Steadfast Noon 22. Europa jako atomowy poligon NATO
Manewry NATO o kryptonimie Steadfast Noon 22 przebiegają w tym roku w wyjątkowych okolicznościach. Wojna w Ukrainie i nieobliczalne działania Władimira Putina sprawiają, że kwestia atomowego odstraszania zwraca dziś powszechną uwagę, a jednocześnie budzi niepokój. Dlaczego NATO ćwiczy użycie taktycznej broni atomowej?
19.10.2022 | aktual.: 19.10.2022 14:57
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
"Myśliwce czwartej i piątej generacji, samoloty rozpoznawcze, tankowce, a także amerykańskie bombowce B-52 Stratofortress. (…) Tegoroczna edycja uwzględnia uczestnictwo 60 samolotów z 14 państw" – pisze o tegorocznych manewrach Karolina Modzelewska.
Ćwiczenia - w których udział bierze także Polska - rozpoczęły się 17 października i potrwają do końca miesiąca. Ich gospodarzem jest Belgia, w której przestrzeni powietrznej odbywa się większość ćwiczebnych lotów.
Choć 60 samolotów w kontekście całego Sojuszu Północnoatlantyckiego może wydawać się dość skromną siłą, trudno przecenić znaczenie manewrów Steadfast Noon 22. Ich celem jest przećwiczenie działań związanych z atomowym odstraszaniem NATO. Na czym konkretnie polegają?
Atom w NATO
Spośród państw NATO trzy to kraje atomowe. Własne arsenały jądrowe mają – poza Stanami Zjednoczonymi – także Wielka Brytania i Francja. Każde z tych państw nieco inaczej buduje swoją strategię nuklearnego odstraszania.
Wielka Brytania polega na okrętach podwodnych z napędem atomowym, przenoszących pociski balistyczne. Filarem jej atomowego arsenału są cztery okręty podwodne typu Vanguard (HMS Vanguard, Victorious, Vigilant i Vengeance). Każdy z nich może mieć na pokładzie do 16 pocisków z głowicami atomowymi Trident II D5.
Francuskie siły atomowe są bardziej rozbudowane. Tworzą je cztery okręty podwodne typu Le Triomphant (Le Triomphant, Le Téméraire, Le Vigilant i Le Terrible) i komponent lotniczy. W jego skład wchodzą samoloty Rafale i Mirage 2000, przenoszące pociski ASMP-A.
To rozwijane od lat 80. (początkowo jako ASMP) pociski manewrujące, których najnowszy przedstawiciel, ASMPA-R, ma zapewnić zasięg przekraczający 500 km. Co więcej, Francja pracuje już nad ich następcą – atomowym, hipersonicznym pociskiem ASN4G (air-sol nucléaire de 4e génération).
Triada atomowa Ameryki
Spośród państw NATO tylko Stany Zjednoczone dysponują klasyczną triadą atomową, składającą się z komponentu lądowego, powietrznego i morskiego. Broń ta znajduje się pod amerykańską kontrolą i na amerykańskiej ziemi (albo pokładach amerykańskich maszyn).
Istnieje jednak wyjątek od tej reguły w postaci programu Nuclear Sharing. To zapoczątkowany jeszcze w latach 50. program udostępniania amerykańskim sojusznikom broni jądrowej.
W czasie pokoju jest ona magazynowana na sojuszniczym terytorium, pozostając własnością USA – ta formalna kwestia jest bardzo istotna z uwagi na Układ o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej (choć nie brakuje opinii, że Nuclear Sharing narusza ten układ). W przypadku wybuchu wojny Amerykanie mogą upoważnić sojusznika do użycia tej broni.
Atomowa broń dla nieatomowych państw
Historycznie Nuclear Sharing dotyczył różnych rodzajów broni. Były to m.in. atomowe pociski artyleryjskie, pociski manewrujące MGM-52 Lance, czy atomowe rakiety przeciwlotnicze systemu Nike Hercules. Obecnie Nuclear Sharing dotyczy tylko jednego, konkretnego typu broni atomowej: wolnoopadających bomb B61.
To właśnie ich dotyczą coroczne atomowe ćwiczenia. Chodzi o weryfikację procedur związanych zarówno z samym udostępnianiem broni, jak również z jej transportem, obsługą czy podwieszaniem pod samoloty bojowe. To sprawdzian, czy w razie konieczności użycia atomu, NATO będzie w stanie skorzystać z amerykańskiego uzbrojenia.
