"Pokaz fajerwerków" w wykonaniu Buka. Sprawcą pocisk za 100 tys. dolarów
04.06.2023 19:14
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Rosyjska obrona przeciwlotnicza dalej ma problemy z wykrywaniem i zestrzeliwaniem niektórych ukraińskich dronów. Te następnie na wykryte cele naprowadzają artylerię. Wyjaśniamy czym i jak Buk-M1/M2 został zniszczony.
Rosjanie stracili kolejny system przeciwlotniczy Buk-M1/M2 w dość widowiskowy sposób po trafieniu przez pocisk artyleryjski naprowadzany przez ukraińskiego drona. Ukraina masowo wykorzystuje drony zarówno wojskowe jak np. FlyEye lub Vector czy komercyjne stosowane w charakterze dronów "kamikadze".
Tutaj z pewnością została wykorzystana maszyna wojskowa z niską sygnaturą radiolokacyjną i termiczną zdolna do operowania środowisku oddziaływania systemów walki elektronicznej. Widzimy tutaj chwilę trafienia Buka przez duży szybko poruszający się obiekt, co wskazuje pocisk artyleryjski. Z kolei jego sposób detonacji w powietrzu i precyzja wskazują na zastosowanie Excalibura. Ten wywołał następnie widowiskową eksplozję pocisków Buka.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
M982 Excalibur — precyzyjny pocisk za 100 tys. dolarów
Pociski M982 Excalibur trafiły do Ukrainy wraz z amerykańskimi i kanadyjskimi haubicami M777 i od tego czasu są przez Ukraińców bardzo często wykorzystywane do niszczenia wartościowych celów w postaci systemów walki, elektronicznej, radarów artyleryjskich czy systemów przeciwlotniczych jak w tym przypadku.
Pociski M982 Excalibur to precyzyjna amunicja artyleryjska kosztująca około 100 tys. dolarów co jest znacznie wyższą kwotą od ekonomicznych pocisków typu DM121 kosztujących ponad 3 tys. euro za sztukę, ale z drugiej strony znaczniej taniej od rakiety GMLRS (jednostkowy koszt 160 tys. dolarów).
Cena 100 tys. dolarów bierze się z tego, że pocisk M982 Excalibur zawiera zaawansowany system naprowadzania obejmujący tandem nawigacji GPS i INS oraz rozkładane po strzale powierzchnie sterowe skutkujące w zależności od wersji kołowym błędem trafienia wynoszącym od 4 m do 20 m. Ponadto ta cała elektronika musi być w stanie wytrzymać przeciążenia powstałe podczas wystrzału z działa.
W efekcie mamy pocisk z gazogeneratorem zdolny do rażenia celów na dystansie nawet 40 km dla systemów z działem o długości 39 kalibrów jak FH-70 czy M109 lub nawet około 60 km dla armatohaubic z armatą o długości 52 kalibrów pokroju polskiego Kraba, czy niemieckiego PzH 2000. Z kolei za porażenie celu dba głowica bojowa mogąca eksplodować w powietrzu, przy uderzeniu bądź z opóźnieniem.
Przemysław Juraszek, dziennikarz Wirtualnej Polski