Zabili przypadkowego kelnera. Operacja "Gniew boży" i największa wpadka izraelskiego Mosadu
Izraelskie służby specjalne uchodzą za najlepsze na świecie. Nawet najlepszym zdarzają się jednak kompromitujące wpadki. W wyniku jednej z nich zamachowcy zabili zupełnie niewinnego człowieka.
23.01.2021 10:09
W 1972 roku palestyńscy terroryści z organizacji Czarny Wrzesień zaatakowali w Monachium izraelską drużynę olimpijską. Do wioski olimpijskiej fedaini dostali się z pomocą nieświadomych niczego amerykańskich sportowców. Widząc mężczyzn z marynarskimi torbami, Amerykanie uznali ich za imprezowiczów, którzy wyrwali się w nocy, by korzystać z uroków życia.
W torbach zamiast sprzętu sportowego były jednak kałasznikowy i "tetetki", którymi – po wtargnięciu do kwater izraelskiej reprezentacji – Palestyńczycy sterroryzowali sportowców, biorąc 11 zakładników. Zażądali wypuszczenia przez Izrael palestyńskich więźniów, uwolnienia przez Niemcy terrorystów z Frakcji Czerwonej Armii, a także podstawienia samolotu i bezpiecznego przelotu do Kairu.
Masakra w Monachium
Problem polegał na tym, że Niemcy nie dysponowali jednostką antyterrorystyczną. Na domiar złego niemieckie władze odrzuciły ofertę Izraela, w którym odpowiedni oddział oczekiwał w gotowości na rozkaz wylotu. W rezultacie akcji odbicia zakładników nie miał ani kto zaplanować, ani przeprowadzić.
Na domiar złego kluczowe decyzje podejmowali nie specjaliści, ale politycy. Efekt okazał się tragiczny: próba odbicia zakładników, przeprowadzona przez niemiecką policję, przerodziła się w masakrę.
W bezładnej i nieskutecznej strzelaninie terroryści zabili jednego z policjantów, a na dodatek mieli dość czasu, by zabić zakładników, podpalając przy okazji śmigłowce, którymi dostali się na lotnisko. W sumie zginęło 17 osób: 11 Żydów, niemiecki policjant i pięciu z ośmiu porywaczy.
Pojazd opancerzony niemieckiej policji, wykorzystany podczas akcji antyterrorystycznej
Wyrok na Czarny Wrzesień
Masakra w Monachium miała ważne skutki. Jednym z nich było błyskawiczne – bo trwające zaledwie dwa miesiące – utworzenie w Niemczech jednostki antyterrorystycznej GSG 9. Niemcy wyciągnęli wnioski z niedawnej niemocy - GSG 9 szybko zyskała sławę jednej z najlepszych na świecie, stając się wzorem dla kolejnych tego typu jednostek powstających w innych krajach.
Monachijska tragedia oznaczała coś jeszcze. Być może przywódcy Czarnego Września nie mieli tej świadomości, ale zabijając izraelskich sportowców, podpisali na siebie wyrok śmierci. Bo Izrael odpowiedział serią nalotów na palestyńskie cele, a także operacją "Gniew boży", czyli decyzją o fizycznej eliminacji osób zaangażowanych w atak na sportowców.
Do akcji ruszyły wyszkolone przez Mosad szwadrony śmierci.
Operacja "Gniew boży"
Palestyna szybko stała się dla przywódców fedainów zbyt niebezpieczna. Część z nich przeniosła się do Libanu, gdzie zginęli. Inni wyjechali w różne rejony świata. Z podobnym skutkiem – ich ciała znajdowano na Malcie, w Rzymie czy w Paryżu.
Prawdopodobnie "Gniew boży" uderzył także w Warszawie, gdzie w 1981 roku w hotelu Victoria siedmiokrotnie postrzelony został jeden z przywódców Czarnego Września, Abu Daoud.
Współczesny widok hotelu Sofitel Victoria
Wśród celów Mosadu znalazł się także Ali Hassan Salameh, uznawany za człowieka, który zaplanował atak w Monachium. Zgodnie z informacjami wywiadu, Palestyńczyk ukrył się w Norwegii, w małym miasteczku Lillehammer. Korzystając ze spokojnego azylu miał organizować kolejną komórkę Czarnego Września.
