Tak Ukraina wygra wojnę? Wielkie straty Rosjan. Widać ich bezsilność

Żołnierze wygrywają bitwy, logistyka wygrywa wojny. Parafraza wypowiedzianych wiek temu słów gen. Johna Pershinga dobrze oddaje aktualną sytuację w Ukrainie. Po miesiącach dominacji rosyjskiej artylerii Ukraina ma czym odpowiedzieć, jednak, zamiast - jak Rosja - atakować obszary, atakuje cele. A celem stała się rosyjska logistyka.

Wyrzutnie HIMARS - ta broń zmienia oblicze wojny w Ukrainie
Wyrzutnie HIMARS - ta broń zmienia oblicze wojny w Ukrainie
Źródło zdjęć: © Belsat.eu
Łukasz Michalik

19.07.2022 | aktual.: 19.07.2022 13:52

Co może zmienić na froncie kilka HIMARS-ów? Na pozór niezbyt wiele – w końcu każde uderzenie bronią precyzyjną da się zastąpić nieporównywalnie większą, ale skończoną liczbą zwykłych pocisków o podobnym zasięgu. Rosyjski problem polega jednak na tym, że Ukraina zaczęła skutecznie niszczyć nie tylko wojska agresora, ale także ich zaplecze.

Do Ukrainy dotarły w końcu pierwsze, długo wyczekiwane, dostawy zachodniej broni. Co niezwykle istotne, w wielu przypadkach nie jest to po prostu sprzęt, ale broń dostarczona razem z wyszkolonymi na Zachodzie załogami. To oznacza poważną zmianę, której najbardziej medialnym symbolem stały się wyrzutnie HIMARS.

Hekatomba rosyjskich magazynów

Wystarczyło osiem HIMARS-ów, aby zmienić sytuację na froncie. Jak szacuje niezależny analityk, Jarosław Wolski, w ciągu ostatnich dwóch tygodni Rosja straciła połowę z około 95 brygadowych magazynów amunicji. Brygadowych, czyli – w praktyce – położonych na bliskim zapleczu frontu, 50-60 kilometrów od walczących wojsk, najczęściej poza zasięgiem artylerii lufowej.

Rosyjski magazyn amunicji przed i po ataku HIMARS-ami
Rosyjski magazyn amunicji przed i po ataku HIMARS-ami© TpyxaNews

Jest to możliwe, ponieważ są spełnione dwa kluczowe warunki: po pierwsze, Ukraińcy, których własne zapasy broni o odpowiednim zasięgu zostały szybko wyczerpane, mają w końcu czym atakować rosyjskie zaplecze. Po drugie – wiedzą, co trzeba zniszczyć.

Bezcenne informacje

Na rzecz Ukrainy pracuje cała armia informatorów na podbitych terenach. Nawet przedwojenni przedstawiciele opcji prorosyjskiej, całkiem przecież liczni, po naocznym przekonaniu się, czym jest "russkij mir", opowiedzieli się po stronie niepodległej Ukrainy. Nie powinno zatem dziwić, że na rosyjskim zapleczu Ukraina ma własne "oczy i uszy", nie mówiąc już o powstającej partyzantce.

Co więcej, pomoc Zachodu nie ogranicza się do sprzętu i obejmuje także dostęp do informacji. Oznacza to, że na rzecz Ukrainy pracuje obecnie nawet kilkadziesiąt satelitów – sprzęt (oficjalnie) prywatnych firm, wyspecjalizowanych w obrazowaniu z orbity. Chodzi nie tylko o typową fotografię kosmiczną, ale także o obrazowanie wykorzystujące dane z radarów, dostępne w ilości nieosiągalnej dla Rosji.

Ich możliwości oniemiały ze zdumienia świat, mógł po raz pierwszy zobaczyć ponad 30 lat temu podczas operacji Pustynna Burza, kiedy to amerykańska armia udostępniła mediom obrazy pochodzące z samolotów (nie satelitów!) Boeing E-8C Joint STARS. Było na nich widać cieniutkie strumienie różnokolorowych kropek, pokazując irackie szlaki komunikacyjne, zapchane uciekającymi cywilami i sprzętem wojskowym.

Od tamtego czasu możliwości zdalnego wykrywania pojazdów czy wojskowego sprzętu znacząco wzrosły, podobnie jak możliwość wykrywania ruchu zlokalizowanych obiektów. Dokąd jadą konwoje wojskowych ciężarówek? Zazwyczaj od rozproszonych oddziałów podążają do jednego punktu: tam, gdzie można pobrać amunicję, materiały pędne, części – wszystko to, czym "karmi się" współczesna wojna. Czyli do magazynów.

Ukraińskie HIMARS-y na drodze przed otwarciem ognia
Ukraińskie HIMARS-y na drodze przed otwarciem ognia© Mil.ua

Cel: logistyka

Aby wygrać wojnę, nie trzeba niszczyć czołgów czy zabijać żołnierzy nieprzyjaciela. Wystarczy pozbawić ich możliwości walki. W swojej książce "Mafia bombowa" Malcolm Gladwell opisuje m.in. prowadzone w czasie II wojny światowej amerykańskie naloty na niemiecki Schweinfurt, gdzie znajdowała się największa w III Rzeszy fabryka łożysk kulkowych.

- W początkach kwietnia [1943 r.] naloty na zakłady przemysłu łożysk kulkowych niespodziewanie ustały. Ta niekonsekwencja znów wytrąciła aliantom sukces z ręki. Gdyby naloty z marca i kwietnia kontynuowali równie konsekwentnie, znaleźlibyśmy się niebawem u kresu możliwości produkcyjnych - wspomina w swoich pamiętnikach niemiecki minister ds. uzbrojenia, Albert Speer.

