Ukraińcy liczyli na tę zgodę od USA. Rosjanie mogą zacząć się bać
Amerykanie pozwolili Ukraińcom na dokonywanie ataków ich bronią na rosyjskie cele w regionach przygranicznych na kierunku charkowskim. Przedstawiamy czego mogą użyć Ukraińcy.
Amerykanie wreszcie wyrazili - co prawda ograniczoną - ale, jednak zgodę na wykorzystanie przez Ukraińców ich broni do atakowania celów na terytorium Rosji. Mowa tutaj o pograniczu w regionie obwodu charkowskiego Ukraińcy mają zakaz wykorzystywania w tym przypadku pocisków balistycznych MGM-140 ATACMS.
W przypadku innej broni tego problemu nie ma i już pojawiły się zdjęcia przedstawiające szczątki pocisków GMLRS znalezione w okolicy Biełgorodu. Te są podstawowym wyposażeniem wieloprowadnicowych wyrzutni rakietowych M142 HIMARS i M270 MLRS.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Rakiety GMLRS - dobrze znany Rosjanom koszmar
Ukraińcy mieli wykorzystać do ataku rakiety GMLRS kal. 227 mm, które charakteryzują się zasięgiem około 80 km i występują w kilku wersjach. Mowa tutaj o pociskach rakietowych M31A1/A2 z głowicą typu "unitary", czyli standardowych odłamkowo-burzących M30A1 z głowicą Alternative Warhead zasypującą obszar gradem wolframowych kulek oraz M30 z głowicą kasetową zawierającą kilkaset bombletów DPICM.
Pierwszy zawiera 90-kilogrmaową głowicę zawierającą 23,1 kg trotylu, co sprawia, że dobrze nadaje się do atakowania umocnionych celów, takich jak punkty dowodzenia czy budynki. Może nie wydaje się to wiele, ale dzięki naprowadzaniu opartemu o tandem nawigacji inercyjnej i satelitarnej, to wystarczy.
Warto jednak zaznaczyć, że realna skuteczność tych rakiet jest niższa odkąd Rosjanie nauczyli się zagłuszać sygnał GPS, ponieważ nawigacja inercyjna jest mniej precyzyjna od satelitarnej, a jej błąd celnego trafienia zwiększa się wraz z dystansem. Nie mamy więc tutaj tak dużego problemu jak w przypadku dysponującej praktycznie dwukrotnie większym zasięgiem rakiecie GLSDB z identyczną silą rażenia.
Drugą opcją są rakiety M30A1 z głowicą Alternative Warhead, które eksplodują w powietrzu i zasypują znaczący obszar gradem 182 tys. wolframowych kulek przebijających kamizelki kuloodporne. Są to pociski dedykowane niszczeniu celów miękkich, które powstały jako zastępstwo kontrowersyjnej amunicji kasetowej.
Z kolei widziane na zdjęciach pociski M30 to starsze rozwiązanie z pogranicza lat 90. XX wieku i pierwszych lat 2000. XXI wieku, które były produkowane tylko przez chwilę i zostały zastąpione wariantem M30A1. Rakiety M30 miały oferować zasięg ponad 60 km i przenosić 404 bomblety M85 DPICM (Dual Purpose Improved Conventional Munition).
M85 to ładunki o masie około 300 g dysponujące wystarczającą siłę, aby przepalić górny pancerz czołgów (100-120 mm stali pancernej) oraz mających pole rażenia odłamków wynoszące parę metrów. Mimo dużej skuteczności Amerykanie wycofali się z jej produkcji i stosowania ze względu na zbyt duży współczynnik niewypałów, które stanowią problemy nawet dekady po zakończeniu wojny.
W teorii liczba niewypałów miała nieprzekraczać 2 proc. ale w rzeczywistości było to 5 proc. lub nawet 15 proc. w skrajnie niesprzyjających warunkach takich jak upadek bombletu na błotnistą ziemię. Problem miały rozwiązać izraelskie zapalniki od IMI z samolikwidatorem o deklarowanym współczynniku niewypałów poniżej 1 proc., ale były one za drogie (15 dolarów zamiast 5 dolarów). Teraz wygląda, że także te rakiety trafiły do Ukrainy, która robi z nich dobry użytek.
Rosjanie dosadnie przekonali się o skuteczności pocisków rakietowych GMLRS w drugiej połowie 2022 roku w Ukrainie, a teraz likwidowane jest ich do niedawna wydawałoby się bezpieczne zaplecze logistyczne dla sił z kierunku charkowskiego.
Przemysław Juraszek, dziennikarz Wirtualnej Polski