Zemsta Putina za most krymski. Z tymi pociskami mają problemy Ukraińcy
20.07.2023 15:40, aktual.: 21.07.2023 14:32
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Do ataku rakietowego na Odessę Rosjanie użyli całej gamy posiadanego uzbrojenia dalekiego zasięgu, ale najgroźniejsze są pociski przeciwokrętowe P-800 "Oniks", przed którymi ochronę mogą zapewnić tylko najnowsze systemy przeciwlotnicze.
Rosjanie w odwecie za uszkodzenie mostu krymskiego przez Ukraińców zdecydowali się 19 lipca na masowy ostrzał rakietowy infrastruktury portowej i silosów zbożowych zlokalizowanych w Odessie i okolicach.
Do jego wykonania Rosjanie użyli do ataku mieszankę wykorzystującą 19 irańskich dronów Shahed, 3 pociski manewrujące Kalibr odpalone najpewniej z okrętu podwodnego i pięć bazujących na nim pocisków stosowanych w systemach Iskander-K stanowiących najpewniej tło dla mniej licznych, aczkolwiek dużo trudniejszych do zestrzelenia czterech pocisków Raduga Ch-22 i siedmiu pocisków P-800 "Oniks"
Jak podają Ukraińcy obrona przeciwlotnicza rozlokowana w okolicy Odessy, zdołała zestrzelić 18 celów, z czego większość stanowiły drony Shahed i pociski Kalibr wraz z Iskander-K, ale brak informacji o przechwyceniu Raduga Ch-22 i P-800 "Oniks"
Te bowiem mogą zostać zestrzelone wyłącznie przez systemy pokroju Patriota i SAMP-T, których baterii Ukraina ma tylko parę, a znacznie liczniejsze systemy takie jak np. NASAMS, Crotale NG czy IRIS-T są na nie niewystarczające.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Pociski Raduga Ch-22 i P-800 "Oniks" - oto klucz ich skuteczności
Są to wyspecjalizowane pociski przeciwokrętowe do zwalczania celów pokroju lotniskowców, które miały osiągnąć swój cel dzięki połączeniu lotu z prędkością ponaddźwiękową i lotu na bardzo niskim pułapie (zaledwie 10 -15 m nad powierzchnią wody). To sprawiałoby, że radar pokładowy celu ze względu na horyzont radiolokacyjny wykryłby nadlatujący pocisk z odległości co najwyżej nieco ponad 40 km, co przy bardzo wysokiej prędkości pocisku dawałoby tylko parędziesiąt sekund na reakcję.
Przykładowo Ch-22 o zasięgu do 500 km odpalane z samolotów Tu-22M mają prędkość lotu wynoszącą około Mach 4 (około 1372 m/s) i dysponują głowicą bojową o masie blisko jednej tony. Był to pocisk produkowany od lat 60. XX wieku i charakteryzował się nawigacją inercyjną i aktywną głowicą radiolokacyjną działającą w końcowej fazie lotu. Warto jednak zaznaczyć, że od lat 90. XX wieku produkowany jest zmodernizowany model Ch-32 wykorzystujący ten sam korpus.
Z kolei w przypadku liczniejszych P-800 "Oniks" odpalonych z nadbrzeżnych systemów przeciwokrętowych K-300P "Bastion" dysponują one zasięgiem szacowanym na 300 km w przypadku lotu na wysokim pułapie lub ponad 100 km dla niskiego pułapu.
Z kolei prędkość tych pocisków jest szacowana na lekko ponad Mach 2 (ponad 686 m/s), a ich głowica bojowa ma masę 200 - 250 kg w zależności od wariantu burząco-odłamkowego lub przeciwpancernego. Ta konstrukcja jest produkowana od 2002 roku w wersji okrętowej oraz od 2015 roku produkowany jest też wariant lądowy wydłużony o 30 cm.
Pocisk ten wykorzystuje kombinację boostera rakietowego na paliwo stałe, który rozpędza pocisk do chwili kiedy możliwe jest odpalenie silnika strumieniowego podobnie jak ma to miejsce w pocisku MBDA Meteor. Z kolei do naprowadzania służy kombinacja nawigacji satelitarnej oraz inercyjnej, a w końcowej fazie lotu rolę przejmuje radar wsparty sensorem IR widzącym termiczny obraz celu jak podaje Center for Strategic and International Studies (CSIS).
Jest to bardzo drogi pocisk dedykowany zwalczania strategicznych celów morskich i jego użycie do ataku celów lądowych to duże marnotractwo. Ten ruch może jednak wynikać z tego, że Rosji skończyły się pociski balistyczne do systemów Iskander-M, a bardziej dostępne poddźwiękowe pociski manewrujące są dużo bardziej podatne na zestrzelenie.
Ukraina może zabezpieczyć Odessę wyłącznie systemami najwyższej klasy, które jak już pokazała historia nad Kijowem, są zdolne sobie poradzić nawet z Kindżałami. Problemem jest jednak ich zbyt mała liczba.
Przemysław Juraszek, dziennikarz Wirtualnej Polski