Rosjanie się uczą. Te małe roboty sprawiają ogromne problemy
Wojna w Ukrainie miejscami jest wojną pozycyjną, gdzie dominującą rolę odgrywają miny, lotnictwo i artyleria. Widać, że także Rosjanie podpatrzyli od Ukraińców wykorzystanie zdalnie sterowanych robotów lub dronów. Wyjaśniamy, dlaczego te niepozorne konstrukcje stanowią ogromny problem.
09.04.2024 | aktual.: 09.04.2024 21:06
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Jednym z najprostszych i stosunkowo tanich sposobów na ograniczenie mobilności przeciwnika na danym terenie jest jego zaminowanie. Najlepszym sposobem na pokonanie pola minowego jest jego ominięcie, ale jeśli jest to niemożliwe, to ataki w takim terenie są niezwykle trudne. Przeciwnik zazwyczaj na pola minowe ma nakierowaną artylerię i zasadzki z np. stanowiskami przeciwpancernych pocisków kierowanych (ppk).
W praktyce pozostaje tylko atak kolumnami za wyspecjalizowanymi pojazdami rozminowującymi teren, które z tego względu są priorytetowym celem do zniszczenia. Przekonali się o tym zarówno Rosjanie podczas m.in. słynnego szturmu pod Wuhłedarem, gdzie w 2022 roku ponieśli ogromne straty, i w początkowym etapie walk pod Awdijiwką, jak i Ukraińcy podczas nieudanej letniej ofensywy na Zaporożu w 2023 roku.
Roboty minujące w Ukrainie — niepozorne, ale stanowiące ogromne zagrożenie
Pola minowe są bardzo skuteczne, ale ich rozkładanie już na linii frontu pod nosem przeciwnika jest bardzo trudne. Dotychczas jedynym sposobem były specjalne warianty pocisków rakietowych do wieloprowadnicowych wyrzutni rakietowych typu BM-30 Smiercz, BM-27 Uragan, BM-21 Grad czy M270 MLRS lub kompletne systemy minowania narzutowego pokroju ISDM Zemledeliye.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jednakże w ostatnich miesiącach po stronie ukraińskiej pojawiło się wiele różnych robotów lub nawet dronów przystosowanych do skrytego minowania terenu. Niektóre służą do podkładania jednej lub wielu klasycznych min TM62, a inne do zrzucania min typu PTM-3.
Teraz widać, że Rosjanie skopiowali ideę i zbudowali własne łaziki mogące stworzyć pole minowe na dystansie do około 30 metrów, tworząc obszar o szerokości 8-10 metrów i długości 18-20 metrów, gdzie miny spadają w odległości do 2 metrów od siebie.
Rosyjskie roboty zawierają dziewięć wyrzutni PKM-1, do których wkłada się ładunek prochowy i miny przeciwpiechotne lub przeciwpancerne. Odpalanie następuje zdalnie za pomocą kabla o długości 50 metrów.
W przypadku wyrzutni z zasobnikiem KSF-1 mieści on ładunek 71 min PFM-1 będących konstrukcją motylkową zawierającą 75 g płynnego materiału wybuchowego umieszczonego w miękkiej plastikowej obudowie, której zgniecenie powoduje eksplozję mogącą poważnie ranić kończynę.
Z kolei zasobnik KSO-1 mieści jedną minę przeciwpancerną PTM-3 zawierającą 1,8 kg materiału wybuchowego. Może ona skutecznie uszkodzić np. gąsienice bojowego wozu piechoty.
Przemysław Juraszek, dziennikarz Wirtualnej Polski