Chiny zbudowały nowy lotniskowiec na pustyni. Ćwiczą atak na USS Gerald R. Ford
Zdjęcia satelitarne ujawniają kolejne sekrety Chin. Należą do nich wznoszone w głębi lądu instalacje wojskowe, będące odwzorowaniem sprzętu potencjalnych przeciwników. Rozpoznano wśród nich nową, naturalnej wielkości makietę amerykańskiego lotniskowca USS Gerald R. Ford.
09.01.2024 | aktual.: 09.01.2024 15:56
Chiny budują w głębi lądu makiety amerykańskich okrętów i infrastruktury co najmniej – jak wskazuje US Naval Institute – od 2018 roku. Obiekty te zostały w 2022 roku zlokalizowane w zachodnich Chinach, pośrodku pustyni Takla Makan, dzięki zdjęciom satelitarnym.
Dało to podłoże do analiz, w jakim celu na piaszczystych pustkowiach Pekin wznosi mniej lub bardziej dokładne kopie nie tylko amerykańskich okrętów, ale i morskiej infrastruktury. Próbę odpowiedzi ułatwia lista obiektów, które udało się rozpoznać.
Okręty wojenne na pustyni
Jednym z nich jest makieta niszczyciela typu Arleigh Burke. US Navy eksploatuje obecnie 73 takie jednostki, a kolejne są budowane. Dzięki wyposażeniu w modułowe wyrzutnie pionowego startu Mk 41 VLS, mogą bez zmian konstrukcyjnych zabierać bardzo zróżnicowane, dostosowane do konkretnych zadań uzbrojenie.
Zobacz także: Te czołgi sieją spustoszenie. Ile z nich rozpoznasz?
Niszczyciele typu Arleigh Burke stanowią jednocześnie miecz US Navy, zdolny do atakowania zarówno okrętów, jak i celów naziemnych przy użyciu pocisków manewrujących, oraz tarczę amerykańskiej floty. Tarcza ta roztacza się dzięki systemowi kierowania walką AEGIS, zapewniając przeciwrakietowy parasol.
Jeśli chcesz zniszczyć amerykański lotniskowiec, musisz zniszczyć ochraniające go okręty. Niszczyciele typu Arleigh Burke to – obok krążowników typu Ticonderoga – najważniejsze z nich.
Chiny zbudowały także schematyczną makietę amerykańskiego lotniskowca, niszczyciela typu Kidd (używanego przez flotę Tajwanu), japońskiego lotniska wojskowego i fragment amerykańskiej bazy na wyspie Guam – kluczowej dla Waszyngtonu instalacji wojskowej na Pacyfiku. To amerykański "niezatapialny lotniskowiec" z płytą lotniskową Andersen, zdolną do obsługi największych samolotów, jak bombowce strategiczne B-52.
Guam to zarazem lokalizacja potężnego radaru AN/TPY-6 i instalacji przeciwrakietowych, wznoszonych przez amerykańską Missile Defense Agency (MDA) i wyposażonych w lądowy wariant systemu AEGIS. Ich zadaniem jest ochrona lotniska i portu Arpa, zdolnego do przyjmowania ogromnych okrętów, jakimi są amerykańskie lotniskowce.
Cel: USS Gerald R. Ford
Najnowsze, wykonane już w 2024 roku zdjęcia z Chin wskazują, że niedawno wzniesiono kolejną – tym razem dokładną – makietę okrętu tego typu. Jest na tyle precyzyjna, że pozwala na rozpoznanie konkretnej jednostki – okrętu USS Gerald R. Ford, czyli najnowszego spośród amerykańskich lotniskowców, a zarazem pierwszego z serii jednostek tego typu.
To okręty, które – mimo wizualnego podobieństwa do wcześniejszego typu Nimitz – dysponują znacznie większymi zdolnościami. Kluczową różnicą, dzięki zastosowaniu nowego napędu i elektromagnetycznych katapult, które zastąpiły katapulty parowe, jest możliwość prowadzenia bardziej intensywnych operacji lotniczych.