W pierwszych dniach wojny firma Maxar udostępniła zdjęcia gigantycznego zatoru, spowodowanego przez rosyjskie pojazdy na drodze do Kijowa
W pierwszych dniach wojny firma Maxar udostępniła zdjęcia gigantycznego zatoru, spowodowanego przez rosyjskie pojazdy na drodze do Kijowa© Maxar

Z podobną sytuacją mamy do czynienia w Ukrainie. Choć Ukraińcy nie mają możliwości "wyłączenia" rosyjskiego przemysłu, mają zdolność do niszczenia rosyjskiej logistyki. Zwłaszcza że – w przeciwieństwie do zachodniej – jest ona bardzo silnie przywiązana do sieci kolejowej. Duże, wojskowe magazyny muszą znajdować się w pobliżu stacji, zapewniających możliwość rozładowania wagonów z zaopatrzeniem.

Reakcja Rosjan

Aktywność HIMARS-ów zmusi Rosjan do zmiany sposobu działania – zapewne z czasem rozproszą magazyny, zaczną je lepiej ukrywać, odsuwać jeszcze dalej od linii frontu czy ograniczać ilość przechowywanych w jednym miejscu zapasów. Albo rozmieszczać na terenach zamieszkałych, w gęstej, cywilnej zabudowie, używając mieszkańców podbitych terenów w roli żywych tarcz.

Wszystko to powinno jednak radykalnie ograniczyć rosyjskie możliwości dostarczania zaopatrzenia. Będzie to m.in. oznaczało pozbawienie agresora atutu, jakim była do tej pory silna artyleria. Dzięki stałym dostawom amunicji mogła lawiną ognia i stali niszczyć niewybrane punkty czy wojskowe cele, ale całe obszary ukraińskiej ziemi.

HIMARS – dane techniczne

Posadowione na pojazdach 6×6 Oshkosh M1140 wyrzutnie mieszczą sześć pocisków GMLRS. Każdy z nich ma kaliber 227 mm, zasięg ok. 85 km i – w przypadku modelu GMLRS M31 Unitary – głowicę o masie 89 kg. Kluczowym atutem systemu jest fakt, że każdy z pocisków jest naprowadzany. Ma moduł odpowiedzialny za nawigację inercyjną, a w końcowej fazie lotu GPS.

Dzięki temu precyzja trafienia jest bardzo wysoka: odchylenie od punktu celowania mieści się w okręgu o średnicy ok. 10 m. To wystarcza, aby skutecznie razić punktowe cele - budynki, sztaby, stanowiska obrony przeciwlotniczej, sprzęt walki radioelektronicznej czy nawet pojedyncze pojazdy.

Za sprawą kołowej trakcji HIMARS-y mogą szybko zmieniać swoje położenie i pokonywać po drogach znaczne odległości. Stosunkowo niska masa, wynosząca nieco ponad 16 ton, pozwala także na łatwy transport drogą lotniczą. Ponadto zamiast modułu z sześcioma pociskami GMLRS na wyrzutnię można załadować moduł z jednym pociskiem ATACMS o zasięgu do 300 km.

Na razie Ukraina nie otrzymała takiej broni. Niewykluczone jednak, że sama pogłoska o tym, że może ją otrzymać w niedalekiej przyszłości, doprowadziła do ewakuacji rosyjskich okrętów z bazy w Sewastopolu. Jednostki Floty Czarnomorskiej zostały ostatnio przebazowane do Noworosyjska, czyli portu na terytorium Rosji.

Wyrzutnia BM-30 Smiercz
Wyrzutnia BM-30 Smiercz© Army Recognition

Jedna wyrzutnia zamiast kilkunastu

Warto przy tym podkreślić: to nie tak, że HIMARS oferuje możliwości, jakich nie ma Rosja czy nie miała Ukraina. Obie strony dysponują choćby pociskami Toczka, a Ukraina miała (niewiele) pocisków Wilcha. Co więcej, precyzyjne uderzenia można zastąpić atakami obszarowymi, powodującymi ogromne zniszczenia i śmierć cywilów, ale – z punktu widzenia efektywności – niszczącymi wybrane cele równie skutecznie.

Różnica dotyczy zasobów, jakie trzeba w tym celu zużyć. Jeden HIMARS to odpowiednik kilkunastu wyrzutni pocisków niekierowanych o podobnym zasięgu. W przypadku Rosji jest to system Smiercz i jego modernizacja w postaci wyrzutni Tornado-S. To oznacza, że aby uzyskać porównywalny efekt, Ukraińcy muszą dostarczyć paliwo, serwisować czy w końcu chronić przed atakami jedną wyrzutnię, a nie – jak Rosjanie – kilkanaście.

Dowiezienie zapasu amunicji dla HIMARS-a to jedna dodatkowa ciężarówka, a nie kilkanaście kolejnych – które również trzeba serwisować, tankować, naprawiać i obsługiwać. Pochłaniane zasoby rosną tu lawinowo, podobnie jak liczba zaangażowanych ludzi, czy w końcu potrzeby, związane z magazynowaniem i dostawami części, materiałów eksploatacyjnych czy amunicji.

Pozostaje mieć nadzieję, że koszty te już niebawem przekroczą rosyjskie możliwości, a nadwyrężony system dostaw okaże się zbyt mało wydajny, by pozwolić Rosji na dalsze prowadzenie agresywnej wojny.

Łukasz Michalik, dziennikarz Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie