Oczy rosyjskiego lotnictwa. A‑50, czyli AWACS w wydaniu Moskwy

Rosyjskie lotnictwo wojskowe to nie tylko maszyny, które – jak Su-30 czy Su-34 – biorą bezpośredni udział w walkach i ponoszą straty. Równie doniosłą rolę odgrywają konstrukcje, których nie widać na ukraińskim niebie – samoloty wczesnego ostrzegania A-50. Rosjanie zaczynają martwić się o ich dalszy los. Co im zagraża?

Berijew A-50U - rosyjski samolot wczesnego ostrzegania
Berijew A-50U - rosyjski samolot wczesnego ostrzegania
Źródło zdjęć: © Mil.in.ua
Łukasz Michalik

Przekazanie Ukrainie zachodnich samolotów bojowych wydaje się nabierać coraz realniejszych kształtów. Po deklaracjach politycznych i informacjach o szkoleniach ukraińskich pilotów i techników w Stanach Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Rumunii oraz Danii, w przestrzeni publicznej padła już data dostarczenia pierwszych samolotów. Zgodnie z tymi informacjami maszyny mają zostać przekazane w drugim kwartale 2024 r.

W związku z tym analizy dotyczące roli, jaką mogą odegrać zachodnie samoloty 4. generacji, pojawiają się także w rosyjskich mediach. Jedną z nich przedstawił Andriej Mitrofanow z rosyjskiego serwisu "Przegląd wojskowy", gdzie treściom czysto propagandowym towarzyszą również nieco bardziej techniczne.

Czego boją się Rosjanie?

Zdaniem Mitrofanowa, co jest zgodne z opiniami zachodnich ekspertów, a zarazem niezgodnie z ukraińską narracją, F-16 nie przesądzą o wyniku wojny. Pozwolą za to Ukrainie na częściowe odtworzenie utraconych zdolności. Maszyny ty – wyrwane ze swojego wojskowego ekosystemu – nie będą jednak tak skuteczne, jak byłyby w przypadku działania na rzecz wojsk NATO.

Mimo tego F-16 budzą obawy Rosjan. Jedną z nich jest zagrożenie, jakim zachodnie samoloty mogą okazać się dla rosyjskich AWACS-ów (samolotów wczesnego ostrzegania). Rosyjskie maszyny o takim przeznaczeniu, jak Berijew A-50, wykonują swoje zadania obecnie bez żadnego ryzyka, poruszając się we własnej przestrzeni powietrznej.

Obecnie większym i bardziej prawdopodobnym zagrożeniem jest dla nich atak sabotażystów czy uderzenie drona na lotnisko ,gdzie stacjonują, niż pocisk przeciwlotniczy wystrzelony przez Ukraińców.

Sytuacja ta może ulec zmianie, gdy wraz z F-16 do Ukrainy dotrą także nowoczesne pociski powietrze-powietrze średniego zasięgu w postaci AIM-120 AMRAAM. Kijów dysponuje już tą bronią, ale w wariancie lądowym – jako efektory systemu NASAMS.

Tymczasem takie same konstrukcyjnie pociski, wystrzelone z samolotu myśliwskiego, są znacznie groźniejsze. Dzięki wysokości lotu i szybkości nosiciela są w stanie skutecznie porazić cel ze znacznie większej odległości. Podczas gdy zasięg NASAMS-a jest szacowany na 15-30 km, pocisk AMRAAM wystrzelony podczas testów z F-15EX trafił w cel oddalony o ponad 100 km.

Samoloty wczesnego ostrzegania – oczy rosyjskiego lotnictwa

Obecnie swoboda działania latających nad Ukrainą rosyjskich samolotów jest znacznie ograniczona. Choć ukraińskie lotnictwo, które zostało w znacznej części zniszczone, nie stanowi dla nich realnego zagrożenia, Rosjanie od lutego 2023 r. nie osiągnęli jednego z kluczowego celu, jakim było unieszkodliwienie ukraińskiej obrony przeciwlotniczej.

