To będzie prawdziwa Tarcza Polski. Nasze niebo będzie bezpieczne
Jeden z najnowocześniejszych zestawów przeciwlotniczych na świecie - Sky Sabre - już chroni część polskiej przestrzeni powietrznej. A to dopiero początek. Pod presją wydarzeń na wschodzie ruszyła - po latach zwłoki - budowa Tarczy Polski - wielowarstwowego, zintegrowanego systemu obrony przeciwlotniczej całego kraju.
Zestaw Sky Sabre, który trafił do Polski, to wyposażenie brytyjskiej armii. Przebazowano go w ramach sojuszniczej pomocy, związanej z rosyjskim atakiem na Ukrainę. W ramach podjętych zobowiązań Wielka Brytania przysłała także do Polski m.in. czołgi Challenger 2.
Plany, by przenieść Sky Sabre do Polski, pojawiły się jeszcze w lutym 2022 roku, wraz z rosnącym ryzykiem rosyjskiego ataku na Ukrainę. Brytyjczycy zadeklarowali wówczas gotowość obrony wschodnich rubieży Polski.
Z polskiego punktu widzenia istotne jest nie tylko brytyjskie zaangażowanie i faktyczne – poprzez przysłanie brytyjskich żołnierzy – współdzielenie ryzyka. Ważny jest także fakt, że Sky Sabre, już niebawem będzie bronił naszego nieba nie jako brytyjska pomoc, ale sprzęt należący do Polski.
Postsowiecki skansen - ostatki
Polska obrona przeciwlotnicza, którą jeszcze półtora roku temu opisywaliśmy jako postsowiecki skansen, zmienia się. Jeśli spojrzymy wyłącznie na sam sprzęt – przez ostatnie kilkanaście miesięcy zmieniło się niewiele, choć warto zauważyć dostawy uzbrojenia rodzimej produkcji.
Gdy jednak weźmiemy pod uwagę nawet nie obietnice polityków, tylko podpisane i realizowane już umowy, okaże się, że nad Polską powstaje właśnie nowoczesny, wielowarstwowy parasol przeciwlotniczy.
Tempo, z jakim przystąpiono do nadrabiania ćwierć wieku zaległości, nie powinno dziwić – wystarczy wyciągnąć wnioski z walk toczonych za naszą wschodnią granicą czy, nieco wcześniej, w Górskim Karabachu. Wojna w Ukrainie jasno pokazała, jakie rodzaje broni są absolutnie niezbędne i stanowią fundament sił zbrojnych, bez którego próby prowadzenia walki są niemożliwe i nieskuteczne.
POSŁUCHAJ PODCASTU OUTRIDERS O CIEKAWYCH WYDARZENIACH ZE ŚWIATA. DALSZY CIĄG ARTYKUŁU POD PODCASTEM.
Wnioski z walk w Ukrainie
To artyleria i obrona przeciwlotnicza. Pierwsza odpowiada – po obu stronach – za 60-70 proc. strat, ponoszonych w ludziach i sprzęcie. Ta druga sprawia, że prowadzenie jakichkolwiek działań jest w ogóle możliwe.
Nie bez powodu Ukraińcy, gdy proszą o broń, wspominają o wielu rodzajach sprzętu, ale nieustannie ponawiają prośby o dostawy artylerii, zarówno lufowej, jak i rakietowej. Ta może przetrwać, bo Rosjanom – mimo starań – nie udało się zniszczyć ukraińskiej obrony przeciwlotniczej.
Działa to również w drugą stronę: odkąd Rosjanie zaczęli stosować się do własnych zasad i "przykryli" własne wojska przeciwlotniczym parasolem, stosunkowo duże, wolne drony Bayraktar TB2 z myśliwych stały się zwierzyną.
Polska: czas decyzji
Tymczasem w Polsce zapadły w końcu decyzje, dotyczące każdej z planowanych warstw systemu przeciwlotniczego, mającego chronić nasze niebo. Choć najwięcej medialnej uwagi przyciągał od kilku lat program Wisła wraz z zestawami Patriot (zestawy średniego zasięgu), z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa istotniejszy wydaje się program Narew (zestawy krótkiego zasięgu). Będzie ich więcej, a większa mobilność pozwoli polskiemu wojsku bardziej elastycznie reagować na pojawiające się zagrożenia.