Agenci jak z komedii
Jego śladami ruszyła grupa agentów Mosadu. Ci od samego początku zachowywali się tak, jakby grali w komedii o szpiegach – nieudacznikach.
Sam fakt, że do małego miasteczka przybyło nagle kilkunastu zagranicznych przybyszów, wywołał zainteresowanie mieszkańców. Podobnie jak fakt, że "goście" z jakiegoś powodu paradowali po ulicach, rozmawiając przez krótkofalówki.
Niebawem miało okazać się, że choć w hotelu zameldowali się używając fałszywych tożsamości, to potrzebne do działania samochody wynajęli na własne nazwiska. Na domiar złego dowódca grupy wpadł do rowu i poturbował się na tyle, że nie mógł brać udziału w dalszej akcji.
Najgorsze miało jednak dopiero nadejść.
Sylvia Rafael, jedna z agentek biorących udział w zabójstwie
Nocna egzekucja
Nocą 21 lipca 1973 roku Ahmed Bouchiki wracał z kina do domu. Towarzyszyła mu ciężarna żona. Nagle przechadzającej się parze zajechał drogę samochód, z którego wyskoczyły dwie osoby trzymające w rękach pistolety z tłumikami. Na oczach żony napastnicy wystrzelili do Bouchikhiego w sumie 13 pocisków, po czym z piskiem opon odjechali w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku.
Problem polegał na tym, że zastrzelili niewinnego człowieka. Było to pierwsze zabójstwo w Lillehammer od 36 lat.
Współczesny widok na Lillehammer
Brat lidera Gipsy Kings
Ahmed Bouchiki naprawdę był tym, za kogo się podawał – ekonomicznym uchodźcą z Maroka, którego międzynarodowe powiązania ograniczały się do braterskich więzów krwi z Chico Bouchikhim z zespołu Gipsy Kings.
Co gorsza, jego tożsamość była powszechnie znana. Wystarczyło dołożyć elementarnych starań, by sprawdzić, że człowiek ten żyje w Lillehammer od lat, ma w mieście znajomych, porusza się rowerem i z całą pewnością nie jest niedawnym przybyszem z Bliskiego Wschodu.
Zdemaskowanie siatki Mosadu
Nic dziwnego, że zabójstwo w Lillehammer spotkało się z powszechnym potępieniem. Norwegowie błyskawicznie przystąpili do działania. Było to tym łatwiejsze, że świadkowie zabójstwa zanotowali numery samochodu, którym przyjechali agenci. A ci, uciekając z miejsca egzekucji, przejechali obok policyjnego patrolu przekraczając prędkość.
Schwytani Izraelczycy podczas przesłuchania nie zachowali milczenia. Wydali zarówno informacje o operacji, jak i swoich współpracowników, a także - co rząd norweski utrzymywał w sekrecie aż do ujawnienia sprawy Mordechaja Vanunu - tajemnice izraelskiego programu atomowego. Norweskie służby zdołały zatrzymać ośmiu uczestników zabójstwa, którzy otrzymali jednak małe wyroki. Nie odsiedzieli ich zresztą w całości – gdy sprawa przestała interesować media, zostali deportowani do Izraela.
Wszyscy nie żyją
Mimo kompromitacji, Mosad nie przerwał operacji "Gniew boży". Ali Hassan Salameh, za którego niewinnie zginął marokański kelner, został namierzony kilka lat później. Gdy odwiedzał w Bejrucie swoją żonę, Miss Universe 71 Georginę Rizk, obok jego samochodu eksplodował zaparkowany volkswagen. Zginął Ali Hassan, jego czterech ochroniarzy i czterech przypadkowych przechodniów.
Ali Hassan nie był ostatnim celem. W ciągu 20 lat od ataku w Monachium, Mosad zlikwidował wszystkich znanych organizatorów i sprawców zamachu. Choć Izrael wypłacił wdowie i dzieciom Ahmeda Bouchikiego odszkodowanie, nigdy oficjalnie nie wziął odpowiedzialności za jego zabójstwo ani za nie nie przeprosił. Wyraził jedynie żal z powodu "niefortunnej" śmierci.