Pustoszejące magazyny czołgów. Rosja ma problem z wojną na wyczerpanie

Jak wielkie straty może uzupełnić Rosja? Choć wizja tysięcy zmagazynowanych czołgów utrwaliła się w powszechnej świadomości, wojna na wyczerpanie nie musi gwarantować Putinowi zwycięstwa. Zdjęcia satelitarne pokazują, że rosyjskie magazyny pustoszeją, a odzyskiwany z nich sprzęt nie zawsze nadaje się do użytku.

Magazyn sprzętu pancernego Wagżanowo
Magazyn sprzętu pancernego Wagżanowo
Źródło zdjęć: © VK - Military Informant
Łukasz Michalik

11.08.2023 | aktual.: 11.08.2023 14:05

"Rosja nigdy nie jest tak słaba, ani tak silna, jak się wydaje" – słowa te są zazwyczaj wciskane w usta niemieckiego kanclerza Bismarcka lub francuskiego dyplomaty Talleyranda, choć sam Władimir Putin w maju 2022 r. przypisał je – w nieco zmienionej formie – Winstonowi Churchillowi.

Niezależnie od tego, kto był pierwszym autorem tego spostrzeżenia, jego sens wydaje się dzisiaj wyjątkowo aktualny. Jednym z przykładów są rosyjskie czołgi.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Czy faktycznie Rosja ma niemal niewyczerpane zapasy broni pancernej? A może nadgania już straty resztkami sił i – osłabiona sankcjami – nie jest w stanie produkować nowoczesnego sprzętu?

Obie skrajności wydają się dalekie od prawdy, jednak częściowy wgląd w sytuację Rosji dają nam dostępne publicznie zdjęcia satelitarne, dostarczone choćby przez usługę Google Earth.

Widziane z satelity

Niektóre z nich wzięła niedawno na tapet redakcja niezależnego dziennika "The Moscow Times", która postanowiła przyjrzeć się wielkiemu magazynowi Wagżanowo, zajmującego ponad 10 km kwadratowych w Buriacji.

Zdjęcie magazynów z połowy 2023 r.Zdjęcie magazynów z połowy 2023 r.
Zdjęcie magazynów z połowy 2022 r.Zdjęcie magazynów z połowy 2022 r.;
Źródło zdjęć: © Defense Express

Na podstawie zdjęć z satelity można oszacować, że przedwojenne zapasy przekraczające 3,8 tys. różnych typów czołgów skurczyły się obecnie do około 2,3 tys. maszyn. Oznacza to, że w ciągu półtora roku wojny Rosja straciła ok. 40 proc. zmagazynowanego sprzętu, gromadzonego – nie będzie w tym przesady – przez dziesięciolecia.

Należy przy tym przyjąć, że jako pierwsze magazyn opuszczają czołgi w najlepszym stanie technicznym, więc prawdopodobnie im mniej ich pozostaje, tym niższą wartość reprezentuje przeciętny egzemplarz.

Stare czołgi w nowej roli

Starsze czołgi są wówczas używane w nietypowej roli pancernej, samobieżnej artylerii, gdzie nie są narażone na bezpośrednią walkę. Słaby pancerz, prosta optyka czy brak systemu kierowania ogniem nie stanowią tu zatem dyskwalifikującego mankamentu.

W wypowiedzi dla jednej ze stacji telewizyjnych ukraiński ekspert Michaił Żirochow stawia przy tym kontrowersyjną, choć ostatnio wybrzmiewającą wśród tamtejszych komentatorów tezę, że użycie znacznej liczby "muzealnych" czołgów pozwala Rosjanom na oszczędzenie bieżącej produkcji.

Zniszczony w Ukrainie T-55 z siatkową osłoną, chroniącą przed atakiem z góry
Zniszczony w Ukrainie T-55 z siatkową osłoną, chroniącą przed atakiem z góry© Defense Express

Nowe czołgi nadal powstają, jednak zdaniem ukraińskiego eksperta w większości nie są kierowane do walki, co może oznaczać, że Putin zachowuje je na kolejny etap wojny.

Strategiczne złomowisko 

Sama wiedza o ogołoceniu jednego z magazynów niewiele mówi, bo błędem byłoby sądzić, że wyciągnięte z niego czołgi po prostu trafiły na front. Gdzie należy ich szukać?

Tu również z odpowiedzią przychodzą zdjęcia satelitarne, a konkretnie okolice jednej z fabryk, 103. Zakładu Remontowego Pojazdów Pancernych w Atamanowce pod Czitą, gdzie trafia sprzęt wyciągnięty z Wagżanowa.

Okolice 103. Zakładu Remontowego przypominają wielkie złomowisko – są pełne kadłubów i zdekompletowanych maszyn. To prawdopodobnie efekt "kanibalizacji": z kilku zmagazynowanych czołgów wyciąga się sprawne elementy po to, aby zmontować z nich jeden zdolny do walki egzemplarz.

Zdjęcia wykonane w odstępie roku pokazują "kanibalizację" sprzętu pancernego
Zdjęcia wykonane w odstępie roku pokazują "kanibalizację" sprzętu pancernego© Defense Express

Trudno ustalić w tym przypadku proporcję, pozwalającą na oszacowanie liczby uzyskanych w ten sposób, sprawnych maszyn, jednak po ilości rdzewiejących kadłubów widać, że na pewno nie każdy czołg, który opuścił magazyn, trafia na front.

Pustoszejące magazyny

Wpływ na to ma nie tylko trwające przez dziesięciolecia rozkradanie magazynów, gdzie z przechowywanego sprzętu znikały co cenniejsze elementy, ale także trywialny brak części zamiennych.

Wynika on z faktu, że część modeli czołgów – jak T-54, T-55 czy T-62 – nie jest produkowana od dłuższego czasu. Sprzęt ten cieszył się jednak przez lata popularnością w mniej zasobnych krajach, gdzie wraz z zakupami broni powstawał rynek na części zamienne i materiały eksploatacyjne, zaopatrywany z oficjalnych i nieoficjalny rosyjskich źródeł, co przekłada się na obecne braki.

Wnioski z analizy zdjęć satelitarnych są przy tym niejednoznaczne. Z jednej strony widać, że skala bieżącej produkcji (która na dodatek wzrasta) i pozostałe zapasy pozwalają Rosji kompensować ponoszone straty. Putin może przedłużać wojnę z nadzieją na "zmęczenie" zachodniej opinii publicznej, skutkujące w dłuższej perspektywie ograniczeniem pomocy dla Ukrainy.

Z drugiej strony pustoszejące magazyny pokazują, że próba narzucenia Ukrainie wojny na wyczerpanie wcale nie oznacza, że Rosja ją wygra. Wbrew przedwojennym mitom Putinowi może zwyczajnie zabraknąć czołgów – nawet tych najstarszych.

Łukasz Michalik, dziennikarz Wirtualnej Polski