RGM‑109 Tomahawk – rakieta tak potężna, że Amerykanie nie sprzedali jej nawet Izraelowi

RGM-109 Tomahawk – rakieta tak potężna, że Amerykanie nie sprzedali jej nawet Izraelowi
Źródło zdjęć: © Defence.pk
Łukasz Michalik

22.03.2019 09:24, aktual.: 22.03.2019 20:51

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Styczeń 1991 roku. Kilkumetrowa rakieta z szokującą precyzją trafia w drzwi klatki schodowej i wlatuje do środka potężnego schronu. Ułamek sekundy później powietrzem wstrząsa wybuch. Kolejny iracki cel przestaje istnieć, a świat ma okazję przekonać się, jak potężną bronią jest pocisk Tomahawk.

Operacja "Pustynna Burza", w czasie której międzynarodowa koalicja wyzwoliła Kuwejt i pokonała armię iracką, miała kilku bohaterów. Medialną gwiazdą był bez wątpienia głównodowodzący, generał Norman Schwarzkopf, jednak uwagę przyciągał również sprzęt użyty, a zarazem oficjalnie zaprezentowany podczas wojny z Irakiem.

Na ziemi swoją skuteczność udowodnił czołg M1 Abrams, który zdeklasował używane przez Irak, radzieckie T-72. W powietrzu sensacją okazały się trudnowykrywalne bombowce F-117. Maszyny o niezwykłym wyglądzie precyzyjnymi nalotami torowały drogę pozostałym samolotom koalicji, niszcząc zarówno silnie bronione cele o szczególnym znaczeniu, jak i elementy przeciwlotniczego parasola sił irackich.

Obraz
© Wikimedia Commons CC BY

Tym, co robiło jednak największe wrażenie, były ujawnione nagrania, pokazujące w działaniu broń precyzyjną – kierowane bomby i rakiety. Skrzydlate rakiety, po pokonaniu setek kilometrów trafiały w cel z oszałamiającą dokładnością, wlatując do potężnych bunkrów przez klatki schodowe czy niszcząc wnętrza umocnionych obiektów pojedynczym trafieniem w okno. I choć skala wykorzystania broni precyzyjnej była - wbrew obiegowej opinii - niewielka, to uzbrojenie tego typy udowodniło swoją przydatność.

Jak ominąć traktat rozbrojeniowy?

Skąd wziął się Tomahawk? Geneza tego pocisku sięga traktatu rozbrojeniowego SALT I i amerykańskiego pomysłu, jak zjeść ciastko i mieć ciastko. Ponieważ układ SALT I wprowadzał ograniczenia dotyczące liczby posiadanych przez obie strony rakiet strategicznych, Amerykanie wpadli na pomysł, jak obejść ograniczenia. Postanowili opracować coś, czego porozumienie nie dotyczy, a co będzie zdolne przenieść głowicę jądrową równie skutecznie, jak objęte traktatem rakiety.

Rozwiązaniem okazał się powrót do starej, przetestowanej jeszcze przez III Rzeszę na rakietach V1 koncepcji. Postanowiono opracować skrzydlaty pocisk napędzany – jak samolot – silnikiem odrzutowym. Nie była to militarna nowość, jednak atutem opracowanego przez koncern General Dynamics (obecnie Tomahawki produkuje Raytheon) pocisku miał być precyzyjny układ naprowadzania.

Obraz
© Wikimedia Commons CC BY

To właśnie on miał stanowić o skuteczności nowej broni, bo GM-109 Tomahawk – jak nazwano opracowaną konstrukcję – był w porównaniu z rakietą balistyczną niewielki i lekki. Siłą rzeczy niewielka była również przenoszona przez pocisk głowica. Aby uzyskać pożądaną skuteczność trzeba było trafić dokładnie w cel, a nie – jak wystarcza w przypadku głowic o większej mocy – gdzieś w jego okolice.

Precyzja naprowadzania

Opracowany w latach 70. pocisk został przyjęty na uzbrojenie w 1983 roku. Powstało kilka wersji Tomahawka – z głowicą jądrową, antyradarowa, z głowicą burzącą, kasetową, a także niewprowadzona na uzbrojenie wersja lotnicza. Rozróżniono także warianty odpalane z pokładów jednostek nawodnych (RGM) i okrętów podwodnych (UGM), a także nieużywaną obecnie wersję lądową BGM, odpalaną z kontenerów startowych przewożonych samochodami.

Obraz
© Wikimedia Commons CC BY

W podstawowym wariancie Tomahawk ważył 1300 kilogramów, miał 5,5 metra długości i może dostarczyć półtonową głowicę bojową na odległość 1300 kilometrów. Z biegiem lat opracowano wiele wariantów tej broni, pocisk przybrał na wadze kilkaset kilogramów, zmodernizowany napęd dodał mu prawie metr długości, wydłużono zasięg, a także opracowano wersję UGM-109B TASM (Tomahawk Anti-Ship Missile), wyspecjalizowaną w atakowaniu celów nawodnych. W zależności od wersji, jeden Tomahawk kosztuje od około 800 tys. do 1,8 mln dolarów za najnowszy i najbardziej zaawansowany wariant Block IV.

Tomahawk nie jest szybkim pociskiem – rozwija poddźwiękową prędkość 880 km/h. Jego kluczowe atuty to utrudniający wykrycie, niski pułap lotu (ok. 50 metrów), elementy technologii stealth (m.in. niewielki ślad termiczny silnika), a także wysoka precyzja układu naprowadzania, pozwalająca zachować niewielkie rozmiary pocisku.

