Latający szpiedzy w pobliżu Krymu. RC‑135W Rivet Joint wcześniej latały nad Polską
Po raz pierwszy od początku rosyjskiej agresji na Ukrainę, w pobliżu Krymu jawnie pojawiły się samoloty NATO. Zwiad prowadziły brytyjskie samoloty rozpoznania radioelektronicznego. Poza zbieraniem danych była to również demonstracja – maszyny miały włączone transpondery, przez co ich lot mogli śledzić cywile z całego świata.
25.08.2022 | aktual.: 25.08.2022 12:16
RC-135W Rivet Joint to oczy i uszy wojska – choć lata zazwyczaj w przyjaznej lub międzynarodowej przestrzeni powietrznej, jest w stanie "zaglądać" dziesiątki czy nawet setki kilometrów dalej, w głąb terytorium innych państw.
Przed rozpoczęciem wojny w Ukrainie każdy znany publicznie lot tych maszyn rozpoznawczych był medialnym wydarzeniem.
Rozpoznanie nad Morzem Czarnym
Wojna za naszą wschodnią granicą zmieniła tę sytuację – niebo nad Polską nieustannie patrolują samoloty NATO, a wzdłuż naszych wschodnich granic regularnie przelatują różne samoloty zwiadu radioelektronicznego. Wśród nich są także RC-135W Rivet Joint, które patrolują wzdłuż granicy z Ukrainą i Białorusią, a także oblatują wokół Obwód Kaliningradzki.
Niedawno maszyny te wykonały jednak nietypową misję – po raz pierwszy od wybuchu wojny wleciały w sposób widoczny dla całego świata (z włączonymi transponderami) w głąb Morza Czarnego, zbliżając się do okupowanego przez Rosjan Krymu. Jaki mógł być cel takich lotów?
RC-135W Rivet Joint – latający zwiadowca
Samoloty RC-135 Rivet Joint to konstrukcja wywodząca się od pasażerskiego Boeinga 707. Przed laty ta innowacyjna maszyna wzbudziła zainteresowanie amerykańskiego wojska, co zaowocowało jej adaptacją do roli latającej cysterny i samolotu transportowego, a także – już na bazie wersji wojskowej - budową wariantu rozpoznawczego.
Zadaniem tej sporej maszyny (40 metrów rozpiętości skrzydeł, 41 metrów długości, masa startowa 146 ton) jest prowadzenie zwiadu radioelektronicznego. Jej pierwsza wersja z lat 60., nazywana "Jeżozwierzem", charakteryzowała się wystającymi z kadłuba, licznymi antenami.
Konstrukcja ewoluowała wraz z rozwojem technologii – obecnie wszelkiego rodzaju anteny i sensory są wbudowane w kadłub samolotu albo zasłonięte opływowymi owiewkami.
Rozmiary samolotu pozwalają na zastosowanie potężnych anten, co wraz z dużym zasięgiem, przekraczającym 9 tys. km, przekłada się na zdolności rozpoznawcze. Jeszcze w czasach Zimnej Wojny wersja RC-135E była w stanie wykryć obiekt wielkości piłki futbolowej z dystansu niemal 500 km, co pozwalało na śledzenie radzieckich testów rakiet balistycznych.
Z czasem powstały także wyspecjalizowane warianty tych maszyn, jak RC-135V przeznaczony do śledzenia emisji elektromagnetycznych czy RC-135X, zbierający dane o powtórnym – czyli niedługo przed uderzeniem w cel – wejściu w atmosferę pocisków balistycznych o międzykontynentalnym zasięgu.
Samoloty, które latały niedawno nad Polską, a w ostatnich dniach patrolowały rejon Krymu, to brytyjska wersja RC-135W, znana także pod nazwą Air Seekers. Trzy maszyny tego typu, należące do 51. Dywizjonu RAF, uzyskały gotowość operacyjną niedawno – w 2018 roku.
Demonstracyjna przelot
Ich lot – poza zadaniami rozpoznawczymi – był również swoistą demonstracją. Samoloty miały włączone trasnpondery, dzięki czemu ich przelot był widoczny także dla milionów użytkowników serwisów śledzących ruch lotniczy, takich jak FlightRadar24.
Maszyny nadleciały znad Rumunii, w międzynarodowej przestrzeni powietrznej przeleciały na południe od Krymu i bazy rosyjskiej floty w Sewastopolu, a następnie zbliżyły się do wschodniego wybrzeża Morza Czarnego.
Znajduje się tam kolejna baza rosyjskiej marynarki, Noworosyjsk, gdzie po ukraińskich atakach na Krym zostały przebazowane m.in. samoloty z lotniska Saki-Nowofiodorowka. Co konkretnie mogły śledzić brytyjskie maszyny?
SIGINT, czyli zobaczyć niewidzialne
Samoloty zwiadu elektronicznego – choć z racji owiewek anten mogą wydawać się podobne do maszyn wczesnego ostrzegania, określanych potocznie AWACS-ami – pełnią inną rolę. Ich głównym zadaniem (choć zazwyczaj mają i taką możliwość) nie jest kontrola przestrzeni powietrznej, ale rejestrowanie różnego rodzaju emisji, nie tylko elektromagnetycznych.
Wojskowy sprzęt nieustannie coś wysyła. Wszelkiego rodzaju łączność, wymiana danych, uruchomienie radaru – wszystko to sprowadza się do wysyłania fal radiowych.
Jeśli jakiś pojazd czy samolot porusza się w całkowitej, radiowej ciszy – emituje ciepło, które z dziesiątek kilometrów można wykryć sensorami takimi, jak IRST. Różne obiekty można także wykryć za pomocą radarów, skanujących nie tylko przestrzeń powietrzną, ale także powierzchnię ziemi.
Zadania tego typu noszą ogólną nazwę SIGINT (Signal Intelligence), a informujący o brytyjskiej misji serwis Milmag podaje ich bardziej szczegółowy podział:
- ELINT (Electronic Intelligence): wykrywanie i rozpoznawanie sygnałów emitowanych przez elektroniczne urządzenia wojskowe, stacje radiolokacyjne i transpondery;
- COMINT (Communications Intelligence): wykrywanie i rozpoznawanie komunikacji;
- FISINT (Foreign Instrumentation Signals Inteligence): wykrywanie i rozpoznawanie sygnałów generowanych przez urządzenia telemetryczne;
- MASINT (Measurement and Signature Intelligence): monitorowanie i pomiar emisji w spektrum elektromagnetycznym i w podczerwieni;
- RADINT (Radar Intelligence): rejestrowanie sygnałów emitowanych przez stacje radiolokacyjne.
Zdalne rozpoznanie
Wszystko to daje obraz tego, co dzieje się setki kilometrów dalej, w głębi terytorium obcego państwa. Pozwala zarazem na rejestrowanie, przetwarzanie i gromadzenie wzorców emisji, charakterystycznych dla różnego rodzaju sprzętu.
Dzięki takim danym można później – porównując otrzymane dane ze wzorcem – łatwiej wykryć nie tylko obecność jakiegoś obiektu, ale zdalnie, z bezpiecznego dystansu stwierdzić, że leci konkretny typ wojskowego samolotu, przemieszczają się wojska pancerne czy wystrzelono określony typ rakiety.
Łukasz Michalik, dziennikarz Wirtualnej Polski