Wynegocjowane ceny, korzyści dla polskiego przemysłu czy tryb podejmowania decyzji mogą budzić wątpliwości i kontrowersje. Sama cena dwóch baterii Patriot - 4,75 mld dol., bywa porównywana przez polityków i media z tańszymi zakupami, prowadzonymi choćby przez Rumunię. Takie porównania nie uwzględniają z reguły np. zapasu pocisków czy integracji ze sprzętem, dostarczanym przez polski przemysł. Głównym problemem wydaje się nie sama decyzja, ale brak jasnej komunikacji ze strony decydentów.
Trudno mieć zastrzeżenia do samego, wybranego przez polskie władze sprzętu. Gdy zostanie dostarczony, Polskę zabezpieczy spójny, wielowarstwowy system przeciwlotniczy.
Górna warstwa obrony – pociski Patriot
Jego górną warstwę tworzy program Wisła z systemem Patriot, którego najbardziej zaawansowane pociski - PAC-3 MSE – mają zasięg ok. 120 km. Warto podkreślić, że Polska nie kupuje po prostu wyrzutni i pocisków, ale cały, kompletny system uzbrojenia, z radarami i systemem kierowania ogniem. To właśnie ten ostatni – IBCS (Integrated Battle Command System) – jest tak naprawdę jego najważniejszym elementem.
Jego zadaniem jest zarządzanie obroną powietrzną. IBCS zbiera informacji pozyskane z różnych sensorów (jak naziemne radary, ale także np. samoloty), przetwarza je, tworząc spójny obraz sytuacji, a następnie wskazuje najlepszy z dostępnych sposobów na zniszczenie ewentualnego zagrożenia.
Dzięki temu ogień może prowadzić np. wyrzutnia, której radar w danej chwili nie "widzi" celu – wystarczy, że cel jest widoczny dla jakiegokolwiek radaru współpracującego z IBCS. Co więcej, IBCS pozwala optymalizować koszty, dobierając użyte pociski w zależności od rodzaju celu i zagrożenia, jakie reprezentuje.
W praktyce oznacza to, że najdroższa, najbardziej zaawansowana broń – jak choćby kosztujące 6 mln dolarów pociski PAC-3 MSE – będzie użyta przeciwko najbardziej wymagającym celom, np. w postaci pocisków balistycznych, ale na łatwego do zestrzelenia drona zostanie wystrzelony tani pocisk krótkiego zasięgu.
Warto podkreślić, że w Stanach Zjednoczonych prowadzona jest integracja systemu IBCS z polskimi środkami łączności – radiolinią R-460A. Amerykański sprzęt zostanie także zintegrowany z polskimi radarami, jak mobilna Bystra czy stacja radiolokacyjna dalekiego zasięgu P-18PL.
Docelowo system będzie też wyposażony w radar dookólny LTAMDS (obecnie są to radary kierunkowe, czyli wykrywające zagrożenia nadlatujące z konkretnego kierunku). Polska zamierza kupić 8 baterii (2 w ramach umowy z 2018 roku i 6 kolejnych, zadeklarowanych w maju 2022 r.).
Środkowa warstwa obrony – pociski CAMM
Środkową warstwę polskiej obrony przeciwlotniczej stworzą systemy pozyskane w ramach programu Narew. Do tej właśnie roli wybrano Sky Sabre. To prawdziwa nowość – trafił do brytyjskich sił zbrojnych pod koniec 2021 roku. Jest to lądowa wersja systemu przeciwlotniczego CAMM (Common Anti-Air Modular Missile), opracowanego przez brytyjski koncern zbrojeniowy MBDA.
System ten jest dla Polski podwójnie istotny – nie tylko z powodu aktualnej, brytyjskiej pomocy, ale także dlatego, że CAMM w wersji morskiej (Sea Ceptor) trafi na pokłady co najmniej trzech polskich okrętów – będą w niego uzbrojone fregaty typu Miecznik.
Twórcy Sky Sabre’a obrazowo przedstawiają jego efektywność jako "możliwość trafienia piłki tenisowej lecącej z prędkością dźwięku". Nieco więcej o potencjale systemu mówią nam jego parametry techniczne.
Sam pocisk waży około 90 kg i ma 3,2 m długości. Porusza się do celu z prędkością 3700 km/h, a jego potwierdzony testami zasięg wynosi 25 km. Warto podkreślić, że jest to zasięg gwarantowany przez producenta – w czasie testów zarejestrowano trafienie celu ze znacznie większej odległości, sięgającej 60 km.
Istnieje również powiększona wersja pocisku, CAMM-ER. Waży on 160 kg, ma 4,2 metra długości i może niszczyć cele oddalone nawet o 50 km (zasięg osiągnięty podczas testów jest dwukrotnie większy).
