USS Nautilus, pierwszy okręt podwodny z napędem jądrowym
To nie była porażka. To była druzgocąca klęska. W ciągu zaledwie doby jeden okręt podwodny zaatakował 16 razy. Dwa lotniskowce, jeden niezidentyfikowany, wielki okręt, cztery okręty transportowe i dziewięć niszczycieli. Lista celów była świadectwem pogromu, jaki poniosły natowskie siły morskie za sprawą tylko jednej, eksperymentalnej jednostki – okrętu podwodnego USS Nautilus.
22.01.2023 17:59
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Choć – na szczęście – były to tylko ćwiczenia o kryptonimie Strikeback 56, konfrontacja pierwszego okrętu podwodnego z napędem jądrowym z flotą walczącą według zasad z drugiej wojny światowej, zakończyła się jej pogromem.
Na oceanie nikt nie był bezpieczny – siły ZOP (zwalczania okrętów podwodnych) z myśliwego stały się zwierzyną, a konwencjonalne okręty podwodne "tonęły" po symulowanych starciach. Systemy kierowania ogniem i uzbrojenie, służące do zwalczania okrętów podwodnych okazywały się zupełnie nieprzydatne wobec eksperymentalnej jednostki, która tygodniami nie musiała się wynurzać.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Rozszczepienie atomu "fizyczne absurdalne"
Wszystko zaczęło się prawie 20 lat wcześniej od 1500 dolarów. Taki był budżet projektu badawczego, jaki w 1939 roku zdecydował się finansować kontradmirał Harold G. Bowen, szef należącego do US Navy Biura Inżynieryjnego Pary. Rok wcześniej fizyk Otto Hahn, współpracujący z Fritzem Strassmannem, pisał w liście do fizyczki Lise Meitner: "Nie możemy milczeć o naszych rezultatach, nawet jeśli mogą być fizycznie absurdalne".
Fizycznie absurdalne wydawało mu się rozszczepienie jądra atomu.
Amerykańską marynarkę nieszczególnie zajmowały wątpliwości naukowca. Znacznie bardziej interesowały ją skutki rozszczepienia jądra atomu w postaci uwolnionej energii. Do czego można ją wykorzystać? Rzecz jasna – do napędzania okrętów.
Prace prowadzone przez amerykańską marynarkę wyprzedziły doświadczenia projektu Manhattan, którego zadaniem było zbudowanie broni jądrowej. Później, już w czasie wojny, kwestia nowatorskiego napędu zeszła na dalszy plan, ustępując wizji budowy superbroni, dzięki której można było obracać miasta w perzynę za pomocą jednej bomby.
Warto jednak pamiętać, że to amerykańska marynarka wojenna jako pierwsza finansowała prace badawcze związane z energią jądrową, a jej program został kilka lat później połączony z projektem Manhattan. Do przerwanych prac nad nowatorskim napędem powrócono jednak dopiero po wojnie.
Pierwszy jądrowy układ napędowy
Ich zwieńczeniem był pierwszy jądrowy układ napędowy. Składał się z reaktora firmy Westinghouse S2W, chłodzonego zamkniętym obiegiem wody, która pełniła także rolę przekaźnika ciepła, służącego do generowania pary wodnej. Para napędzała dwa zespoły turbin o mocy ok. 15 tys. KM każda, a turbiny napędzały – każda osobno – dwa wały, zakończone śrubami napędowymi.
Taka budowa – choć sprzeczna z postulatami inżynierów, którzy chcieli napędzać tylko jedną śrubę – została przyjęta zgodnie z postulatem, by zdublować kluczową do działania okrętu instalację.
Wodowany 21 stycznia 1954 roku USS Nautilus (SSN-571) był okrętem jedynym w swoim rodzaju. Pod względem koncepcji bazował na projekcie niemieckiego U-Boota typu XXI, który został jednak mocno zmodyfikowany pod kątem instalacji nowego napędu.
Miał 97,4 metra długości, wypierał w zanurzeniu nieco ponad 4 tys. ton i był obsługiwany przez 105-osobową załogę. Ta – poza standardowym wyposażeniem – miała do dyspozycji m.in. szafę grającą i dystrybutor Coca-Coli.