Ta – mimo ponoszonych strat – dzięki wsparciu z Zachodu nie tylko utrzymała swoje zdolności, ale jest w stanie prowadzić działania skuteczne oraz błyskotliwe i atrakcyjne propagandowo. Dowiodła tego niedawna "masakra Su-34" czy wcześniejsze zestrzelenie nad obwodem briańskim (terytorium Rosji) dwóch śmigłowców Mi-8 oraz samolotów Su-34 i Su-35.

W rezultacie rosyjskie samoloty są zmuszone do latania nad Ukrainą możliwie nisko, co ogranicza zasięg ich sensorów. Lecący na malej wysokości Su-34 jest częściowo "ślepy" – jego oczami jest wówczas lecący dziesiątki czy nawet setki kilometrów dalej AWACS w postaci samolotu Berijew A-50, monitorujący sytuację nad Ukrainą.

Rosyjskie samoloty A-50 i Su-27
Rosyjskie samoloty A-50 i Su-27© Dmitry Terekhov, Flickr, Lic. CC BY-SA 2.0

W podobny sposób – współdziałając z myśliwskimi MiG-ami 31 – A-50 jest w stanie uziemić ukraińskie lotnictwo. Zarówno samolot wczesnego ostrzegania, jak i rosyjski ciężki myśliwiec (skądinąd dysponujący własnym, potężnym radiolokatorem) są w stanie wykonywać swoje zadania bez ponoszenia ryzyka, pozostając w przyjaznej przestrzeni powietrznej dzięki znacznemu zasięgowi radaru i uzbrojenia.

Z tego powodu AWACS-y są dla Rosjan szczególnie cenne – zwłaszcza że Moskwa, w przeciwieństwie do Zachodu, ma obecnie bardzo ograniczone możliwości w zakresie prowadzenia rozpoznania satelitarnego.

Berijew A-50 – oczy rosyjskiego lotnictwa

Rolę wołu roboczego, zapewniającego Rosji wgląd w przestrzeń powietrzną Ukrainy, pełnią w tym przypadku samoloty Berijew A-50. To obecnie jedyne rosyjskie AWACS-y. Maszyna została opracowana w latach 70. XX wieku i bazuje na płatowcu samolotu transportowego Ił-76.

Głównym sensorem A-50 jest radar Szmiel (Szmiel-2/ Szmiel-M), którego okrągła, 9-metrowa antena, została umieszczona w owiewce nad kadłubem. Radar pozwala maszynie na wykrywanie samolotów z odległości 230-250 km i umożliwia śledzenie do 150 celów jednocześnie przy jednoczesnej współpracy z 10 myśliwcami.

Bezcenne AWACS-y

Rosyjski problem z A-50 polega na tym, że te konstrukcje, bezcenne z punktu widzenia Moskwy, są obecnie bardzo nieliczne. Do 1992 r., gdy zakończono ich produkcję seryjną, powstało ok. 40 egzemplarzy. Z czasem podjęto próbę ich modernizacji, czego efektem jest wariant A-50U, różniący się od wersji bazowej "ucyfrowionym" wyposażeniem.

Rosyjski samolot wczesnego ostrzegania A-50U
Rosyjski samolot wczesnego ostrzegania A-50U© Mil.ru

W sumie w rosyjskiej służbie pozostaje prawdopodobnie 16 egzemplarzy (niektóre źródła wskazują, że poniżej 10) A-50, zarówno w starszej, jak i nowszej wersji. Rosja nie ma obecnie możliwości produkowania nowych samolotów tego typu, a dostępne maszyny są intensywnie eksploatowane. W rezultacie każda z nich jest na wagę złota, a każda strata czy nawet tylko uszkodzenie A-50 to dla Rosjan bardzo poważny problem.

Gdyby ukraińskim F-16 faktycznie udało się utrudnić działanie A-50, albo nawet zestrzelić którąś z tych maszyn, wpływ zachodnich samolotów na przebieg wojny mógłby okazać się znacznie większy, niż się obecnie wydaje.

Łukasz Michalik, dziennikarz Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie