HIMARS zamiast Gradów. Tak wygląda przyszłość polskiej artylerii rakietowej?
Minister Błaszczak zadeklarował chęć kupienia przez Polskę 500 wyrzutni HIMARS. To szansa na skokowe zwiększenie możliwości polskiej artylerii rakietowej, jednak plany MON wywołują wiele kontrowersji. Dlatego warto wiedzieć, czym jest HIMARS i co potrafi, a także - dlaczego zapowiadany, wielki zakup nie oznacza końca wydatków związanych z polską artylerią.
08.06.2022 | aktual.: 08.06.2022 13:38
Waży 16 ton i przewozi 6 pocisków kalibru 227 mm o zasięgu 70 km. Wyrzutnia rakiet M142 HIMARS to prawdziwy bóg wojny, który – dzięki możliwościom, jakie zapewnia amunicja kierowana – jest w stanie zastąpić zmasowany ostrzał artyleryjski kilkoma celnymi, precyzyjnymi strzałami.
Zamówione przez Polskę w ramach programu Homar 20 wyrzutni miało stanowić istotne wzmocnienie polskiego wojska. Wojna w Ukrainie sprawiła, że stare plany uległy zmianie: zamiast 20 (18 bojowych i 2 ćwiczebnych) zestawów MON planuje kupić aż 500.
Oznacza to artyleryjską rewolucję, która teleportuje polską artylerię rakietową daleko w przyszłość. Co w praktyce może zmienić ten zakup?
HIMARS - potomek wyrzutni z czasów zimnej wojny
M142 HIMARS, choć został opracowany pod koniec XX wieku, nie jest całkowicie nowym systemem. To kolejny etap ewolucji wyrzutni M270 MLRS, którą – ze względu na popularność, planowaną rolę i czas, w którym powstała – można uznać za jeden z symboli końcowego okresu zimnej wojny, razem z czołgiem M1 Abrams czy śmigłowcem AH64 Apache.
HIMARS to radykalnie odchudzony MLRS. Zamiast podwozia gąsienicowego zastosowano w nim kołowe (w Polsce być może będą to podwozia Jelcz) i o połowę, z 12 do 6, zmniejszono liczbę pocisków w wyrzutni.
W rezultacie powstał system lżejszy (16 ton) i znacznie bardziej mobilny, dostosowany do transportu drogą powietrzną. Mobilność podkreśla zresztą sama nazwa – HIMARS to akronim od High Mobility Artillery Rocket System, czyli system artylerii rakietowej wysokiej mobilności.
Od Katiuszy po broń precyzyjną
Jego protoplasta, system MLRS, to w pierwotnej wersji mocniejsza – bo strzelająca cięższymi pociskami o większym kalibrze – alternatywa dla polskich Gradów (stare zestawy BM-21 Grad, nowocześniejsze, czechosłowackie RM-70 i znacząco zmodernizowane, polskie WR-40 Langusta).
To artyleria rakietowa pod względem zasady działania nieodbiegająca od radzieckiej Katiuszy z czasów II wojny światowej: atakowany jest obszar, a nie konkretny cel.
Taki sposób użycia artylerii rakietowej, choć skuteczny, niesie jednak z sobą ogromne, niepotrzebne zniszczenia i zwiększa prawdopodobieństwo ofiar wśród cywilów. Dość wspomnieć, że jeden stary, 227-mm pocisk M26 z amunicją kasetową zapewnia "zaoranie" 2-4 hektarów – odpowiadają za to 644 podpociski kumulacyjno-odłamkowe M77. Znalazło to nawet odzwierciedlenie w nieoficjalnej nazwie systemu MLRS: "grid remover" (ang. wymazywacz hektarów).
Choć różnego rodzaju amunicja kasetowa pozostaje w arsenałach wielu krajów (w tym Polski), konieczne okazało się znalezienie dla niej alternatywy.
Obecnie stanowi ją amunicja precyzyjna. Na potrzeby wyrzutni HIMARS i MLRS powstały pociski M30/M31 (GMLRS – kierowany MLRS). Mają one zasięg 30-70 km i są naprowadzane na cel m.in. z wykorzystaniem GPS-u. W praktyce oznacza to, że pojedyncza wyrzutnia jest w stanie zastąpić kilka czy nawet kilkanaście zestawów strzelających amunicją niekierowaną.