Nowa makieta jest ciekawa pod względem technicznym – kształt odzwierciedlający pokład lotniskowca jest bowiem otoczony różnymi masztami. Ich zadaniem jest najprawdopodobniej generowanie pełnej sygnatury radarowej amerykańskiego okrętu, co pozwala na symulowanie jego obecności bez konieczności budowania gigantycznego kadłuba.
Wszystko to ma na celu stworzenie poligonu, pozwalającego na przygotowanie chińskich sił zbrojnych do hipotetycznego starcia ze Stanami Zjednoczonymi, gdzie główną rolę będzie najprawdopodobniej odgrywać amerykańska flota i lotnictwo, a najważniejszymi okrętami, decydującymi o przebiegu starcia, będą właśnie lotniskowce.
Poligon dla algorytmów
Opracowanie metod walki z nimi czy ulepszenie algorytmów, odpowiedzialnych za naprowadzanie na cel różnych broni – jak nowe, hiperosniczne pociski przeciwokrętowe YJ-21 czy pociski DF-26 - ma w tym przypadku kluczowe znaczenie. Wynika to z faktu, że - ze względu na rozmiary lotniskowca - jego zatopienie jest bardzo trudne i przy zastosowaniu konwencjonalnych głowic wymaga wielokrotnego trafienia.
Zatapianie wielkiego okrętu nie jest jednak konieczne – wystarczy uszkodzenie go w taki sposób, by wyłączyć go z walki np. poprzez zniszczenie katapult, wind czy napędu.
Rozwiązanie takie jest stosowane m.in. w użytkowanych przez Polskę pociskach przeciwokrętowych NSM. Mają one stosunkowo niewielką głowicę – zbyt małą, aby jednym trafieniem zatopić większe okręty, ale wystarczającą, aby wyłączyć je z walki precyzyjnym trafieniem np. w centrum informacji bojowej.
Jednocześnie nawet pojedyncze trafienie w okręt klasy lotniskowca może okazać się niezwykle trudne. Podczas manewrów sztuka ta udała się m.in. francuskiemu i szwedzkiemu okrętowi podwodnemu, jednak działo się to w specyficznych warunkach, a jednostka musiała znaleźć się w pobliżu lotniskowcowej grupy uderzeniowej.
W przypadku Chin kluczową bronią pozostają różnego rodzaju pociski przeciwokrętowe. Media nazywają je często "zabójcami lotniskowców", jednak jest w tym bardzo wiele przesady.
Jak trafić w lotniskowiec?
Samo trafienie okrętu – po wcześniejszym przedarciu się pocisku przez ochronę, tworzoną przez samoloty, dyżurującego w powietrzu AWACS-a i zespół okrętów wyposażonych w system kierowania ogniem AEGIS – wydaje się tu najprostszą kwestią.
Wyzwaniem jest jednak wykrycie lotniskowca, a następnie naprowadzenie na niego pocisku w sytuacji, gdy cel jest odległy o setki kilometrów. Dla przykładu pokonanie dystansu 500 km (trudno przypuszczać, by Amerykanie podpływali blisko wybrzeża) przez pocisk lecący blisko prędkości dźwięku zajmie pół godziny. W tym czasie okręt zmieni swoją pozycję o 30 km.
W przypadku pocisków balistycznych czy broni hipersonicznej czas ten można skrócić. Duża prędkość utrudnia jednak precyzyjne celowanie, a zmniejszanie jej przed uderzeniem w cel (co pokazał los rosyjskich Kindżałów nad Ukrainą) zwiększa czas ekspozycji na działanie systemów obronnych.
To problemy, które Chiny – zakładając ich przygotowania do wojny – będą musiały w jakiś sposób rozwiązać. Powstające na pustyni makiety jasno pokazują, że Pekin nie traci czasu.
Łukasz Michalik, dziennikarz Wirtualnej Polski