Broń jądrowa Izraela. Tajny gwarant istnienia państwa
Broń jądrowa to dla Izraela polisa bezpieczeństwa i rozwiązanie ostateczne w sytuacji, gdyby istnienie państwa było zagrożone. Izrael rozważał jej użycie co najmniej dwukrotnie. Jak to możliwe, że niewielkie i biedne w latach 60. państwo zdobyło broń zarezerwowaną wówczas dla największych światowych potęg?
16.11.2023 | aktual.: 16.11.2023 17:20
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Słowa ministra Amihaja Elijahu, który proponował zrzucenie na Strefę Gazy bomby atomowej trudno uznać za coś więcej, niż nieodpowiedzialny eksces radykalnego polityka. Izrael ma jednak w swojej przeszłości przygotowania do użycia broni jądrowej i co najmniej dwukrotnie rozważał jej wykorzystanie.
Skąd jednak w Izraelu wzięła się broń jądrowa? Zwłaszcza, że w latach 60. XX wieku na jej posiadanie stać było tylko pięć największych, światowych mocarstw: Stany Zjednoczone, Rosję, Wielką Brytanię, Francję i Chiny.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Izrael był na tym tle krajem nie tylko małym, ale – w tamtym czasie – biednym, o zasobach dalece niewystarczających do samodzielnego zbudowania broni jądrowej. Dlatego, aby dołączyć do atomowego klubu, potrzebował pomocy z zewnątrz.
Zobacz także: Czy to sprzęt NATO, czy rosyjski?
Izraelska bomba atomowa za niemieckie pieniądze
Plany pozyskania broni jądrowej sięgają początków współczesnego Izraela – państwa utworzonego i początkowo rządzonego przez ludzi, którzy ocaleli z Holokaustu i rozumieli, że istnienie nowego kraju zależy od jego siły militarnej.
Dlatego pierwszy premier Izraela, urodzony w mazowieckim Płońsku Dawid Ben Gurion, uznał zdobycie broni jądrowej za warunek przetrwania Izraela.
Jak w książce "The Bomb in the Basement" opisuje izraelski dziennikarz śledczy Michael Karpin, pierwszym zagranicznym partnerem, który zapewnił Izraelowi podstawy do budowy programu atomowego, była Francja.
W zamian za współpracę wywiadowczą w latach 50. Francja dostarczyła najpierw mały reaktor badawczy, a następnie znacznie większy, pozwalający na produkcję plutonu. Został on umieszczony w pobliżu miasta Dimona na pustyni Negew.
Środki potrzebne do finansowania atomowych inwestycji także pochodziły z zagranicy – zapewnił je Instytut Sonneborna. Nazywano tak nieformalne forum amerykańskich Żydów, zaangażowanych m.in. w finansowanie sił zbrojnych Izraela poprzez sprzedaż na amerykańskim rynku izraelskich obligacji. W latach 50. środki te stanowiły około 35 proc. izraelskiego budżetu, przeznaczanego na rozwój kraju.
Ostatnim elementem atomowej układanki okazało się tajne (ujawniono je dopiero w 2015 roku) porozumienie pomiędzy Izraelem i Niemcami o nazwie Geschäftsfreund, opisane przez niemiecką redakcję "Die Welt".
Niemcy, biorąc odpowiedzialność za popełnione w czasie II wojny światowej zbrodnie, zdecydowały się wówczas na sfinansowanie izraelskiego programu jądrowego. Dostęp do potężnej broni miał stać się dla Izraela polisą bezpieczeństwa i gwarantem, że Holokaust nigdy się nie powtórzy.
Prace nad programem jądrowym finansowano z funduszu pomocy dla państw rozwijających się, przekazując pieniądze Izraelowi m.in. pod pretekstem budowy przemysłu tekstylnego.
Zobacz także
Surowce niezbędne do budowy bomby zdobyto m.in. poprzez przeprowadzoną przez izraelskie agencje Lakam i Mosad Operację Plumbat, podczas której skradziono z niemieckiego frachtowca "Scheersberg" 200 ton tlenku uranu.
Wojna sześciodniowa i Operacja Samson
W rezultacie w momencie wybuchu wojny sześciodniowej – w 1967 roku – Izrael dysponował kilkoma (na pewno co najmniej dwoma) ładunkami nuklearnymi. Nie była to jeszcze funkcjonalna broń, którą można byłoby włożyć do głowicy rakiety czy bomby, ale spore ładunki, które trzeba było w kontrolowany sposób zdetonować.