Jedna wyrzutnia Sky Sabre to 8 pocisków. Poza opcją odpalenia wszystkich do jednego celu, ważna jest możliwość jednoczesnego strzelania i naprowadzania ośmiu pocisków – każdy na inny cel. Start pocisków w różnych kierunkach zmniejsza sygnaturę wyrzutni, co utrudnia jej wykrycie i zniszczenie przez przeciwnika.
Ważną cechą jest także możliwość pionowego startu pocisku. Dzięki systemowi Soft Vertical Launch (SVL) jest on najpierw wyrzucany z kontenera startowego przy pomocy sprężonego powietrza. Dopiero gdy pocisk opuści kontener i znajdzie się nad nim, uruchamiany jest jego silnik. Oszczędza to paliwo, co pozwala na zwiększenie zasięgu. Jednocześnie pionowy start pozwala na ograniczenie "martwego pola" - przestrzeni w pobliżu wyrzutni, gdzie cel jest zbyt blisko, by pocisk zdołał go trafić. W przypadku Sky Sabre'a to około 1 km.
Izraelski system kierowania walką, opracowany przez koncern Rafael, zapewnia jednoczesną "obsługę" do 24 pocisków, czyli całej, strzelającej jednocześnie baterii, w skład której wchodzą 3 wyrzutnie z ośmioma pociskami każda. Program przewiduje zakup 19-23 baterii.
Możliwość zwalczania tak dużej liczby celów naraz to jakościowy skok w porównaniu z systemami wcześniejszej generacji. Poza naprowadzaniem pocisków na cel system Sky Sabre może jednocześnie śledzić do 1000 różnych obiektów. Jest to możliwe dzięki szwedzkiemu radarowi SAAB Giraffe, pozwalającemu na śledzenie celów w zakresie 360 stopni na dystansie do 120 km. Co istotne, celem mogą być nie tylko samoloty czy śmigłowce, ale także drony, bomby szybujące i pociski kierowane.
Dolna warstwa – Poprad, Piorun i Pilica
Obronę przeciwlotniczą na najkrótszym dystansie (do ok. 5 km) zapewnią – a częściowo już zapewniają – systemy opracowane w Polsce. Ich wizytówką jest Piorun. To najlepszy w swojej klasie pocisk przeciwlotniczy na świecie, który z powodzeniem strąca rosyjskie samoloty w Ukrainie. Pioruny są stopniowo wprowadzane na wyposażenie polskiego wojska, gdzie zastępują starsze pociski Grom (te mają trafić do WOT-u, który Pioruny otrzyma w następnej kolejności).
Co istotne, Pioruny są wykorzystywane zarówno w samobieżnym systemie Poprad, jak i w postaci lekkich, naramiennych wyrzutni, obsługiwanych przez pojedynczych żołnierzy (MANPADS - man-portable air-defense system).
Ich uzupełnieniem jest artyleryjski system przeciwlotniczy Pilica (może zostać wzbogacony Piorunami!), uzbrojony w 23-mm armaty przeciwlotnicze ZU-23-2. Najważniejszą częścią Pilicy nie są jednak same ZU-23-2 czy wchodzący w skład systemu radar, ale to, czego nie widać: automatyczny system kierowania ogniem, dzięki któremu rola operatora ogranicza się do wydania polecenia zniszczenia celu.
Uzupełnieniem tych zestawów może niebawem stać się kolejny, automatyczny system: opracowany w Tarnowie WLKM (wielolufowy karabin maszynowy), którego zadaniem jest punktowa obrona przed dronami czy obiektami latającymi, znajdującymi się w odległości 1-1,5 km. Również i w tym przypadku, dzięki zastosowaniu sensorów takich, jak głowica optoelektroniczna czy radar, tarnowski WLKM może działać automatycznie. Zestaw wykrywa cel, identyfikuje go i naprowadza na niego broń. Operator podejmuje tylko decyzję, czy otworzyć ogień.
Koniec wieńczy dzieło
Decyzje, które zapadły w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy w sprawie polskiej obrony przeciwlotniczej, to zdecydowana zmiana na lepsze. Dają podstawy do optymizmu, jednak trzeba pamiętać, że deklaracje, podpisane umowy czy nawet wyprodukowany gdzieś daleko i przeznaczony dla Polski sprzęt nie zapewniają nam bezpieczeństwa.
Kluczowy jest, częściowo już trwający, etap realizacji rozpoczętych programów. Zbudowanie polskiej, przeciwlotniczej tarczy będzie wymagało czasu, ale także konsekwencji ze strony odpowiedzialnych za decyzje polityków.
Łukasz Michalik, dziennikarz Wirtualnej Polski