Duński wywiad: Putin rozpocznie nową wojnę, jeśli zobaczy słabość NATO
Wojna w Ukrainie angażuje rosyjską armię, ale Kreml stara się odbudować swój potencjał militarny. Choć informacje wywiadowcze nie potwierdzają, aby w Moskwie zapadła decyzja o ataku na NATO, Rosja próbuje odzyskać utraconą zdolność do takich działań. Jednocześnie - zdaniem Duńczyków - Putin może rozpocząć nową wojnę w Europie, ale tyko wtedy, gdy Sojusz pokaże mu swoją słabość.
Obecnie nie ma zagrożenia rosyjskim atakiem, ale ryzyko będzie rosło z kolejnymi latami. Jeśli Kreml uzna, że NATO jest słabe, Rosja będzie gotowa do rozpoczęcia nowej, dużej wojny w Europie w ciągu pięciu lat - to kluczowe wnioski z upublicznionego przez duńskie władze raportu DDIS (Danish Defence Intelligence Service - duński wywiad wojskowy).
Ujawnienie tych analiz wywiadowczych następuje w wyjątkowej chwili. Niebawem minie trzeci rok pełnoskalowej wojny w Ukrainie (sam konflikt jest dłuższy - warto pamiętać, że Rosja atakuje Ukrainę już od 11 lat). Rocznicy rosyjskiej agresji towarzyszą geopolityczne zawirowania, wywołane deklaracjami Donalda Trumpa i działaniami nowej amerykańskiej administracji.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Czas na AI. Zapowiedź buntu maszyn czy nowa rewolucja przemysłowa? - Historie Jutra napędza PLAY #5
W takim kontekście duński wywiad kreśli trzy scenariusze rosyjskiej agresji, dla których punktem wyjścia jest nie klęska Rosji w Ukrainie, ale jakaś forma zakończenia lub zamrożenia działań wojennych:
- Sześć miesięcy od zakończenia działań wojennych Rosja będzie zdolna do zaatakowania jednego ze swoich sąsiadów.
- Dwa lata od zakończenia działań wojennych Rosja będzie zdolna do rozpoczęcia wojny regionalnej w basenie Morza Bałtyckiego przeciwko kilku krajom jednocześnie.
- W ciągu pięciu lat od zakończenia działań wojennych Rosja odbuduje zdolność do pełnoskalowego ataku na Europę.
Zobacz także: Czy to sprzęt NATO, czy rosyjski?
Rosyjski potencjał przemysłowy
Konieczność odbudowy przez Rosję zdolności ofensywnych to wynik poważnych strat poniesionych w Ukrainie. Nawet jeśli podawana przez Kijów liczba 10 tys. zniszczonych rosyjskich czołgów jest przesadzona, tysiące zniszczonych egzemplarzy broni pancernej oznaczają, że Kreml został zmuszony do wyczyszczenia magazynów mobilizacyjnych, w których przechowywano sprzęt jeszcze z czasów zimnej wojny.
W jeszcze trudniejszej sytuacji znajduje się rosyjskie lotnictwo, które ulega stopniowej degradacji - Moskwa nie tylko produkuje zbyt mało samolotów, aby uzupełniać bieżące straty, ale zużywa eksploatowane maszyny nie mając perspektyw, by je zastąpić. Ze względu na brak nie tylko nowych samolotów, ale także projektów przyszłościowych maszyn, proces słabnięcia rosyjskiego lotnictwa wojskowego będzie postępował.
Jednocześnie warto podkreślić, że ponawiane przez kolejne kwartały wojny prognozy dotyczące kryzysu w rosyjskim przemyśle i szybkiego wyczerpania przez Rosję zapasów czołgów, amunicji czy pocisków balistycznych okazały się nietrafione.
Choć bieżąca produkcja i tempo przywracania sprawności zmagazynowanego sprzętu nie pokrywają ponoszonych strat, przestawiona na tryb wojenny rosyjska gospodarka - wspierana w zakresie budowy mocy produkcyjnych przez Chiny - dostarcza broń w ilości, jakiej nie spodziewano się przed rozpoczęciem konfliktu. Towarzyszą temu dostawy broni i amunicji m.in. z Iranu i Korei Północnej.
Rozbudowa systemu szkoleniowego
Ponadto Rosja odbudowała swój system szkoleniowy - fale "mobików", rzucanych w 2022 r. do walki bez przeszkolenia i odpowiedniego wyposażenia, to już odległa przeszłość. Zdaniem ekspertów (jak m.in. płk Piotr Lewandowski) przeciętny rosyjski żołnierz kierowany do walki jest wyszkolony lepiej od żołnierza ukraińskiego.
Co więcej, wojna w Ukrainie prowadzona jest przez Rosję bez odwoływania się do poboru - na front trafiają ochotnicy, skuszeni m.in. bardzo wysokim wynagrodzeniem.
Największym zagrożeniem dla NATO jest bezczynność
Rosyjskie zagrożenie wywołuje reakcję - kraje wschodniej flanki NATO oraz nowi członkowie Sojuszu rozbudowują zdolności swoich sił zbrojnych. Słabym punktem pozostają zdolności przemysłu, jednak również i w tej dziedzinie następuje stopniowa poprawa sytuacji.
Również deklaracje prezydenta Trumpa nie muszą oznaczać rezygnacji Stanów Zjednoczonych z obrony Europy, ale próbę zmuszenia europejskich członków Sojuszu do solidarnego zwiększenia nakładów na obronność.
Konflikt interesów w Arktyce
W takim kontekście ważnym wątkiem z duńskiego raportu jest także kwestia Arktyki i dążeń Rosji do utrzymania dominacji na dalekiej północy. Z punktu widzenia Moskwy to obszar o krytycznym znaczeniu, zarówno ze względów gospodarczych (surowce i szlaki morskie szlaki handlowe), jak i strategicznych.
Katastrofa klimatyczna sprawia, że Arktyka - dotychczas będąca bezpiecznym schronieniem dla rosyjskich boomerów (atomowych okrętów podwodnych z pociskami międzykontynentalnymi) - przez coraz większą część roku staje się dostępna dla żeglugi, a tym samym dla marynarek wojennych potencjalnych przeciwników. Dla Moskwy oznacza to poważne wyzwanie, bo obecnie wszystkie kraje arktyczne - poza Rosją - to członkowie NATO.
Arktyczny balans sił może jednak zmienić zaangażowanie Chin, które oficjalnie uznały się za "kraj bliski Arktyce" i - budując flotyllę lodołamaczy - zamierzają bronić swoich interesów na dalekiej północy.
Wnioski dla NATO
W kontekście tych ostrzeżeń duński raport wydaje się nie tyle najbardziej prawdopodobnym scenariuszem rozwoju wydarzeń, co ostrzeżeniem i wskazaniem działań, których zaniechanie może doprowadzić do kolejnej wojny w Europie.
Obok ram czasowych kreśli on także warunki, w jakich rosyjski atak będzie mógł być przeprowadzony. Pierwszym z nich jest brak zaangażowania ze strony Stanów Zjednoczonych. Drugi to brak reakcji NATO na rosyjskie zbrojenia.
Wnioski są jednoznaczne: Rosja zaatakuje dopiero wtedy, gdy NATO będzie słabe i zaniedba rozbudowę swojego potencjału militarnego, a polityczne rozłamy w Sojuszu doprowadzą do wycofania się Stanów Zjednoczonych z Europy. Trudno o bardziej jednoznaczną wskazówkę dla krajów NATO, co należy robić, aby Rosja nie odważyła się na kolejny atak w przyszłości.
Łukasz Michalik, dziennikarz Wirtualnej Polski