Obraz
© Wikimedia Commons CC BY

Sam układ naprowadzania składa się m.in. z GPS-u, układu nawigacji inercyjnej, radaru pozwalającego na śledzenie rzeźby terenu (pocisk porównuje to, co "widzi" z zapisaną mapą), a także układu odpowiedzialnego za mapowanie otoczenia w czasie rzeczywistym (Digitized Scene-Mapping Area Correlator - DSMAC). W praktyce oznacza to, że pocisk jest w stanie reagować np. na niedokładności zapisanej w pamięci mapy i stale utrzymywać niski profil lotu, dostosowując go do faktycznej rzeźby terenu.

Jak grom z jasnego nieba

Pocisk jest w fabryce umieszczany w kontenerze startowym – metalowej skrzyni, chroniącej go przed uszkodzeniami. Kontenery tego typu są następnie umieszczane w standaryzowanych wyrzutniach. Upraszcza to logistykę, a jednocześnie chroni cenny ładunek – obsługa nie ma wielu okazji, aby podczas wieloletniej eksploatacji narazić go na uszkodzenie czy niekorzystne warunki. Start pocisku polega na odpaleniu silnika startowego, który wyrzuca Tomahawka z kontenera. Gdy pocisk znajdzie się poza nim, rozkłada złożone wcześniej skrzydła i uruchamia silnik marszowy, pracujący podczas lotu do celu.

Obraz
© Wikimedia Commons CC BY

O tym, jak precyzyjne są Tomahawki, świat przekonał się w czasie Pustynnej Burzy, gdy media obiegły filmy, pokazujące trafienia w słabe punkty irackich umocnień. Co więcej, wraz z rozwojem technologii Tomahawki zyskały nowe możliwości.

Obraz
© Wikimedia Commons CC BY

O ile pierwsze wersje wymagały wprowadzenia wszelkich informacji o celu przed startem, to z biegiem czasu pojawiła się m.in. dwukierunkowe, szyfrowane łącza satelitarne. Dało to możliwość przesyłania w czasie lotu do pocisku informacji podawanych przez wojska lądowe czy pilotów samolotów.

W 2017 roku z powodzeniem przetestowano również rozwiązanie, w którym pocisk startuje nie znając położenia celu. Dotyczy to tzw. strike sensitive targets, gdzie wykryty cel musi być zaatakowany natychmiast. Tomahawk może krążyć nad wybranym rejonem, otrzymać informacje o celu w czasie lotu i dopiero wówczas błyskawicznie, bez potrzeby długiego lotu, zaatakować. Co więcej, istnieje możliwość przekazania do pocisku informacji np. o wykrytych stanowiskach przeciwlotniczych, dzięki czemu trasa lotu zostanie zmieniona tak, aby ominąć zagrożenia.

Broń tylko dla wybranych

Od bojowego debiutu Tomahawków minęło już ponad ćwierć wieku, jednak stale modernizowany, rozwijany i produkowany pocisk pozostaje niezmiennie groźną bronią. Po wycofaniu (jeszcze w latach 80.) naziemnych wyrzutni Tomahawków, pociski tego typu stanowią uzbrojenie szerokiej gamy okrętów - od niszczycieli rakietowych, poprzez krążowniki klasy Ticonderoga, po okręty podwodne i przyszłościowe okręty klasy Zumwalt. W końcowym etapie służby w Tomahawki były też uzbrojone wycofane już z linii relikty drugiej wojny światowej, pancerniki klasy Iowa.

Obraz
© Mst.edu

Wystrzeliwane z pokładów okrętów pociski brały udział niemal w każdym konflikcie, angażującym amerykańskie wojska. Poza Pustynną Burzą były to m.in. ataki na cele w Bośni, Somalii, Afganistanie, Iraku, Libii czy Jemenie. Tam, gdzie konieczny jest pokaz siły, spełnienie politycznych deklaracji czy zwyczajne utorowanie drogi pozostałym rodzajom wojsk, z nieba spadają Tomahawki. Do tej pory w warunkach bojowych wystrzelono ponad 2100 tych pocisków (z ok. 4000 wyprodukowanych), z których większość dosięgła celu.

Obraz
© Twitter/iraqisecurity

Znane są statystyki m.in. z Iraku, gdzie z 288 wystrzelonych pocisków w cel trafiło 242. Tomahawki zostały użyte również w Syrii. Po raz pierwszy zaatakowano nimi syryjskie cele w styczniu 2017 roku. Ponownie – w odpowiedzi na doniesienia o ataku chemicznym, przeprowadzonym przez siły prezydenta Asada – w kwietniu 2018 r.

O znaczeniu tej broni dobitnie świadczy fakt, że Amerykanie niechętnie ją sprzedają. Odmówili m.in. swojemu strategicznemu sojusznikowi na Bliskim Wschodzie, Izraelowi. Obecnie jedynym krajem – poza Stanami Zjednoczonymi – mającym dostęp do tej broni jest Wielka Brytania, która wyposażyła w ten typ pocisków swoje okręty podwodne. Zainteresowanie Tomahawkami wyraziła również Polska. Pociski są brane pod uwagę jako uzbrojenie okrętów podwodnych, które mają być pozyskanew ramach programu Orka.

Komentarze (541)