Rosyjskie AWACS-y jak tygrysy syberyjskie. Są zagrożone "wyginięciem"

Prototyp rosyjskiego AWACS-a A-100
Prototyp rosyjskiego AWACS-a A-100
Źródło zdjęć: © Вооруженные силы России
Łukasz Michalik

06.03.2024 13:06, aktual.: 06.03.2024 15:31

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Spektakularne straty poniesione przez nieliczną flotę rosyjskich samolotów wczesnego ostrzegania są dla Rosji wyjątkowo dotkliwe. Nie dość, że rosyjskich AWACS-ów jest mało, to – mimo podejmowanych prób – nie doczekały się godnych następców. Tymczasem Zachód rozbudowuje i modernizuje własną flotę maszyn tego typu. Korzysta na tym Polska.

AWACS, czyli samolot wczesnego ostrzegania, to maszyna o wyjątkowym znaczeniu. Choć nie bierze bezpośredniego udziału w walkach, jest tzw. mnożnikiem siły. Kraj, który ma je do swojej dyspozycji może korzystać z maszyn bojowych znacznie efektywniej.

Dobrym przykładem jest tu współdziałanie rosyjskich AWACS-ów A-50 (w zmodernizowanej wersji A-50U) z maszynami bojowymi, jak Su-34. Te ostatnie, atakując cele w Ukrainie, często poruszają się na małej wysokości.

Ogranicza to odległość, z jakiej mogą być wykryte przez naziemne stacje radiolokacyjne, ale zarazem skraca zasięg radaru Su-34, który staje się lotniczym "krótkowidzem". Jego oczami jest wówczas AWACS, który – lecąc w bezpiecznej odległości – może wykrywać ewentualne zagrożenia i cele na drodze samolotu bojowego.

Coraz mniej A-50

Przed atakiem na Ukrainę Rosja dysponowała nie więcej niż kilkunastoma samolotami tego typu, z których tylko część nadawała się do użytku. Co najmniej dwa samoloty zostały zestrzelone, a stan innej maszyny, uszkodzonej na białoruskim lotnisku, nie jest znany, choć wiadomo, że samolot był w stanie latać.

Różne źródła podają rozbieżne liczby, ale co do jednego są zgodne: zdolne do działania rosyjskie AWACS-y można obecnie policzyć na palcach – maksymalnie – dwóch rąk. A gdy weźmiemy pod uwagę sprawność floty tych samolotów, wynoszącą zapewne kilkadziesiąt procent (za niezły wynik można uznać 60-70 proc.), okaże się, że wystarczy tylko jedna ręka.

Nawet źródła rosyjskie, które prawdopodobnie wykazują nadmierny optymizm, podają liczbę ośmiu zdolnych do służby A-50 i jeden samolot, który – prawdopodobnie – powróci do służby po modernizacji.

Z tego powodu każda strata samolotu typu AWACS jest dla Rosjan poważnym problemem. Nie tylko ogranicza liczbę dostępnych maszyn, ale także zmusza do intensywniejszej eksploatacji pozostałych, co w dłuższej perspektywie może przełożyć się na coraz wyższą awaryjność czy nawet lotnicze wypadki.

Rosyjski AWACS A-50
Rosyjski AWACS A-50© Cantiana, Lic. CC BY-SA 4.0, Wikimedia Commons

Nowy rosyjski AWACS A-100

Dlatego już przed laty w Rosji ruszyły prace nad AWACS-em nowej generacji o nazwie A-100. Podobnie jak starszy A-50 ma on bazować na płatowcu samolotu transportowego Ił-76, który przerobiono do nowej roli w zakładach Berijewa w Taganrogu. Wykorzystano tu doświadczenia z prac nad samolotem tego typu, tworzonym na przełomie wieków wspólnie z Izraelem na zamówienie Chin.

Kluczowym atutem A-100 ma być nowa stacja radiolokacyjna Premier, znacznie nowocześniejsza od systemu Szmiel montowanego na A-50. Problem w tym, że A-100 istnieje na razie w formie ewoluującego prototypu. Pierwsza seryjna maszyna miała zostać oddana do użytku w 2016 r. Premierę przesunięto na 2018 r., potem na 2023 r., a obecnie na 2026 r.

