efekcie, śmierci programu badawczego.
Nie jest dobrze. Jest niedobrze!
WHO twierdzi, że taki deficyt niezależnych opinii jest wysoce niepożądany. Tymczasem Tadataka Yamada, dyrektor wykonawczy w Fundacji Gatesów, nie zgadza się z wnioskami - twierdzi nawet, że organizacja namawia do zewnętrznych opinii.
Sprawa jest delikatna. Fundacja łoży gigantyczne kwoty na badania dotyczące zdrowia: od 2000 roku na zagadnienia związane z malarią wydała 1,2 miliarda dolarów. Wcześniej organizacje rządowe i zdrowotne były w stanie wyasygnować maksymalnie 84 miliony dolarów rocznie.
Cały budżet WHO w ramach ONZ wynosi 4 miliardy dolarów.
Warto przeczytać: "WHO official complains about Gates Foundation's dominance in malaria fight - http://www.iht.com/articles/2008/02/17/america/gates.php" ( w języku angielskim )