Reaktor na pokładzie pozwalał okrętowi na osiąganie niespotykanej wcześniej prędkości – nawet 20 węzłów w zanurzeniu. Co więcej, napęd jądrowy uwalniał okręt od największej wady klasycznych jednostek podwodnych, czyli uzależnienia od powietrza atmosferycznego.
Na Nautilusie nie zastosowano generatorów tlenu – zamiast nich umieszczono zbiorniki, których zawartość pozwalała załodze na miesięczne zanurzenie bez konieczności przewietrzania pokładu.
Okręt głośny jak lokomotywa
Wadą nowego okrętu – której konstruktorzy nie przewidzieli – była niesłychana głośność mechanizmów i wibracje układu napędowego. Przy maksymalnej prędkości Nautilus hałasował jak lokomotywa, co ułatwiało jego wykrycie.
Problem ten rozwiązano nie przez przebudowę, ale wprowadzenie ograniczeń eksploatacyjnych – po prostu zakazano załodze używania najwyższych prędkości, rezerwując tę możliwość dla wyjątkowych sytuacji.
Mimo problemów z głośnością, atomowy napęd dawał Nautilusowi możliwości nieosiągalne dla wcześniejszych jednostek, czego dowodem stały się różnego rodzaju manewry i ćwiczenia. Podwodna prędkość Nautilusa była na tyle duża, że był on w stanie skutecznie uciekać torpedom, przeznaczonym do atakowania okrętów podwodnych. Okręt charakteryzował się także wyjątkową dynamiką manewrów w pionie.
Zwieńczeniem testów był wyjątkowy rejs, przeprowadzony pod północną pokrywą lodową latem 1958 roku. Okręt przepłynął wówczas pod lodem pokrywającym biegun północny. Nagłośnienie tego wydarzenia miało przywrócić Stanom Zjednoczonym wizerunek globalnego, technologicznego lidera, utracony czasowo w wyniku kosmicznych sukcesów Związku Radzieckiego.
Okręt, który zmienił świat
USS Nautilus od początku powstawał jako jednostka eksperymentalna. Poważnie rozważano nawet sens montowania na jego pokładzie uzbrojenia, co ostatecznie zostało jednak wykonane – okręt otrzymał 6 wyrzutni torped Mk50 kalibru 533mm.
Doświadczenia związane z jego eksploatacją dostarczyły bezcennej wiedzy i wykazały, że dotychczasowe metody zwalczania okrętów podwodnych są w przypadku jednostek z napędem jądrowym całkowicie nieskuteczne.
Boomer gwarantem światowego pokoju
W dłuższym horyzoncie czasowym znaczenie Nautilusa okazało się jeszcze większe. Potwierdzenie możliwości napędzania okrętów podwodnych reaktorem jądrowym doprowadziło do powstania klasy okrętów, określanych w terminologii NATO skrótem SSBN, a potocznie nazywanych boomerami.
To jednostki przenoszące atomowe pociski klasy SLBM (pocisk balistyczny wystrzeliwany z okrętu podwodnego). Wraz z rozwojem broni rakietowej i pojawieniem się morskich pocisków międzykontynentalnych, boomery stały się ruchomymi, zanurzalnymi platformami startowymi dla rakiet atomowych.
Dzięki możliwości pozostawania tygodniami w zanurzeniu jednostki te stały się bardzo trudne do wykrycia. Za sprawą przenoszonego na pokładzie arsenału zagwarantowały mocarstwom atomowym możliwość odpowiedzi na atak również w sytuacji, gdy wszelkie naziemne instalacje zostałyby zniszczone.
W praktyce boomery stały się gwarantem globalnego bezpieczeństwa – ich pojawienie się sprawiło, że rozpoczynanie totalnej wojny atomowej, w której przeciwnik zawsze zachowywał możliwość odpowiedzi, stało się pozbawione sensu.
Łukasz Michalik, dziennikarz Wirtualnej Polski