Największy problem Kremla. Inżynierowie umierają, nie ma ich kim zastąpić
Konstruktorzy najważniejszych rosyjskich broni dawno nie żyją. Ich następcy nie zawsze dorównują poprzednikom umiejętnościami i talentem, a do tego jest ich zbyt mało. Przekłada się to na jakość i niezawodność sprzętu, a "nowe" programy zbrojeniowe często sięgają do projektów z lat 80.
Michaił Simonow, Siergiej Niepobiedimyj, Iwan Mikojan, Gienrich Nowożyłow, Rollan Martirosow, Paweł Kamniew i Aleksandr Błagonrawow. Co łączy tych Rosjan? To wybitni konstruktorzy – twórcy, odpowiednio, samolotu Su-27, pocisku Iskander, samolotów MiG-29, Ił-76 i Su-34, systemu rakietowego Kalibr i bojowych wozów piechoty BMP.
Wszystkie te konstrukcje tworzą fundament rosyjskich sił zbrojnych. Żadna z nich – poza Su-27 – nie ma gotowego, w miarę dopracowanego następcy. A ich twórcy zmarli w ciągu ostatniej dekady lub kilka lat wcześniej.
Śmierć wybitnych konstruktorów nie ma narodowości – na Zachodzie twórcy broni także umierają. W przeciwieństwie do Rosji zostawiają jednak po sobie nie tylko rzesze wykształconych następców, ale także instytucjonalną wiedzę, pozwalającą na korzystanie z dziesięcioleci doświadczeń bez obaw, że trafią one do grobu wraz ze śmiercią pojedynczych osób.
Drenaż mózgów
Kreml próbuje rozwiązać problem ogłaszając wielkie programy edukacyjne, jak przedstawiony w 2022 roku zamiar powołania – kosztem 36 mld rubli - 30 nowych uczelni, kształcących kadrę inżynierską. Tymczasem wojna i zachodnie sankcje spowodowały bezprecedensowy drenaż mózgów, kojarzony powszechnie z branżą IT, ale nie ograniczający się tylko do niej.
Od 2022 roku Rosję opuściło ok. 700 tys. osób. Jak ocenia demograf Saławat Abyłkalikow, są to "ludzie o bardzo wysokim poziomie kapitału społecznego, wielu młodych specjalistów". Władze w Moskwie zareagowały w typowy sposób: najpierw planem zakazu emigracji i pracy zdalnej, a potem "amnestią" dla tych, którzy zdecydują się wrócić. Tłumu chętnych jednak nie widać.
Rezultat jest widoczny już teraz. Jednym z głównych problemów rosyjskiego przemysłu jest uzależnienie od importu obrabiarek – zwłaszcza tych najbardziej zaawansowanych, służących do produkcji najbardziej precyzyjnie wykonanych części, kluczowych np. w przemyśle lotniczym.
Problem sprzętowy Rosja częściowo rozwiązała – produkcja rosyjskich obrabiarek rośnie z roku na rok (4495 w roku 2017, 7734 w ciągu 11 miesięcy 2023 roku). Tymczasem – jak wykazuje analiza opublikowana przez Jamestown Foundation – maleje liczba pracowników, zdolnych do ich obsługi.
Wady nowej broni
Niedobory kadrowe mają jednak przełożenie na coś więcej, niż tylko widoczne w tabelkach statystyki. Wymieranie doświadczonej, wykształconej jeszcze w czasach ZSRR kadry inżynierskiej przekłada się m.in. na jakość projektów broni. Ta opracowana w Rosji, już po rozpadzie Związku Radzieckiego, w niektórych przypadkach okazuje się niedopracowana i zawodna.
Przykładem są choćby rosyjskie okręty podwodne typu Łada projektu 677. Choć miały być przyszłością rosyjskiej floty, projekt okazał się tak zły, że prototypową jednostkę Sankt Petierburg zdecydowano się zezłomować zaledwie dwa lata po przyjęciu do służby.
Produkowany od dekady AK-12 – "kałasznikow nowej generacji" – jest kpiną z legendy niezawodności, tworzonej przez lata przez Michaiła Kałasznikowa (zmarł w 2013 roku). Liczne wady nowej broni ujawniła wojna w Ukrainie.
Porażka konstruktorów z zakładów Izmasz jest tym większa, że w nowej broni nie usunęli wad poprzednich modeli, za to zepsuli to, co było w nich dobre. W artykule "Najnowszy rosyjski karabinek AK‑12. Wojna pokazała, że to niedopracowany złom" szerzej przedstawia to zagadnienie dziennikarz Wirtualnej Polski, Przemysław Juraszek.
Rzecz jasna kryzys nie dotyczy jednakowo wszystkich dziedzin rosyjskiego sektora zbrojeniowego. Na tempo rozwoju nie mogą narzekać choćby rosyjskie Wojska Rakietowe Przeznaczenia Strategicznego czy sektor broni hipersonicznej, jednak są to wyjątki od reguły.
Powrót do projektów z lat 80.
O problemie dobitnie świadczą coraz wyraźniej widoczne próby budowy "nowej" broni, będące w rzeczywistości odkurzeniem starych projektów z lat 80. Czołg T-14 Armata to w gruncie rzeczy współczesna realizacja pomysłu z końca zimnej wojny.
Nowy lotniskowiec, którego budowę zapowiedział w styczniu 2024 roku dowódca Marynarki Wojennej Federacji Rosyjskiej admirał Nikołaj Jewmienow, także bazuje na planach okrętu Uljanowsk (projekt 1143.7), budowanego bez powodzenia od 1986 roku.
Nawet najnowszy, ogłoszony przez koncern Rostiech plan budowy samolotu bojowego 5. generacji odwołuje się do projektu Jaka-141, którego prototyp wzniósł się w powietrze w roku 1987.
Wymierające kadry
Gdy Amerykanie – czasem nie bez problemów – wdrażają kolejne typy uzbrojenia opracowane według współczesnych, a nie zimnowojennych założeń (samoloty F-35, B-21, śmigłowiec V-280, czołg M10 Booker, bojowy wóz piechoty M30), Rosjanie w nieskończoność odświeżają sprzęt, którego potencjał modernizacyjny jest już na wyczerpaniu, a następców nie widać.
W rezultacie gdy Kreml chwali się choćby "nowym" bombowcem strategicznym Tu-160M, w praktyce wychwala nie współczesną broń, ale zmodernizowany sprzęt opracowany w latach 80.
Dobitnie podsumowuje to cytat, przytoczony w raporcie Fundacji Pułaskiego: "Wymieramy. Spójrz tylko na niego – inżynier jednego z rosyjskich koncernów lotniczych wskazał na swojego kolegę – a teraz spójrz na mnie. Wszyscy mamy siwe włosy. Wkrótce odejdziemy i nie ma nikogo, kto by nas zastąpił".
Łukasz Michalik, dziennikarz Wirtualnej Polski