Zaskoczenie wojną sześciodniową sprawiło, że Izrael podjął taką decyzję. W ramach Operacji Samson (analizy dotyczące użycia izraelskiej broni noszą nazwę Opcji Samsona) izraelskie siły specjalne miały wlecieć śmigłowcami (według części źródeł mieli to być spadochroniarze) z ładunkiem jądrowym na terytorium Egiptu i na szczycie jednej z gór doprowadzić do detonacji.
Celem operacji nie było zniszczenie wojsk przeciwnika czy zadanie mu strat, ale zademonstrowanie wrogom, że Izrael dysponuje już bronią atomową i kontynuacja wojny będzie oznaczała, że użyje jej w walce. Ponieważ – po początkowych niepowodzeniach – Izrael odzyskał inicjatywę i pokonał napastników, Operacja Samson nie została przeprowadzona.
Wojna Jom Kipur
Drugim przypadkiem, gdy użycie broni jądrowej przez Izrael było prawdopodobne, okazała się wojna Jom Kipur. Początkowy sukces państw arabskich był bardzo duży – natarcie przebiegało na tyle sprawnie, że Syryjczycy sami zatrzymali swoje oddziały, nie wierząc w tak spektakularne powodzenie i obawiając się, że ich siły są wciągane w zasadzkę.
Nic takiego nie miało jednak miejsca, a o krytycznej sytuacji Izraela dobitnie świadczy fakt, że do walki rzucane były nie całe związki taktyczne, jak brygady, ale formowane naprędce z napływających do punktów zbornych rezerwistów coraz mniejsze oddziały. Doszło do tego, że w decydującym momencie wojny front trzymał się za sprawą dosyłanych pospiesznie, pojedynczych plutonów.
Podobnie jak podczas wojny sześciodniowej, także i w czasie wojny Jom Kipur ostatecznie, po początkowym chaosie, Cahal zdołał odeprzeć przeciwnika przy użyciu konwencjonalnej broni. Atom nie był potrzebny.
Czy Izrael ma broń jądrową?
Oficjalnie Izrael nigdy nie przyznał ani nie zaprzeczył, że posiada broń jądrową. Jak złośliwie zauważyła rzeczniczka MSZ Rosji Maria Zacharowa, ostatecznie potwierdził to dopiero w 2023 roku izraelski minister dziedzictwa Amihaj Elijahu stwierdzając, że użycie broni jądrowej w Strefie Gazy jest jedną z możliwych opcji.
Niezależnie od gróźb politycznego ekstremisty informacje na temat izraelskiego arsenału jądrowego są bardzo skąpe. Część ujawnił w latach 80. jeden z pracowników izraelskiego sektora jądrowego, Mordechaj Vanunu. Inne to wynik analiz lub trudnych do zweryfikowania spekulacji.
Izraelska triada nuklearna
Obecnie Izrael ma do dyspozycji około 300-500 głowic jądrowych, z czego tylko część nadaje się do szybkiego użycia. Ma także – prawdopodobnie – pełną triadą nuklearną. Nazwą tą określa się lądowe, powietrzne i morskie środki przenoszenia broni jądrowej, pozostające w dyspozycji tylko nielicznych państw, jak USA czy Rosja.
Nawet Wielka Brytania czy Francja nie mają pełnej triady. Wielka Brytania powierza atomowe odstraszanie marynarce wojennej z okrętami podwodnymi typu Vanguard. Francja ma do dyspozycji okręty podwodne typu Le Triomphant i samoloty Rafale, przenoszące pociski ASMP-A.
Izrael dysponuje stacjonującymi na lądzie pociskami balistycznymi z rodziny Jerycho (Jerycho 1, 2 i 3) o zasięgu od 500 km do ponad 11 tys. km. Izraelska marynarka wojenna użytkuje także pięć (szósty w budowie) zbudowanych w Niemczech okrętów podwodnych typu 800 (Dolphin I i II), zdolnych do wystrzeliwania morskiej wersji opracowanych w Izraelu pocisków Popeye (AGM-142 Have Nap) o zasięgu 78 km. Pociski te mogą przenosić głowice jądrowe.
Ostatnim elementem izraelskiej triady nuklearnej są samoloty F-16 i F-15 (zwłaszcza warianty F-16I i F-15I), które mogą przenosić bomby z głowicami jądrowymi. Zdolność tę mają prawdopodobnie także najnowsze nabytki izraelskiego lotnictwa, czyli samoloty F-35I Adir.
Łukasz Michalik, dziennikarz Wirtualnej Polski