Manewry Zalew-23. Atak na śluzy w cieniu rosyjskiego specnazu
18 kwietnia zakończyły się manewry Zalew-23. W obecności prezydenta i zaproszonych gości polscy żołnierze odbili opanowaną przez przeciwnika przeprawę przez Mierzeję Wiślaną. Manewry stały się okazją do prezentacji wyszkolenia żołnierzy i wojskowego sprzętu, warto jednak zadać pytanie o prawdopodobieństwo scenariusza ćwiczeń. Kto i po co miałby atakować Mierzeję Wiślaną?
20.04.2023 | aktual.: 20.04.2023 15:40
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
2,5 tys. żołnierzy wspartych przez 500 jednostek sprzętu bojowego i zabezpieczenia logistycznego wzięło udział w manewrach Zalew-23. Większość uczestników należała do 16. Dywizji Zmechanizowanej.
W ćwiczeniach wzięli udział także żołnierze innych jednostek i formacji, w tym m.in. Wojsk Obrony Terytorialnej, sił specjalnych, a także sił sojuszniczych wchodzących w skład Batalionowej Grupy Bojowej NATO. Podczas ćwiczeń wojsko współpracowało ze Strażą Graniczną i policją.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Scenariusz manewrów zakładał, że nieprzyjaciel ("terroryści") opanował kanał przez Mierzeję Wiślaną i przejął kontrolę nad budynkami i infrastrukturą portu Nowy Świat. W odpowiedzi wojsko przeprowadziło desanty z powietrza i morza, wspierające atak batalionu zmechanizowanego z 15. Giżyckiej Brygady Zmechanizowanej, któremu przypadło odbicie portu z rąk nieprzyjaciela.
Zobacz także: Te czołgi sieją spustoszenie. Ile z nich rozpoznasz?
Manewry śledzili najważniejsi politycy – wśród obserwatorów był m.in. prezydent i minister obrony narodowej. - Jesteśmy w porcie Nowy Świat na tzw. przekopie Mierzei Wiślanej. Ten odcinek drogi wodnej ma strategiczne znaczenie dla obrony granic i terytorium Rzeczypospolitej (…). Sprawą podstawową jest doskonalenie umiejętności armii (…). Wnioski z tego ćwiczenia posłużą do dalszych działań – podsumował manewry prezydent Andrzej Duda.
Pokaz wojskowego sprzętu
Manewry stały się okazją do prezentacji w działaniu wojskowego sprzętu. Za zabezpieczenie ataku od strony Zatoki Gdańskiej odpowiadał okręt desantowy ORP "Toruń" – jednostka projektu 767 o długości 96 metrów i zanurzeniu 2,4 metra. Okręt może przewozić do 9 czołgów (lub inny sprzęt) i 135 żołnierzy, a przeprowadzenie desantu umożliwia duża, opuszczana do wody rampa dziobowa.
Widowiskową częścią manewrów było użycie amfibii transportowych PTS-M. To pojazdy opracowane w ZSRR jeszcze w latach 60. Przy masie własnej przekraczającej 17 ton PTS-M może przewozić przez przeszkody wodne aż 10-tonowy ładunek. Podczas manewrów Zalew-23 amfibie transportowały nowe, pozyskane wraz z czołgami Abrams, samochody terenowe JLTV oraz artyleryjski zestaw przeciwlotniczy.
Obecność pojazdów JLTV jest warta odnotowania, bo jest to bardzo nowy sprzęt – dostawy seryjnych egzemplarzy dla armii amerykańskiej rozpoczęły się w 2019 roku. JLTV został opracowany jako następca słynnego Hummera, a Polska należy do nielicznego na razie grona pierwszych, zagranicznych użytkowników tych pojazdów.
Dyskusyjnym elementem ćwiczeń okazało się za to użycie najnowszego niszczyciela min. Choć ORP "Albatros" z 8 Flotylli Obrony Wybrzeża, prezentował się bardzo efektownie, to - zdaniem komentujących manewry ekspertów - w warunkach prawdziwego konfliktu wprowadzenie okrętu do wąskiego kanału wiązałoby się z poważnym ryzykiem.
W przejściu pomiędzy Zatoką Gdańską i Zalewem Wiślanym "Albatros" nie miał bowiem – w razie pojawienia się jakiegoś zagrożenia - żadnej możliwości manewru, a zatopienie jednostki w takim miejscu oznaczałoby zablokowanie przeprawy.
Specnaz przy granicy z Polską
Wśród komentarzy dotyczących manewrów pojawiają się także głosy krytyczne, akcentujące mało prawdopodobny scenariusz ćwiczeń. Dyskusyjne jest zwłaszcza założenie, że dobrze zorganizowany przeciwnik (formalnie określany mianem terrorystów) miałby opanować obiekt o niewielkim – wbrew deklaracjom polityków - znaczeniu, jakim jest kanał przez Mierzeję Wiślaną.
W kontekście tej krytyki warto zauważyć, że zaledwie kilka kilometrów od Mierzei, już na terenie Obwodu Kaliningradzkiego, znajduje się wioska Parusnoje. W praktyce – co można zobaczyć choćby na zdjęciach satelitarnych – jest to kompleks otoczonych lasem budynków, wśród których znalazło się miejsce na pokaźny parking, postawiony w roli pomnika śmigłowiec i niewielkie jezioro.
Skryte przed wzrokiem postronnych Parusnoje to siedziba rosyjskiej jednostki wojskowej nr 43104 - 390. Punkt Rozpoznawczy Specjalnego Przeznaczenia Floty Bałtyckiej. Czyli baza morskiego specnazu – rosyjskich zwiadowców i dywersantów.
Drugim obiektem należącym do jednostki 43104 jest baza w Primorsku, zlokalizowana tuż przy początku rosyjskiej części Mierzei. Do niedawna stacjonowały tam lekkie łodzie motorowe, jednak kilka miesięcy przed atakiem na Ukrainę Rosja umieściła w Primorsku dwa kutry szturmowe projektu 02511 (typu BK-16).
To niewielkie jednostki, zaprojektowane do wspierania działań specnazu. Choć mają tylko 18 metrów długości, są – jak na swoje gabaryty – silnie uzbrojone w karabiny maszynowe i automatyczne granatniki. To za mało do nawiązania walki z polską marynarką wojenną, ale daje przytłaczającą przewagę choćby w starciu ze Strażą Graniczną.
W takim kontekście scenariusz Zalewu-23 przestaje jawić się jako czysta fantazja i – biorąc pod uwagę sąsiedztwo bazy rosyjskich sił specjalnych - może odpowiadać na zagrożenie, które faktycznie istnieje.
Łukasz Michalik, dziennikarz Wirtualnej Polski