Nowe możliwości polskiej artylerii rakietowej
Zamówienie przez Polskę HIMARS-ów z pociskami M30/M31 oznacza niebywały wzrost możliwości polskiej artylerii rakietowej. To zarazem przywrócenie zdolności, które utraciliśmy wraz z wycofaniem w 2004 roku pocisków balistycznych 9K79 Toczka, mających – w wersji eksploatowanej przed laty przez Polskę – zasięg 70 km.
Na tym jednak możliwości HIMARS-ów się nie kończą. Dzięki modułowej budowie zasobnik z sześcioma pociskami M30/M31 można zastąpić zasobnikiem, w którym znajduje się jeden pocisk MGM-140 ATACMS. To broń zupełnie innej klasy – precyzyjny pocisk balistyczny z głowicą o masie 560 kg, zdolny do atakowania celów odległych nawet o 300 km. W ramach programu Homar Polska zamówiła również i takie pociski.
Warto w tym miejscu pochylić się nad jeszcze jedną kwestią – finansami. Nie chodzi nawet o sam zakup 500 wyrzutni, ale o możliwość dostarczenia HIMARS-om amunicji. Przy założeniu, że jeden pocisk GMLRS kosztuje ok. 166 tys. dolarów, jedna salwa polskich HIMARS-ów (500 zestawów po 6 pocisków) oznacza koszt zbliżony do 2 mld złotych.
Na razie nie wiadomo jednak, jaki zapas amunicji będzie towarzyszył wielkim zakupom HIMARS-ów, a właśnie to będzie rzutować na ich przydatność. Uwagę na tę kwestię w rozmowie z Wirtualną Polską zwraca uwagę gen. Jarosław Kraszewski, były szef Wojsk Rakietowych i Artylerii Wojsk Lądowych. W przypadku pierwszego zamówienia dla 18 bojowych wyrzutni zamówiono 36 pakietów po 6 pocisków i 30 pocisków balistycznych ATACMS.
Zasięg to nie wszystko
Zakup HIMARS-ów oznacza znaczne zwiększenie zasięgu ognia polskiej artylerii rakietowej. 70 do 300 km robi ogromną różnicę – do tej pory Grady i systemy pochodne zapewniały zasięg 20, a w przypadku specjalnej amunicji – 42 km. HIMARS to ogromna, jakościowa zmiana na lepsze.
Aby miała sens, musi być spełniony kluczowy warunek: możliwość wykrywania i wskazywania celów na dystansie równym zasięgowi prowadzonego ognia.
Teoretycznie informacje o nich mogą być przekazywane z wielu źródeł – np. z samolotów F-35. Takie użycie kosztownych maszyn byłoby jednak skrajnie nieefektywne, dlatego artyleria musi dysponować środkami rozpoznania, pozwalającymi "spojrzeć" daleko poza horyzont. Oznacza to konieczność doposażenia polskich wojsk w znaczną liczbę rozpoznawczych dronów, spiętych z artylerią jednym systemem zarządzania walką (jak np. polski TOPAZ).
Ile HIMARS-ów potrzebujemy?
Gdy kilka lat temu zapadła decyzja o zakupie HIMARS-ów w ramach programu Homar, wzmocnieniem Wojska Polskiego miało być kilkadziesiąt wyrzutni (liczba się zmieniała – 54, 36, ostatecznie zdecydowano o zakupie 20 wyrzutni). Dlatego z tak wielkim zdziwieniem spotkała się majowa deklaracja ministra Błaszczaka, mówiącego o chęci pozyskania przez Polskę 500 HIMARS-ów.
Aby umieścić tę liczbę w odpowiednim kontekście: to więcej, niż mają obecnie Stany Zjednoczone i cała reszta świata (Singapur, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Jordania i Rumunia).
W polskich warunkach oznacza to wyposażenie w nowoczesną artylerię rakietową 27 dywizjonów po 18 wyrzutni. To za dużo w stosunku do obecnych potrzeb wojska. Co zrobić z taką liczb ą? Ze względu na brak oficjalnych informacji ze strony MON wszelkie rozważania należy uznać za spekulacje, ale 27 dywizjonów sugeruje – na co zwraca uwagę m.in. Jarosław Wolski z "Nowej Techniki Wojskowej" - zamiar bardzo poważnej rozbudowy sił zbrojnych.
500 HIMARS-ów może oznaczać, że władze planują w przyszłości nie tylko doposażenie i generacyjną zmianę w polskiej artylerii, ale – zgodnie z koncepcją obrony kraju prowadzonej na wschód od Wisły – także utworzenie kolejnej, piątej dywizji.
Łukasz Michalik, dziennikarz WP Tech