Prototyp rosyjskiego AWACS-a A-100
Prototyp rosyjskiego AWACS-a A-100© Lic. CC BY-SA 4.0, Trolyambus, Wikimedia Commons

Nawet gdy odłożymy na bok kwestie związane z harmonogramem, nie sposób nie zadać pytania, czy w ogóle jest sens budować ten sam samolot na nowo? A-100 to w gruncie rzeczy nowocześniejszy A-50: taka sama wielka, ciężka, droga w produkcji i eksploatacji maszyna z ogromnym dyskiem radaru na kadłubie.

Rosjanie chwalą się, że będzie to samolot porównywalny z amerykańskim E-3 Sentry. Tymczasem rosyjski komentator, specjalizujący się w lotnictwie Roman Skomorochow, kwituje to w serwisie Topwar.ru szyderczym stwierdzeniem, że nowy rosyjski AWACS będzie tak dobry, jak amerykański, 50-letni, który właśnie jest wycofywany.

Płaskie anteny zamiast obrotowych dysków

Obserwując konstrukcje o podobnym przeznaczeniu powstające na świecie łatwo zobaczyć technologiczną przepaść, rosnącą pomiędzy rosyjskim przemysłem lotniczym a państwami, które także budują własne AWACS-y.

E-3 Sentry czy A-50 projektowano w czasach, gdy elektronika była wielka, ciężka i energochłonna. Aby wynieść w powietrze radar dalekiego zasięgu potrzebowano potężnych samolotów – w przypadku E-3 użyto kadłuba pasażerskiego Boeinga 707, A-50 zbudowano na bazie transportowego IŁ-a 76.

Obecnie nie ma takiej potrzeby. Płaskie radary są na tyle lekkie, że można montować je na kadłubach małych, biznesowych odrzutowców, jak różne modele Gulfstreama czy Embraera. To samoloty stosunkowo tanie i licznie produkowane, co obniża koszty eksploatacji i szkolenia, a w razie wojny upraszcza ewentualne naprawy.

Z generacyjnej zmiany, zachodzącej w tym segmencie lotniczego sprzętu skorzystała także Polska, kupując w Szwecji starsze, ale wyposażone w nowoczesny radar Erieye samoloty Saab 340. Część użytkowników wymienia je na nowsze Saaby GlobalEye, dzięki czemu maszyny te były dostępne niemal od ręki.

Wielozadaniowe AWACS-y

Jednocześnie AWACS-y na Zachodzie częściowo tracą swoją wąską specjalizację samolotów wczesnego ostrzegania. Jeśli już mamy w powietrzu dużą antenę, samolot można doposażyć w sprzęt do prowadzenia rozpoznania czy walki radioelektronicznej, albo pozwalający na kontrolę także powierzchni morza.

Przykładem takich zmian jest choćby opracowany na zlecenie Australii Boeing E-7 Wedgetail. Samolot stopniowo zastępuje użytkowane przez różne kraje E-3 Sentry, oferując nie tylko większe możliwości od poprzednika, ale także prostszą konstrukcję i niższe koszty eksploatacji, wynikające choćby z braku mechanizmów odpowiedzialnych za stabilizację i obroty ruchomej anteny radaru.

Co więcej, E-7 powstał z wykorzystaniem o połowę lżejszego samolotu Boeing 737, czyli popularnej, produkowanej w tysiącach egzemplarzy maszyny pasażerskiej. Ten sam model wykorzystano do budowy jeszcze jednego samolotu rozpoznawczego – morskiego P-8 Poseidon.

Australijski E-7A Wedgetail
Australijski E-7A Wedgetail© Lic. GFDL 1.2, Sergey Ryabtsev, Wikimedia Commons

Zwracają na to uwagę także rosyjscy komentatorzy, zestawiając całą rosyjską produkcję z jednym Boeingiem. Gdy Rosja w 2023 r. wyprodukowała zaledwie 5 samolotów Ił-76, z których – być może – jakiś zostanie w najbliższych latach zaadaptowany do roli AWACS-a, Boeing produkuje osiem samolotów 737. tygodniowo.

A-100 zestarzał się, zanim powstał

Wnioski przedstawiane na podstawie powyższych faktów przez rosyjskiego eksperta prezentują się – dla Rosji – w czarnych barwach. Nie dość, że rosyjskie AWACS-y stały się maszynami na wagę złota, to w dającej się przewidzieć przyszłości nie ma dla nich następców.

Gdy już uda się wyprodukować samolot A-100, będzie to konstrukcja koncepcyjnie przestarzała, kosztowna w budowie i bardzo droga w eksploatacji. Z punktu widzenia obywateli wolnego świata trudno o lepsze wieści.

Łukasz Michalik, dziennikarz Wirtualnej Polski

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Zobacz także