Pentagon wydał zgodę na dostawę postrachu Kremla. Ostatnią barierą Trump
Departament Wojny (dawniej Obrony) ocenił, że przekazanie Ukrainie Tomahawków nie wpłynie negatywnie na amerykańskie zapasy, pozostawiając ostateczną decyzję polityczną w rękach prezydenta Donalda Trumpa. Przedstawiamy osiągi broni, której boją się na Kremlu.
Jak podaje portal CNN, Pentagon dał Białemu Domowi zielone światło na dostarczenie Ukrainie pocisków manewrujących dalekiego zasięgu BGM-109 Tomahawk. Ostateczna decyzja leży w rękach prezydenta Donalda Trumpa, jak twierdzą trzej urzędnicy amerykańscy i europejscy zaznajomieni ze sprawą.
Powoduje to wytrącenie z ręki argumentu Donalda Trumpa, który padł podczas rozmowy z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim w Białym Domu na początku października. Donald Trump zaznaczał wtedy, że wolałby nie dostarczać pocisków Ukrainie, ponieważ te są potrzebne do ochrony USA.
Była to drastyczna zmiana nastawienia w porównaniu z wcześniejszą gotowością przekazania potężnej broni Ukrainie, ale z drugiej strony gwałtowana zmienność zdania jest nierozerwalną cechą aktualnej amerykańskiej administracji.
Trump miał jednak nie wycofać się całkowicie z kwestii dostarczenia pocisków, a wedle źródeł CNN administracja opracowała już plany szybkiego ich dostarczenia Ukrainie, jeśli Trump wyda rozkaz. Co więcej, w ostatnich tygodniach Trump był tak sfrustrowany niechęcią Putina do poważnego rozważenia rozmów pokojowych, że w zeszłym tygodniu zatwierdził nowe sankcje USA wobec rosyjskich firm naftowych i odwołał planowane spotkanie z Putinem w Budapeszcie w sprawie Ukrainy.
BGM-109 Tomahawk — broń zdolna zaatakować przemysłowe serce w głębi Rosji
Pociski BGM-109 Tomahawk zostały opracowane w latach 70. XX wieku jako sposób na obejście traktatu rozbrojeniowego SALT, ograniczającego liczbę pocisków balistycznych w posiadaniu USA i ZSRR.
W efekcie Amerykanie opracowali broń o zbliżonym zasięgu do nawet 2500 kilometrów, ale o innej charakterystyce, ponieważ zamiast pocisku balistycznego powstał skrzydlaty pocisk manewrujący także mogący przenosić poza głowicą konwencjonalną także termojądrową. W praktyce sprawia to, że Ukraińcy mogliby np. zniszczyć rosyjską megafabrykę dronów Shahed w Tatarstanie.
BGM-109 Tomahawk to pocisk, którego charakterystyka ataku i unikania obrony przeciwlotniczej polega na locie nisko nad ziemią z wykorzystaniem rzeźby terenu do unikania wykrycia przez naziemne radary obrony przeciwlotniczej ograniczone horyzontem radiolokacyjnym.
Osiągane jest to przez zaawansowany system naprowadzania dalece wykraczający poza popularny tandem nawigacji inercyjnej i satelitarnej, bowiem pocisk wyposażono w głowicę optoelektroniczną śledzącą rzeźbę terenu. Był to szczyt techniki w latach 80. XX wieku, ponieważ pocisk można rzec "widział podczas lotu okolicę" i mógł trafić w cel punktowo nawet przy braku GPS-u.
Z czasem system ewoluował o nowsze sensory oraz w najnowszych pociskach nie trzeba już wgrywać trasy przelotu przed odpaleniem, tylko można ją aktualizować już w locie. Pozwala to np. na zmianę trasy drugiej fali wystrzelonych pocisków jeśli np. wystrzelona wcześniej pierwsza grupa została zniszczona przez obronę przeciwlotniczą.
Konstrukcyjnie pocisk BGM-109 Tomahawk mierzy 5,5 m, nie licząc odpadającego po starcie rakietowego boostera zwiększającego długość do 6,25 m. Booster jest niezbędny do startu pocisku, po czym za napęd służy już silnik turbowentylatorowy zapewniający prędkość lotu tuż poniżej 1 Ma (około 340 m/s). Pocisk o masie startowej 1315 kg bez boostera przenosi głowicę bojową o masie 454 kilogramów typu odłamkowo-burzącego lub kasetową, ponieważ wersja termojądrowa została wycofana.
Pocisk BGM-109 Tomahawk jest obecnie głównie przeznaczony do odpalania z okrętów nawodnych lub podwodnych, ale podczas zimnej wojny istniał wariant BGM-109G Gryphon odpalany z wyrzutni lądowych. Teraz z kolei Amerykanie dość szybko opracowali pomostową lądową wyrzutnię Typhon bazującą na elementach okrętowych wyrzutni rodziny Mk.41, ale jest to rozwiązanie ciężkie i problematyczne w transporcie.