SSN‑AUKUS, atomowy okręt podwodny nowej generacji
06.10.2023 14:35, aktual.: 17.01.2024 19:04
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
AUKUS, porozumienie zawarte przez Australię, Wielką Brytanię i Stany Zjednoczone, przekuwa wcześniejsze deklaracje w konkretne działania. Ich przykładem jest decyzja o opracowaniu przez koncern BAE Systems okrętu podwodnego nowej generacji. Co o nim wiemy i jakie będą jego możliwości?
Sojusz AUKUS, nazywany także Trójkątem Pacyficznym, powstawał w atmosferze międzynarodowego skandalu. Wynikał on z zerwania przez australijskie władze zawartego w 2016 roku porozumienia, na mocy którego Australia miała zamówić we Francji 12-16 okrętów podwodnych.
Plany zakładały, że na potrzeby Australii francuski koncern DCNS (obecnie Naval Group) przeprojektuje użytkowane przez Francję atomowe okręty podwodne typu Barracuda i zbuduje ich nową wersję, wyposażoną w konwencjonalny napęd.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Budżet tego ambitnego programu określono na 64 mld dol. australijskich (ok. 42 mld. dol.), a wycofanie się Australii spowodowało nieprzychylną reakcję Francji. Zerwanie porozumienia nie oznacza jednak, że Canberra rezygnuje z nowych okrętów. Jednostki, zdolne m.in. do zagrożenia flocie Chin, powstaną w ramach porozumienia AUKUS, a zamiast konwencjonalnego napędu będą wyposażone w napęd jądrowy.
Zobacz także: Czy to sprzęt NATO, czy rosyjski?
Oznacza to, że Australia, która obecnie nie ma w zasadzie żadnego zaplecza związanego z energetyką jądrową (choć posiada 38 proc. globalnych zasobów uranu i stara się szybko przygotować niezbędne kadry) – dołączy do nielicznego grona sześciu państw, które obecnie budują i eksploatują atomowe okręty podwodne.
Początkowo będzie to możliwe dzięki pozyskanym w Stanach Zjednoczonych, "pomostowym" trzem okrętom typu Virginia. Docelowo australijska marynarka ma eksploatować osiem przyszłościowych okrętów podwodnych SSN-AUKUS. Plany zakładają, że nastąpi to po roku 2040.
Część nazwy nowych jednostek – SSN – jest zarazem ich krótką charakterystyką. SSN (Submersible Ship Nuclear) to "myśliwski" okręt podwodny z napędem jądrowym, którego głównym celem jest zwalczanie okrętów przeciwnika, także tych podwodnych. Opcjonalnie – i ta opcja będzie w przypadku australijskich okrętów wykorzystana – jednostki klasy SSN mogą być wyposażone także w pociski manewrujące do uderzeń na cele lądowe.
Okręty podwodne SSN-AUKUS
Informacje na temat nowych okrętów podwodnych są – na razie - bardzo fragmentaryczne. Choć Australia dokłada starań o jak największy udział swojego przemysłu w budowie nowych jednostek, głównym wykonawcą będą brytyjskie koncerny BAE Systems i Babcock International.
Prace nie będą prowadzone od zera – nowy typ okrętów ma bazować na brytyjskim typie Defiance, stanowiącym ewolucję użytkowanych obecnie okrętów typu Astute. Nowe okręty mają także czerpać z rozwiązań, zastosowanych na amerykańskich jednostkach typu Virginia.
Wstępne dane techniczne podaje Sławomir Lipiecki z magazynu "Nowa Technika Wojskowa". Nowe okręty będą miały kadłub o długości 111 i szerokości 14,2 metra. Mają wypierać 9 tys. ton i mieć dwukadłubową konstrukcję, pozwalającą na działanie na głębokościach przekraczających 900 metrów.
Ważną cechą ma być odporność na korozję – ryzyko korozyjne ma wystąpić nie wcześniej, niż po 25 latach służby. Okręty mają być wyposażone w napęd jądrowy o żywotności rdzenia szacowanej na 42 lata i nie będą wymagały wymiany prętów paliwowych w czasie eksploatacji.
Obok napędu jądrowego jednostki otrzymają także napęd rezerwowy w postaci dwóch diesli, a także awaryjny układ APU zdolny do podtrzymania pracy systemów okrętu w przypadku odcięcia zasilania.
Napęd ma zapewniać możliwość skrytego działania przy prędkościach rzędu 20-25 węzłów, a zarazem oferować możliwość rozwinięcia pod wodą bardzo wysokiej prędkości, sięgającej 40 węzłów (oficjalnie: powyżej 30 węzłów). Okręty będą uzbrojone – poza torpedami – w pociski manewrujące UGM-109E Tomahawk Block V.
AUKUS a sprawa polska
W połowie 2023 roku, po wielu latach zawieszenia, polskie władze powróciły do programu Orka. To program zakładający modernizację polskiej floty podwodnej, a w zasadzie zastąpienia jej przestarzałych resztek, czyli jedynego obecnie okrętu podwodnego ORP Orzeł.
Słowa szefa MON stały się podstawą do medialnych spekulacji na temat zamiaru pozyskania przez Polskę okrętów podwodnych z napędem jądrowym. W kontekście polskich potrzeb i specyfiki Bałtyku, będącego dla polskiej marynarki wojennej podstawowym obszarem działania, takie rozwiązanie wydaje się jednak bardzo mało prawdopodobne.
Liczącymi się konkurentami są producenci konwencjonalnych okrętów podwodnych wyposażonych w napęd niezależny od powietrza.
Wady i zalety atomowych okrętów podwodnych
Atomowe okręty podwodne są budowane i eksploatowane przez sześć państw. Są to Chiny, Francja, Indie, Rosja, Stany Zjednoczone i Wielka Brytania. Kraje te mają wspólne cechy.
Jest to rozbudowany sektor energetyki jądrowej, zapewniający zaplecze naukowo-techniczne, ale także związane choćby z przechowywaniem czy przetwarzaniem zużytego paliwa. Drugą cechą jest długa linia brzegowa i dostęp do otwartego oceanu.
To właśnie takie – oceaniczne – warunki pozwalają na wykorzystanie zalet atomowych okrętów podwodnych. Jako ich kluczowy atut często jest wymieniana możliwość długiego przebywania w zanurzeniu. Nie mniej ważna również inna cecha – możliwość nie tylko rozwijania, ale przede wszystkim utrzymywania przez długi czas wysokiej prędkości podwodnej.
To cecha o mniejszym znaczeniu na niewielkich akwenach, ale kluczowa przy przemieszczaniu okrętów na dystanse liczone w tysiącach mil – a z takimi wyzwaniami mierzy się m.in. marynarka wojenna Australii.
Jednocześnie atomowe okręty podwodne nie są wolne od wad: są głośniejsze od tych z konwencjonalnym napędem, a konieczność odpowiedniego wyciszenia różnych mechanizmów wymusza duże rozmiary kadłuba. Z tego względu atomowe okręty podwodne – nawet te, które nie przenoszą potężnych pocisków międzykontynentalnych – mają z reguły rozmiary większe od konwencjonalnych odpowiedników.
Łukasz Michalik, dziennikarz Wirtualnej Polski