Amerykańska presja na Japonię. Chodzi o amunicję artyleryjską dla Ukrainy

Amerykanie od miesięcy naciskają na Japonię, aby ta zaczęła dostarczać Ukrainie amunicję. Wojna z Rosją sprawia, że potrzeby frontowe przewyższają możliwości produkcyjne wszystkich państw z Europy oraz nawet USA. W tym celu Amerykanie starają się nakłonić do wsparcia także swoich azjatyckich sojuszników. Wyjaśniamy kulisy sprawy oraz co mogłoby trafić do Ukrainy.

pociski kal. 155 mm
pociski kal. 155 mm
Źródło zdjęć: © wsj.net
Przemysław Juraszek

10.07.2023 | aktual.: 10.07.2023 19:59

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Walcząca Ukraina zużywa tysiące pocisków artyleryjskich dziennie. Średnia z początku loku obejmowała około 5 tys. pocisków, ale obecnie trwająca kontrofensywa znacznie zwiększyła zużycie. Zarówno USA jak i Europa zwiększają swoje możliwości produkcyjne, ale osiągnięcie odpowiedniego poziomu produkcji zajmie co najmniej miesiące.

Tymczasem amunicja jest potrzebna "na wczoraj" i tutaj pojawiają się dwaj amerykańscy sojusznicy z Dalekiego Wschodu. Jednym jest Korea Południowa, z którą udało się osiągnąć porozumienie, a drugim jest Japonia.

Jak podaje portal Shephard, Amerykanie próbują przekonać Japonię do dostarczenia Ukrainie amunicji, ale problemem, poza dość rygorystycznymi przepisami dotyczącymi eksportu, które są obecnie łagodzone, pozostaje też japońska lokalna produkcja oraz posiadane zapasy.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Japonia miała na podstawie danych z 2010 roku dysponować zapasem amunicji artyleryjskiej wynoszącym 125 tys. ton, co - jak portal Shephard kalkulował - miało oznaczać około 480 tys. pocisków. Tyle wystarczyłoby Ukraińcom na około dwa miesiące wojny. Do tego dodajmy niewystarczające możliwości produkcyjne jedynych zakładów Chugoku Kayaku z Hiroszimy zatrudniających jedynie 469 pracowników.

Japońskie zamówienie na amunicję artyleryjską dla Sił Samoobrony w 2023 roku opiewało na 27,7 mln dolarów, co przy cenie pojedynczego pocisku M107 wraz z zapalnikiem i ładunkiem prochowym kosztującym około 1200 dolarów daje roczną produkcję około 23 tys. pocisków rocznie (lub mniej przy wyższych cenach). To przekłada się na produkcję 1,9 tys. pocisków miesięcznie, co nie pokrywa nawet dziennego zapotrzebowania Ukrainy.

Warto tutaj też zaznaczyć kwestię geopolityczną, ponieważ Japonia uznaje Chiny za największe zagrożenie, z jakim musi się mierzyć Kraj Kwitnącej Wiśni. Ponadto Japonia jest jeszcze formalnie w stanie wojny z Rosją, ponieważ od zakończenia II wojny światowej nie doszło do podpisania traktatu pokojowego pomiędzy tymi państwami. Z tego względu, biorąc pod uwagę własne skromne zapasy, niechęć do ich podarowania Ukrainie nie jest zaskoczeniem.

Taką artyleryjską amunicją dysponuje Japonia

Japońskie zapasy obejmują pociski pozyskane z zagranicy i produkcję lokalną. Do pierwszej kategorii można zaliczyć pociski M107 będące prostą konstrukcją składającą się ze stalowego korpusu wypełnionego trotylem i zapalnika uderzeniowego. Te pociski są zdolne do niszczenia celów odległych o około 30 km jeśli są wystrzeliwane z systemów z działem o długości 52 kalibrów jak. np. polski Krab czy niemiecki PzH 2000.

Importowanymi pociskami są też brytyjskie L15 o podobnych parametrach. Z kolei w przypadku lokalnej produkcji to znajdziemy tam pociski typ 93 wyposażone w gazogenerator zwiększający zasięg strzału do około 40 km. Warto jednak zaznaczyć, że Japonia jest także bardzo zainteresowana pociskiem Vulcano GLR, których partia miała tam zostać dostarczona w celu przeprowadzenia testów rozpisanych do 2025/2026 roku.

Przemysław Juraszek, dziennikarz Wirtualnej Polski