Genialny pomysł Ukraińców. Podkładają "prezenty" pod nosem Rosjan
Miny w Ukrainie to obraz powszechny. W zasadzie każdy skrawek terenu w pobliżu linii frontu poza asfaltową drogą jest nimi usiany. Jednakże podkładanie min tak blisko przeciwnika to bardzo ryzykowane zadanie. Oto jak ten problem rozwiązali Ukraińcy.
15.09.2023 | aktual.: 15.09.2023 12:33
Pola minowe to niezwykle skuteczny środek obronny, ale możliwości ich skrytego tworzenia pod nosem przeciwnika są bardzo ograniczone. W zasadzie jedynym rozwiązaniem są dedykowane pociski rakietowe do wieloprowadnicowych wyrzutni rakietowych bądź dedykowane systemy. Do tego grona należą m.in. miny PTM-3 stosowane w systemach M-30 Smiercz, BM-27 Uragan czy BM-21 Grad bądź miny AT2 SCATMIN stosowane w systemach M270 MLRS.
Jednakże problemem jest tutaj okresowość, ponieważ większość systemów tego typu dysponuje minami samoniszczącymi się po określonym czasie. Ponadto Ukraina dysponuje ogromnym zapasem prostych klasycznych min przeciwpancernych TM-62, ale ich rozkładanie jest problematyczne.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Te wymagają wysłania saperów na miejsce ich rozłożenia, co w dobie zaawansowanych systemów noktowizyjnych i termowizyjnych jest misją samobójczą w pobliżu pozycji przeciwnika. Nie ma co się dziwić, że Ukraińcy bardzo intensywnie eksperymentują z robotami lądowymi lub dronami latającymi zdolnymi do rozkładania tych min. Dotychczas widzieliśmy modele zdolne do rozkładania pojedynczych min, a teraz pojawiło się nagranie robota zdolnego rozstawić ich kilka.
Strata robota jest niezaprzeczalnie mniej bolesna dla strony ukraińskiej niż człowieka. Zdalnie sterowany robot na podwoziu gąsienicowym jest zdolny rozstawić cztery miny, po czym wymaga ponownego załadunku.
Użyte miny to proste poradzieckie miny TM-62 zawierające 7 kg trotylu detonowanego przez zapalnik naciskowy MWCz-62 wymagający do aktywacji w zależności od lat produkcji nacisku od 200 kg do 500 kg. Tyle wystarczy, aby wysadzić samochód, transporter opancerzony, bojowy wóz piechoty czy nawet uszkodzić czołg.
Przemysław Juraszek, dziennikarz Wirtualnej Polski