Wbrew pozorom nie jest to oczywiste, bo udział w programie stawia przed uczestniczącymi w nim państwami konieczność posiadania sprzętu umożliwiającego skorzystanie broni atomowej, czyli – w praktyce – samolotów dostosowanych do przenoszenia bomb.
Obecnie są to maszyny różnych typów. W Belgii i Holandii to F-16. We Włoszech – włoskie samoloty Tornado i amerykańskie F-16 z bazy Aviano.
Niemcy mają do dyspozycji uderzeniowe Tornada, a Turcja – na której terenie również zmagazynowana jest broń atomowa – nie ma obecnie maszyn dostosowanych do jej przenoszenia (zakup F-35 został zablokowany po kupieniu przez Turcję rosyjskich systemów przeciwlotniczych S-400). W ćwiczeniach wezmą także udział samoloty amerykańskie, w tym bombowce B-52.
W ciągu najbliższych lat ta mozaika maszyn ulegnie jednak znacznemu uproszczeniu, bo rolę nosiciela europejskich bomb atomowych przejmą samoloty F-35, powszechnie zamawiane przez członków NATO. W atomowych bazach państw uczestniczących w programie magazynowanych jest po 15-20 bomb (w sumie ok. 100), choć możliwości ich przechowywania są znacznie większe.
Modernizacja arsenału
Co więcej, od kilku lat NATO konsekwentnie modernizuje swoją atomową infrastrukturę. Belgijska baza Kleine Brogel jest obecnie rozbudowywana, podobnie jak niemiecka baza Büchel, gdzie trwa budowa pasa startowego.
Pas startowy wraz z infrastrukturą dla samolotów transportowych, jest obecnie rozbudowywany także w holenderskiej bazie Volkel, a Włosi intensywnie rozbudowują swoją "atomową" bazę Ghedi, gdzie mają stacjonować przenoszące broń jądrową samoloty F-35.
Regulowana siła wybuchu
Modernizacji podlega także sama broń atomowa. Choć obecnie reprezentują ją bomby B61 starszych wersji, pamiętające lata 60. ubiegłego wieku, w Stanach Zjednoczonych w 2022 r. ruszyła produkcja 460 nowych bomb B61-12.
To broń z programowalną głowicą – siłę wybuchu można regulować w zakresie od 0,3 do 50 kiloton.
Bomba zyskała także układ sterowania i naprowadzania, dzięki czemu może precyzyjnie trafić w punktowy cel, niszcząc go z wykorzystaniem mniejszej siły eksplozji, a tym samym mniejszym skażeniem czy niepotrzebnymi zniszczeniami. Nowe bomby mają zostać dostarczone do Europy w 2023 r.
Wstęp do III wojny światowej
Atomowe ćwiczenia wywołują zrozumiały – zwłaszcza w kontekście obecnej sytuacji międzynarodowej – niepokój. Co istotne, zarówno Stany Zjednoczone, jak i Rosja zobowiązały się do wzajemnego informowania o tego typu działaniach. Ma to historyczne uzasadnienie.
W 1983 r. NATO zorganizowało wielkie manewry Able Archer 83. Ich celem było sprawdzenie procesów decyzyjnych i działania europejskich władz i dowództw w razie konfliktu atomowego.
Wprowadzono wówczas w życie symulację polegającą na ogłoszeniu DEFCON 1 – najwyższego poziomu gotowości, tożsamego z możliwością rozpoczęcia wojny jądrowej. Zarządzono także ciszę radiową i symulowano rozpoczęcie procedur użycia broni atomowej.
Ćwiczenia te zostały przez ZSRR odebrane jako wstęp do prawdziwego ataku, co spowodowało alarm w sowieckich siłach jądrowych i postawienie w stan gotowości wojsk lotniczych w NRD i Polsce. Był to jeden z przypadków, gdy świat stanął na krawędzi zagłady, a sytuację wyjaśniło dopiero zakończenie manewrów Able Archer 83.
Jawność atomowych ćwiczeń
Tamte doświadczenia są jednym z powodów, dla których informacje o natowskich ćwiczeniach są powszechnie dostępne. Podobna jawność jest oczekiwana ze strony Rosji, która do tej pory również informowała o zamiarze testowania swojego atomowego arsenału, stosując się do podpisanego w 2010 r. układu Nowy START.
To jedna z przyczyn, dla których oczekiwany jest rosyjski komunikat o planowanych manewrach atomowych "Grom". Choć – m.in. zdaniem źródeł agencji Reutera – ćwiczenia takie mają zostać zainicjowane w ciągu kilku najbliższych dni, Rosja na razie nie poinformowała o zamiarze ich przeprowadzenia.
Łukasz Michalik, dziennikarz Wirtualnej Polski